wtorek, 18 grudnia 2012

WB Lubomir kard. Huzar o stosunku UKGK w diasporze do nie-Ukraińców

 
 Temat stosunku UKGK do nie-Ukraińców tudzież roli i miejsca tychże w Kościele greckokatolickim był na tym blogu poruszany nie raz i nie dwa. Np. we wpisie z 18.II.2011 zawarłem swego rodzaju antologię cytatów z różnych źródeł, świadczących o tym, że ani istnienie grekokatolików innej niż ukraińska narodowości, ani też uwzględnianie przez Kościół innych niż ukraiński języków w duszpasterstwie - nie są niczym złym, niesłychanym, ani też w ogóle nowym.

Nie zacytowałem wtedy ówczesnego Predstojatela UKGK, Wielce Błogosławionego Lubomira (od 2011 na emeryturze) - a szkoda, bo cytat, który prezentuję poniżej, byłby w sam raz. Ale cóż - dopiero w tych dniach odkryłem na blogu red. A. Babinśkiego wywiad z WB Lubomirem, przeprowadzony w 2009 r. przez tegoż Babinśkiego wraz z red. P. Didułą.

Nie mam teraz czasu tłumaczyć tego tekstu - ale dysponuję dostępem do programu transkrybującego ukraińskie teksty polskimi literami, więc może taka forma będzie dla polskojęzycznego czytelnika strawniejsza i zrozumialsza od oryginału?

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------


Na siohodni w Ameryci postało składne zawdannia pojednaty misiju sered naszczadkiw naszych emihrantiw, predstawnykiw nowoji chwyli emihraciji i ludej inszych nacionalnostej. Jak pojednaty potreby wsich cych ludej? 

Treba maty rozuminnia Cerkwy. Baczyte, majemo czotyry chwyli emihrantiw. Ja osobysto nałeżu do tretioji chwyli emihrantiw. Pryhaduju, koły my pryjszły w Ameryku, w Kanadu, zustriłysia iz wże czynnymy instytucijamy jeparchijamy, parafijamy, riznoho rodu cerkownymy i switśkymy orhanizacijamy, ałe kontakt z predstawnykamy druhoji czy perszoji chwyli ne buw dla nas łehkym. Wony widczuwały pewnu trudnist´, ja ne każu nechit´, ałe pewne nerozuminnia nowych emihrantiw. Bo pryjszły ludy, duże widminni wid nych. Teper wże tretia chwyla dobre osiła, stworyła, tak by skazaty, swoji struktury, a tut prychodyt´ nowa - czetwerta chwyla ludej, ja by skazaw, ludej «pidsowiećkych». Ja ne każu cioho w złomu rozuminni, tilky ci ludy wychowani w duże inszych obstawynach, w jakych sposib dumannia, sposib pidchodu do spraw je inakszym. Znowu ż, tam my majemo konflikty, ne tak konflikty, może, a brak spiwpraci. I ce zabere czasu, dobrych kilka rokiw szcze, poky ci dwi chwyli, ti wsi poperedni chwyli j cia nowa zacznut´ spiwpraciuwaty. Druhe pytannia, jake Wy poruszyły,– ce isnuwannia i pracia naszoji Cerkwy sered «czużych ludej». «Czużych» – u znaczenni ne ukrajinśkoho pochodżennia.
Meni zdajet´sia, szczo nasza Cerkwa powynna buty wpowni widkryta dla nych. My ne powynni kazaty, szczo ukrajinśka Cerkwa wykluczno dla ukrajinciw, jakszczo ty ne howorysz ukrajinśkoju – het´. Ni. Ce ne prawylno. Cerkwa powynna buty widkryta. My ne choczemo z tych ludej robyty ukrajinciw abo obmeżuwaty Cerkwu suto do ukrajinciw czy ukrajinomownych, ałe my musymo zberehty tu tradyciju, jaku my prynesły Ukrajiny – duchownu tradyciju. Nawit´ jakszczo powynni ce zrobyty mowoju krajiny, w jakij my opynyłysia. Skażimo, w Piwnicznij Ameryci – anhlijśka mowa. Musymo perekłasty naszi Bohosłużinnia, ałe czoho my ne powynni perekładaty, to ce naszoji duchownosti. My powynni buty nastilky swidomymy, chto my je, szczoby my mohty ce skazaty czużoju mowoju. I jakszczo chtoś zacikawłenyj i widczuwaje, szczo ta duchownist´ promowlaje do nioho, joho treba pryhornuty, ne widkynuty. Odnym słowom, nasza Cerkwa musyt´ buty widkrytoju. Ne bojatysia, szczo my perestanemo buty soboju, koły budemo maty u sebe ludej inszych narodiw czy inszych kultur. Jakszczo my je swidomi swoho, jakszczo my perekonani j majemo naprawdu hłyboke rozuminnia, szczo ce – nasza tradycija, my ne majemo czoho bojatyś. My pryjmemo jich, wony skriplat´ naszu Cerkwu. Wony ne zrujnujut´ jiji. Ne tak łehko nam ce pryjniaty, je rizni dumky szczodo cioho. Ja Wam każu tak, jak, meni zdajet´sia, wono powynno buty. Ce poniattia widkrytoji Cerkwy, jaka ne bojit´sia, jaka je swidoma i hotowa posłużyty inszym. Bo tut rozchodyt´sia pro służinnia. My choczemo z nymy podiłytysia naszymy skarbamy.
Naszi didy, pradidy, bat´ky, szczo pryjichały do Piwnicznoji j Piwdennoji Ameryky, niczoho z soboju ne prywezły – porożni kyszeni, ałe prywezły wiru w Boha. I buduwały Cerkwy, skorisze, jak buduwały swoji własni chaty. Wony buły wirujuczymy lud´my. Wony tu wiru zberehły. Ta wira rozrosłasia, postały jeparchiji, mytropoliji. Odnym słowom, my zakorinyłysia w tamtesznij zemli. Nasze tretie, czetwerte, pjate, szoste pokolinnia poczuwajet´sia w Ameryci ciłkowyto wdoma. Wony wże ne je emihranty, wony tam udoma. Może, wony pryjszły na sto rokiw piznisze wid anhłosaksiw czy wid irłandciw, ałe siohodni wony tam wże widczuwajut´ sebe ciłkowyto wdoma. Wony wże je miscewymy lud´my, ałe wodnoczas majut´ wełykyj skarb, jakyj jim peredały jichni bat´ky i jichni pradidy, jichni predky, jaki prywezły ce z Ukrajiny. I wony powynni ne bojatysia, na moju dumku, tym skarbom diłytysia z inszymy. Czoho bojatysia? Ti «inszi» nas ne znyszczat´, jakszczo my załyszatymemoś soboju. My sami znyszczymosia, jakszczo my budemo sydity u swojemu hetto. Budemo hynuty z roku w rik, budemo słabszymy j słabszymy…
Jakszczo my budemo widważni, upewneni w sobi, swidomi swojeji tradyciji ta hidnosti, my ne stratymosia, my tilky skripymosia i szcze posłużymo inszym.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

"Dziennik Wschodni": "Śledztwo w sprawie drzew ocenią sędziowie"

Grupa oburzonych wycinką 71 drzew z dawnego cmentarza przy Unickiej mieszkańców Lublina odwołała się od decyzji prokuratury o umorzeniu śledztwa w sprawie zgody na usunięcie drzew. Takie odwołanie złożyło Stowarzyszenie Ochrony Miejsc Zapomnianych. (...) Zażalenie na decyzję prokuratury zostało skierowane do Sądu Rejonowego Lublin-Zachód. – W zażaleniu wskazujemy na brak wnikliwości prokuratury, w tym zignorowanie zeznań kluczowych świadków – informuje Janusz Piezga, przewodniczący stowarzyszenia.

Zarzutów do śledztwa ma znacznie więcej. – Mamy nadzieję, że zażalenie zostanie przyjęte, a sąd podzieli naszą argumentację i skieruje sprawę do ponownego rozpatrzenia – dodaje.



Pełny tekst artykułu - w witrynie "Dziennika Wschodniego". 

niedziela, 16 grudnia 2012

"Nowy Tydzień w Lublinie": "Skandaliczna wycinka umorzona"

Lubelska prokuratura umorzyła dochodzenie w sprawie niedopełnienia obowiązków przez pracowników Wydziału Ochrony Środowiska UM Lublin. Były dyrektor tego wydziału był obwiniany o to, że pozwolił prywatnemu deweloperowi, szykującemu plac pod hipermarket, na wycinkę 71 zdrowych, ponad dwóchsetletnich drzew, rosnących na terenie dawnego unickiego cmentarza. Barbara Grzegorczyk ze Stowarzyszenia Miejsc Zapomnianych jest zszokowana decyzją śledczych. – Będziemy się od niej odwoływać, ponieważ mamy fotografie pni drzew oraz protokół wykonany przez dendrologa, który jednoznacznie wskazuje, że drzewa były zdrowe – mówi. – W sobotę 4 lutego wycięto 66 drzew, w poniedziałek 6 lutego, kolejne pięć. Mimo naszych interwencji, urzędnicy nie kiwnęli palcem, żeby uratować te pięć. Jeśli nie wygramy tej sprawy, to będzie oznaczało, że w Lublinie można zrobić z przyrodą co się zechce. Ludzie, którzy popełnili takie błędy, muszą ponieść odpowiedzialność – podkreśla Barbara Grzegorczyk.

Ciąg dalszy oraz zdjęcie - w witrynie "NWwL". 

sobota, 15 grudnia 2012

"Wycinka przy Walecznych: Obrońcy drzew wysłali zażalenie do prokuratury"

Nie było podstaw do umorzenia postępowania w sprawie wycinki 71 drzew przy ul. Walecznych w Lublinie - uważa Stowarzyszenie Ochrony Miejsc Zapomnianych. - Wysłaliśmy zażalenie w tej sprawie - mówi prezes SOMZ. Jeśli prokuratura go nie uwzględni, sprawa trafi do sądu.
Stowarzyszenie zarzuca prokuraturze m.in. brak wnikliwości przy ocenie materiału dowodowego. - Śledczy zignorowali zeznania kluczowych świadków, w tym pracowników Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miasta - precyzuje Janusz Piegza, prezes SOMZ.

Ponadto, stowarzyszenie wytyka śledczym błędy w ustaleniach. - Prokuratorzy stwierdzili, że drzewa były w złej kondycji, a przecież były zdrowe - mówi Piegza i dodaje, że śledczy nie wzięli też pod uwagę oględzin, które na ich zlecenie przygotowali dendrolodzy.

- Do tego, prokuratura twierdzi, że wycinka nie wyrządziła żadnej szkody. Naszym zdaniem szkoda była duża - podsumowuje prezes SOMZ.


Ciąg dalszy artykułu red. EP (Ewy Pajuro?) na stronie WWW "Kuriera Lubelskiego". 

Zachęcam do lektury i komentowania online!

poniedziałek, 10 grudnia 2012

Przedwojenna tabliczka z cmentarza przy Unickiej/Walecznych

Sława Isusu Chrystu!

Temat dawnego cmentarza u zbiegu Walecznych i Unickiej w Lublinie jest chyba najczęściej poruszanym na tym blogu, zwłaszcza w bieżącym roku. Stało się to za przyczyną planów obecnego właściciela, przewidujących budowę tam tzw. "marketu na kościach". Czyli z powodów, co tu dużo mówić, zdecydowanie przykrych.

Warto jednakże, pisząc o tej nekropolii, oderwać się czasem od smutnej sprawy marketu i wycinki drzew z 4 bm.  Oto dawna, przedwojenna jeszcze tabliczka informacyjna:







(fotografia pochodzi z archiwum zarządu cmentarzy rzymskokatolickich w Lublinie).

Treść tabliczki:

CMENTARZ POLSKO-UNICKI

ZAŁOŻONY W ROKU 1611.

Ogrodzony za inicjatywą ALEKSANDRA BARANOWSKIEGO 
i ROBOTNIKÓW LUB. w 1924

Co wynika z tej tabliczki?


1) Intrygująca jest data 1611 - kwerenda archiwalna nie potwierdziła tak daleko sięgających korzeni nekropolii (acz pojawiały się hipotezy o jej XVI-wiecznym nawet rodowodzie). Może to pomyłka w dacie? Rok 1811 byłby, można by rzec - "w sam raz".

2) Określenie "polsko-unicki" obiektywnie jest nielogiczne: miesza narodowość z wyznaniem (obrządkiem). Ale jeśli przyjąć, że albo "polski" był tu synonimem "rzymskokatolickiego", albo "unicki" - "ruskiego" czy "ukraińskiego" - to wszystko wraca na swoje miejsca, zaś owi robotnicy czy pan Baranowski okazują się być nieźle zorientowani w dziejach cmentarza (oczywiście, w 1924 r. było im "bliżej" do tych czasów, żył jeszcze niejeden świadek okresu przed 1875 r.). Oczywiście, można też interpretować "polsko-unicki" jako podkreślenie nie dualistycznego charakteru cmentarza, a "polskości" lubelskich unitów. Niestety, nie da się zapytać autora tekstu, co mianowicie chciał wyrazić. :-(

3) Tabliczka pomija okres prawosławny (1875-1915, może i później). O czym to świadczy? Po pierwsze o traktowaniu tego cmentarza jako dobra nieprawnie zagarniętego przez Kościół prawosławny za czasów carskich - nielegalny zabór mienia nie tworzy tytułu własności, zwłaszcza moralnego. Po drugie, wskazuje raczej na to, że cmentarz w II RP nie był we władaniu prawosławnych, skoro nie przez nich został ogrodzony i tak właśnie na tabliczce opisany. Pośrednio świadczy o tym również fakt późniejszy: działkę nr 40 Parafia Prawosławna Przemienienia Pańskiego otrzymała w 1993 r. jako mienie zastępcze.

niedziela, 9 grudnia 2012

"Ul. Walecznych: Drzewa ścięli, śledztwo uschło"

Jeszcze rok temu na dawnym cmentarzu przy ul. Walecznych rosło 71 drzew. Parafia prawosławna, do której należy teren, znalazła firmę, która chciałaby postawić tu sklep.

 W lutym drzewa wycięto, bo podobno wszystkie bez wyjątku zagrażały bezpieczeństwu. Prokuratura właśnie umorzyła śledztwo w tej sprawie. Czy słusznie? 

 Cd. artykułu red. Dominika Smagi w witrynie "Dziennika Wschodniego".


A w jaki mianowicie sposób "śledztwo uschło"? O tym - od strony formalnej - dowiedzieć się można z lektury postanowienia o umorzeniu, opublikowanego na Facebook.com przez Stowarzyszenie Ochrony Miejsc Zapomnianych.

środa, 5 grudnia 2012

Stow. Ochrony Miejsc Zapomnianych wobec umorzenia postępowania prokuratorskiego ws. wycinki


 Stowarzyszenie Ochrony Miejsc Zapomnianych zamieściło w swym profilu na Facebook.com dwa ważne teksty. Pierwszym jest krótkie oświadczenie treści następującej:


Oświadczenie
Stowarzyszenie Ochrony Miejsc Zapomnianych jest oburzone postanowieniem Prokuratury Rejonowej Lublin-Północ o umorzeniu dochodzenia w sprawie przekroczenia uprawnień przez Pracowników Wydziału Ochrony Środowiska UM w Lublinie w związku z wycinką drzew na cmentarzu unickim w Lublinie w dniu 4 lutego 2012.
Postanowienie Prokuratury jest niezrozumiałe i kompromituje urząd. Wycinka była a

ktem dewastacji zasobów przyrodniczych dokonanym na terenie zabytkowym. Powołując się na względy bezpieczeństwa i rzekomo słabą kondycję zdrowotną drzew usunięto w jej wyniku zdrowe, wieloletnie okazy, co poświadczają zarówno liczne zdjęcia jak i opinie ekspertów. Trudno o bardziej jaskrawy przykład naruszenia prawa względem środowiska naturalnego. Nie ustaniemy w wysiłkach, aby sprawę doprowadzić do finału zgodnego z duchem praworządności.
 
 
 Drugi, obszerniejszy materiał  odnosi się do wielu szczegółów prokuratorskiego śledztwa, stawia bardzo ważne pytania i tezy - tym usilniej zatem zachęcam do jego lektury.
 
 
 Prokuratura idzie w zaparte

Kiedy po bulwersującej opinię publiczną Lublina wycince drzew na byłym cmentarzu Prezydent zapowiedział audyt w Wydziale Ochrony Środowiska, a sprawą zainteresowała się prokuratura przez moment wydawało się, że będzie tak, jak być powinno – skandal zostanie prześwietlony i rozliczony, zgodnie z prawem i obywatelskim sumieniem. Tymczasem do skandalu z 4 lutego b.r. prokuratura dopisała ciąg dalszy umarzając postępowanie. Oburzający werdykt jest finałem niezrozumiałego dochodzenia. Prowadzono je „w sprawie” z art. 231 par. 1. kpa, tj. o przekroczenie uprawnień urzędników Wydziału Ochrony Środowiska UM – organu, który wydał pozytywną decyzję wycinki. W tym kontekście przeprowadzone w toku postępowania przesłuchania i konfrontacje pracowników wymienionego wydziału wydają się naturalne, jaki jednak związek ze sprawą miały przesłuchania prezesa, wiceprezes i członków Stowarzyszenia Ochrony Miejsc Zapomnianych? Pytania nie dotyczyły zdarzenia tylko naszej działalności – pytano o okoliczności zawiązania Stowarzyszenia, ilość członków, datę rejestracji, częstotliwość spotkań. Cytując fragmenty z regulaminu podczas przesłuchania w Komendzie Miejskiej miałem wrażenie, że nasz wymiar sprawiedliwości nie wie co to jest organizacja pozarządowa. Niektóre z pytań zawierały insynuacje (jakie są ukryte cele Stowarzyszenia?). Ci z członków, którzy pamiętają czasy „Milicji Obywatelskiej” żartowali nawet, że dochodzenie weszło w nową fazę i teraz „wzięli się za nas”.
 
 Postępowanie „w sprawie” zostało sprowadzone do kwestii proceduralnych. Tropiąc ścieżki obiegu dokumentów w Wydziale zignorowano to, co istotnie zaszło w dniu 4 lutego. Przypomnijmy: Na terenie objętym nominalnie ochroną konserwatorską wycięto zdrowe drzewa, które wnioskodawca reklamował jako chore. Rzeczywistą kondycję drzew dokumentują zdjęcia i pisemna opinia niezależnego eksperta sporządzona bezpośrednio po zdarzeniu. Pracownicy Wydziału Ochrony Środowiska ponaglani przez swojego przełożonego nie dokonali w terenie oględzin weryfikujących twierdzenie wnioskodawcy. Jako podmiotowi dysponującemu instytucjonalnym autorytetem (wniosek złożyła przecież Parafia a nie jakiś Kowalski) uwierzono mu zapewne „na słowo”. W konsekwencji - wydając decyzję zgodną z umotywowanym jak wyżej wnioskiem - nie naliczono też opłaty za ścięte drzewa. Procedury niewątpliwie naruszono, ale nie o nie same tu chodzi tylko o zasadność decyzji. W istocie kwestią drugorzędną są źródła, z jakich Wydział mógł czerpać wiedzę o kondycji zdrowotnej drzew porastających unicki cmentarz, istotne natomiast jest to, czy wiedza, którą dysponował była adekwatna i – w konsekwencji – czy właściwe były wynikające z niej działania. Ten problem – kluczowy przecież – prokuratura ominęła szerokim łukiem.


Zignorowano też inne wątki sprawy.
Dlaczego następca odchodzącego dyrektora Wydziału, w dążeniu do zapobieżenia egzekucji feralnej decyzji nie powiadomił prokuratury o podejrzeniu naruszenia prawa przez poprzednika? (Art. 184 kpa – udział prokuratury). To ochroniłoby drzewa. Zamiast tego podjął działania administracyjne, których nieskuteczności – jako doświadczony urzędnik – był świadom. „Wiedzieliśmy, ale zaryzykowaliśmy” – tak po wycince tłumaczył w Radiu Lublin jeden z kierowników z Wydziału karkołomną decyzję o zmianie decyzji z 9 listopada 2011, zawężającą ilość podlegających wycince drzew z 76 do 14 (!), zaskarżoną wskutek braków formalnych przez wnioskodawcę do SKO i ostatecznie, przez wspomniane gremium, unieważnioną. Dlaczego nikt z urzędników Wydziału Ochrony Środowiska nie zwrócił uwagi na fakt, że wnioskodawca w odstępie dziesięciu miesięcy złożył dwa motywowane różnymi względami wnioski o wycinkę, przy czym wniosek uzasadniany zamiarami inwestycyjnymi okazał się bardziej „powściągliwy” co do rozmiaru wycinki, aniżeli ten, który ostatecznie zrealizowano? Czyżby w ciągu 10 miesięcy aż tak dramatycznie pogorszyła się kondycja ponad 70 drzew? Owszem, wnioskodawca wezwany przez Wydział do uzupełnienia pierwszego wniosku nie uczynił tego, w związku z czym nie był on przedmiotem dalszego postępowania. Urzędnicy jednak mają głowy i biorą publiczne pieniądze nie tylko za to, żeby działać zgodnie z przepisami, ale również i za to, żeby w swojej pracy robili z tych głów od czasu do czasu użytek. Gołym okiem przecież widać, że w świetle pierwszego wniosku motywacja drugiego to „ lipa”.
Dlaczego wreszcie nikt z urzędników, rozpatrując wniosek, nie skonsultował go z miejskim konserwatorem zabytków, skutkiem czego dopuszczono nie tylko do usunięcia drzew, ale i do tego, aby przez kilka godzin ciężkim sprzętem rozjeżdżano teren, na którym znajdują się komory grobowe (usunięto go dopiero po naszej interwencji)?
 
 Postanowienie o umorzeniu ufundowane jest na absurdalnej logice dopuszczającej przestępstwo „zgodne z przepisami”. To kpina z prawa i z ludzi. Nie chcemy Temidy, która niczym pirat przepaskę nosi tylko na jednym oku – lewym bierze wzgląd na osoby a prawe zasłania przed faktami. Przykro i wstyd, że dzieje się to w Lublinie. Powiedzmy jasno: tu już nie chodzi wyłącznie o cmentarz i miejską zieleń, chodzi o elementarną sprawiedliwość, której rażący deficyt uświadamia mieszkańcom wspomniana decyzja. Jest on dla ludzi nie mniej dolegliwy niż deficyt miejsc pracy, nie zrekompensują go kolejne infrastrukturalne sukcesy dynamicznej prezydentury – nawierzchnie, chodniki, skrzyżowania. Jeżeli w tym względzie nic się u nas nie zmieni to lotnisko, którym obdarowała lublinian pęczniejąca grupa „dotrzymujących słowa” posłuży chyba tylko do tego, aby stąd wygodnie uciec.

Sprawę cmentarza unickiego czeka niebawem kolejna batalia prawna. Właściciel – Parafia Prawosławna zaskarżył bowiem plan zagospodarowania przestrzennego dla terenu u zbiegu ulic Unickiej i Walecznych do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Pozostaje mieć nadzieję, że miasto, które fatalnymi decyzjami urzędników przyłożyło rękę do wycinki tym razem poważnie stanie w obronie swoich uchwał i postępowanie nie zakończy się farsą. Pewności takiej jednak nie mamy.

wtorek, 4 grudnia 2012

Wraca sprawa wycinki na cmentarzu: eksdyrektor jednak niewinny?

Z przykrością wracam do sprawy dokonanej 4 lutego br. wycinki drzew na dawnym cmentarzu u zbiegu Walecznych i Unickiej w Lublinie. 

Jak już pisałem w lutym br., były dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska Urzędu Miasta Lublin, p. Marian Stani (nb. obecnie zatrudniony w Urzędzie Gminy Jedlnia-Letnisko na stanowisku naczelnika Wydziału Inwestycji i Gospodarki Komunalnej) stał się przedmiotem doniesienia do prokuratury w związku z okolicznościami, w których wydał zgodę na wycinkę. 16.II.2012 pytałem: "Czy eksdyrektor odpowie karnie za zezwolenie na wycinkę?"

No i doczekałem się odpowiedzi:

Śledztwo właśnie zostało umorzone.

Prokuratura potwierdziła wprawdzie, że zgadzając się na wycinkę, Stani nie zrobił wizji lokalnej, ale korzystał z wyników oględzin przeprowadzonych wcześniej, tyle że w zupełnie innych postępowaniach związanych ze skargami mieszkańców.

Śledczy uznali też, że wydział ochrony środowiska nie miał obowiązku naliczyć prawosławnej parafii ekstra opłaty. Ta jest obligatoryjna tylko wtedy, gdy działkę przeznaczono pod inwestycję, a teren przy Walecznych nie ma takiego statusu. W dodatku już w trakcie śledztwa na fali krytyki związanej z wycinką urząd zablokował jakiekolwiek próby stawiania supermarketów w tym miejscu. Ma to być miejsce pamięci.

Prokurator Jadwiga Nowak podkreśla też, że większość drzew, które poszły pod piłę, była chora, a parafia pw. Przemienia Pańskiego zobowiązała się do nasadzenia nowych drzew i krzewów przy jednej z lubelskich szkół. Ratusz nie zna szczegółów umorzenia i go na razie nie komentuje. Stanowisko prokuratury może zaskarżyć do sądu Stowarzyszenie Ochrony Miejsc Zapomnianych.


Całość artykułu red. Karola Adamaszka dostępna na stronie "Gazety w Lublinie".


Warto też przeczytać artykuł EP (red. Ewy Pajuro?) w "Kurierze Lubelskim".

W kontekście umorzenia tej sprawy polecam także artykuł z "Dziennika Wschodniego" "Ściął topolę, która przygniotła jego matkę. Teraz ma zapłacić 18 tys. zł."


"Dziennik Wschodni" opublikował również artykuł  "Wycięto wszystkie drzewa. Śledczy: Nie ma za co karać", poświęcony umorzeniu sprawy eksdyrektora.

poniedziałek, 3 grudnia 2012

niedziela, 21 października 2012

Kopuły cerkiewne w gęstwie jesiennego listowia

Właśnie rozpocząłem "karierę" użytkownika cyfrowego aparatu fotograficznego. Oto niektóre zdjęcia wykonane dzisiaj (niedzielne popołudnie 21.X.2012) na Sławinku w Lublinie.

Cerkiew Narodzenia NMP (na terenie Muzeum Wsi Lubelskiej) - z oddali widać jeno kopuły w gąszczu żółknących i czerwieniejących liści:








Aleja Warszawska. Widok od strony centrum w kierunku Warszawy...







....i od strony Warszawy w kierunku centrum:




Zdjęcia te obrazują nie tylko drzewa liściaste w pięknej jesiennej szacie (co nie jest ostatecznie niczym nadzwyczajnym w przyrodzie), ale i ostatnie chwile alei Warszawskiej w starym kształcie. Zapewne na przełomie listopada i grudnia br. zostanie ona zamknięta na sporym odcinku po obu stronach zbiegu z al. Solidarności - i w roku 2014, jak zapewniają media lokalne, na tym odcinku przebiegać będzie górą  (po nasypie i estakadzie), ponad al. Solidarności, przedłużoną w dolinie Czechówki celem stworzenia dojazdu do obwodnicy i drogi do Warszawy (S-17).

Wskutek tej rewolucji nasza plebania straci możliwość wjazdu/wyjazdu bezpośrednio od Warszawskiej...







...trzeba będzie kluczyć przez Botaniczną i Gen. Zajączka. Ja sam doprawdy nie wiem, jak przez te dwa lata będziemy z rodziną chodzić do cerkwi. Ale na razie rozkoszujmy się pięknem złotej polskiej jesieni. To już ostatnie dni zwiedzania Ogrodu Botanicznego UMCS, który od 28 bm. do końca marca zamyka swe podwoje.

Patrząc na stawy i sztuczny strumyk w alpinarium (zilustrowany tu nie zdjęciem, a 21-sekundowym filmikiem) nie sposób nie wspomnieć uzdrowiskowej przeszłości Sławinka (zob. artykuły Krystyny GerłowskiejMieczysława Targońskiego):










Ale na tym nie koniec jesiennych atrakcyj Botanika na Sławinku:






 





sobota, 13 października 2012

1/14.X - święto Opieki Matki Bożej

Według starego stylu w dniu jutrzejszym przypada 1 października - dzień, w którym świętujemy Pokrow Preswiatyja Bohorodycy, czyli w wersji spolszczonej święto Opieki Matki Bożej.

Jak pisał w Swym "Menologionie" nieodżałowany o. archim. Roman Piętka MIC (1937-2011):

Święto Opieki Najświętszej Bogurodzicy zostało ustanowione na wspomnienie wizji Matki Bożej okrywającej swoim płaszczem chrześcijan modlących się w czasie nabożeństwa w Konstantynopolu w czasie napadu wrogów na kraj w X wieku, którą miał św. Andrzej Szaleniec dla Chrystusa (wspomnienie 2 października).

Jest to zatem święto typowo konstantynopolitańskie, nieobecne w tradycji chrześcijaństwa zachodniego. W sieci można znaleźć teksty liturgiczne z tym świętem związane, spolszczone przez ks. dra Henryka Paprockiego (Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny).

Polecam także ciekawe rozważania ks. prot. B. Pańczaka.

1/14 października wspominamy również bardzo sympatycznego świętego - diakona Romana Melodosa (słow. Słodkopiewcę):

  Św. Roman (Rōmanos, rōmē gr, siła fizyczna, krzepkość; krzepki, dzielny) urodził się w Emezie w Syrii, był diakonem kościoła Zmartwychwstania w Bejrucie. W czasach cesarza Anastazego I (491-518) przybył do Konstantynopola i przebywał przy kościele Najśw. Bogurodzicy. Otrzymał dar układania kontakionów, jednostrofowych religijnych hymnów poetyckich; było ich ok. tysiąca; zachowało się do dziś zaledwie 85, z których bez wątpienia najpiękniejszym jest Kontakion na Boże Narodzenie. Jemu się przypisuje najpiękniejszy utwór poetycki w greckiej literaturze religijnej napisany ku czci Najśw. Maryi Panny, zwany Akatystem, perła liturgii bizantyjskiej, używany w nabożeństwach do dzisiejszego dnia, a ostatnimi laty rozpowszechniony również w obrządku łacińskim. Św. Roman pożegnał ziemię dla nieba ok. roku 560. - pisał o św. Romanie Jego imiennik, wieloletni proboszcz kostomłocki, w "Menologionie".

Hymn Akatyst jest dostępny w sieci zarówno po ukraińsku, jak też i po polsku.

czwartek, 6 września 2012

Rada Miasta nie uznała zarzutów Parafii Prawosławnej Przemienienia Pańskiego...

...o czym informują "na gorąco" media lubelskie, cytuję:

Lublin: Nie będzie marketu u zbiegu ulic Walecznych i Unickiej (audio)

Rada Miasta w Lublinie ponownie nie zgodziła się, aby u zbiegu ulic Walecznych i Unickiej powstał market.

W lutym właściciel terenu wyciął kilkadziesiąt drzew z myślą o budowie sklepu. Protestowali mieszkańcy, radni zmienili więc plan zagospodarowania przestrzennego. Właściciel działki, parafia prawosławna wnosiła o unieważnienia decyzji, ale radni ją podtrzymali - mówi jej przewodniczący Piotr Kowalczyk...
Lubelska prokuratura wciąż bada jak mogło dojść do wydania pozwolenia na wycinkę kilkudziesięciu starych drzew.
TSpi

ŹRÓDŁO: Radio Lublin (tamże plik z wypowiedzią Przewodniczącego RML p. Piotra Kowalczyka.


 ******************************************************

 
Godz. 11:05 [PILNE] - Radni utrzymali w mocy zakaz zabudowy terenu cmentarza przy ul. Walecznych. W kwietniu przyjęli stosowny plan zagospodarowania przestrzennego. Teraz właściciel działki, parafia prawosławna wystąpiła do rady o uznanie tej decyzji za nieważną. Bez powodzenia. Radni jednogłośnie opowiedzieli się za podtrzymaniem zakazu. Teraz parafia będzie mogła dochodzić swoich racji przed Wojewódzkim Sądem Administracyjnym. 

ŹRÓDŁO: "Dziennik Wschodni" - materiał "Sesja Rady Miasta w Lublinie - relacja".

poniedziałek, 3 września 2012

Miasto nie uzna zasadności zarzutów Parafii Prawosławnej Przemienienia Pańskiego?

Formalnie wczoraj, choć mniej niż godzinę temu, przytoczyłem fragment artykułu p. D. Smagi z "Dziennika Wschodniego". Sprawa dawnego cmentarza przy Unickiej/Walecznych ciągle nie może znaleźć strawnego dla wszystkich zainteresowanych rozwiązania. Red. Smaga napisał, że stanowisko radnych lubelskich w tej sprawie jest "przesądzone": nie uznają oni argumentów PPPP.

W ramach dokumentacji tej sprawy pozwolę sobie przytoczyć projekt uchwały z druku nr 694-1:

 -------------------------------------------------------

Projekt
z dnia 29 sierpnia 2012 r.
Zatwierdzony przez .........................
UCHWAŁA NR ....................
RADY MIASTA LUBLIN
z dnia .................... 2012 r.
w sprawie rozpatrzenia wezwania do usunięcia naruszenia prawa uchwałą nr 439/XX/2012
Rady Miasta Lublin z dnia 26 kwietnia 2012 r.
Na podstawie art. 18 ust. 1, w związku z art. 101 ustawy z dnia 8 marca 1990 r. o samorządzie
gminnym (Dz. U. z 2001 r. Nr 142, poz. 1591 z późn. zm.) - Rada Miasta Lublin uchwala, co
następuje:
 § 1.
Uznaje się za bezzasadne wezwanie z dnia 25 lipca 2012 r., złożone przez Katedralną
Parafię Prawosławną p.w. Przemienienia Pańskiego w Lublinie w imieniu której występuje – ks.
Proboszcz Andrzej Łoś,
do usunięcia naruszenia prawa uchwałą nr 439/XX/2012 Rady Miasta
Lublin z dnia 26 kwietnia 2012 r. w przedmiocie uchwalenia miejscowego planu
zagospodarowania przestrzennego miasta Lublin częsć VIII - Śródmieście dla terenu dawnego
cmentarza unickiego, położonego u zbiegu ulic: Unickiej i Walecznych.
§ 2.
Uzasadnienie stanowiska Rady Miasta Lublin stanowi załącznik do niniejszej uchwały.
§ 3.
Wykonanie uchwały powierza się Prezydentowi Miasta Lublin.
§ 4.
Uchwała wchodzi z dniem podjęcia.

Przewodniczący Rady Miasta
Piotr Kowalczyk

----------------------------------------------------------------

Podkreślenie w tekście projektu pochodzi od autora tut. bloga.

Uchwałę w pdf-ie wraz z obszernym uzasadnieniem (ok. 2,5 strony) ściągnąć można z miejskiego BIP-u.

niedziela, 2 września 2012

"DW": "Kolejny bój o teren przy Walecznych, parafia prawosławna idzie do sądu"

Sąd zdecyduje o losach byłego cmentarza przy ul. Walecznych. Parafia prawosławna, do której należy ziemia chce zaskarżyć zakaz zabudowy tego terenu.

 Pismo z żądaniem zniesienia zakazu wpłynęło właśnie do magistratu. Radni zajmą się nim już w czwartek. To, że radni podtrzymają swą wcześniejszą decyzję jest już przesądzone. A to z kolei otworzy parafii drogę do sądu. - cd. artykułu red. Dominika Smagi na stronie "Dziennika Wschodniego".

sobota, 1 września 2012

Metropolita Andrzej Szeptycki a zbrodnie ludobójstwa

Temat niniejszego wpisu już od dawna "chodził mi po głowie". Zwłaszcza od czasu, gdy kolejne "wołyńskie" rocznice, poczynając zwłaszcza od 65-ej (2008) owocowały licznymi atakami pod adresem Sługi Bożego Andrzeja Szeptyckiego, metropolity halickiego. W sposób szczególny wypada tu wspomnieć bardzo liczne wypowiedzi medialne i książkowe ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego (na forum dyskusyjnym eparchii wrocławsko-gdańskiej powstał kiedyś wątek odnoszący się do niektórych publikacji blogowych ks. TI-Z).

Tak, jak w pewnym sensie Ireneusz B. Kondrów po troszę "wyjął mi z ust" to, o czym chciałem był już dawniej napisać (sprawa ew. reformy podziału eparchialnego w Polsce), tak teraz p. prof. Grzegorz  Motyka w swym artykule ("Tygodnik Powszechny" nr 34 z 19 sierpnia 2012) w ogromnym stopniu zawarł to, co sam zamierzałem wspomnieć. Zachęcam do lektury tekstu Profesora Motyki, a jednocześnie pozwolę sobie dorzucić kilka uwag własnych.

Primo: jest zastanawiające, dlaczego akurat Metropolita Andrzej jest obiektem tak silnych ataków. Zarzuca mu się na przykład, że "za mało" było z jego strony potępień zbrodni, czego dowodem ma być fakt, że nie były skuteczne, tzn. mimo tych potępień zbrodnie trwały. Zakłada się zatem, że a) potępienia te, które były, nie miały żadnych skutków (a pewien ich wpływ notują raporty podziemia polskiego), b) że istniał jakiś poziom potępień, który poskutkowałby zaniechaniem rzezi - co jest moim zdaniem czystym nonsensem. Ciekawe, że zupełnie inny jest stosunek polskich publicystów np. do bł. Grzegorza Chomyszyna, biskupa stanisławowskiego - mimo, że ów znany krytyk OUN sprzed wojny w czasie jej trwania żadnych osobnych listów przeciwko zbrodniom chyba nie wydał (ja w każdym razie nigdzie takich listów ani wzmianek o nich nie widziałem), jedynie podpisywał się pod zbiorowymi listami episkopatu (widać uznał to za dostateczny wyraz zaangażowania), a w jego eparchii wymordowano, jak sądzę, procentowo nie mniej Polaków, niż we lwowskiej (odsetek ludności polskiej był tam mniejszy, słabsze liczebnie skupiska utrudniały samoobronę).

Otóż moje brzydkie podejrzenie jest takie, że część przynajmniej osób gromko potępiających "banderowców, a nie Ukraińców" jest nieszczera - i że kieruje nimi nie tylko i nie tyle zrozumiała odraza do zbrodni, ile rzeczywista ukrainofobia. Otóż dla takich osób ważną rzeczą jest, by zwalczać i zohydzać te postaci, które rzeczywiście stanowić mogą fundament budowy solidnej, cywilizowanej Ukrainy. Bandera i spółka takimi nie są i być nie mogą; nacjonalizm dla Ukrainy to kierunek wyłącznie destruktywny, o czym pisał Wiaczesław Łypynśkyj (Wacław Lipiński) jeszcze w latach 20-ych XX w., gdy Doncow dopiero uzyskiwał rozgłos, OUN nie było i o Banderze nikt w świecie nie słyszał. Natomiast Andrzej Szeptycki, ze swą apoteozą pracy organicznej, ofiary codziennego trudu, poszanowania prawa i zasad cywilizacji chrześcijańskiej - takim fundamentem stać się jak najbardziej może. I tego ścierpieć nie mogą ci, którym nie tylko i nie tyle banderowcy, ale możliwość okrzepnięcia Ukrainy jako państwa z prawdziwego zdarzenia spędza sen z powiek.

Secundo: szczególnie wredne są tezy, jakoby Metropolita przekształcił Kościół greckokatolicki w Galicji w społeczność podporządkowaną nacjonalizmowi ukraińskiemu. To akurat Metropolita był do końca rzecznikiem Kościoła otwartego na inne narodowości. I do Metropolity właśnie, do jego dziedzictwa ideowego i duchowego, odwołują się ci, którzy tożsamość Kościoła opierać chcą na religijnych, a nie narodowych podstawach. To Metropolita wreszcie w swej wizji Kościoła przekraczał wyraźnie granice i Galicji, i ukraińskości - sięgając ku Białorusinom, Rosjanom i nie tylko.
Ot, taki drobiażdżek - nazwa Kościoła (obrządku). Po Austrii został termin "greckokatolicki", konkordat z 1925 r. operował terminem "greckoruski" (to termin rzymski - jego uwspółcześnioną wersją jest "bizantyjsko-ukraiński"). Bł. Grzegorz Chomyszyn, dla którego samo określenie "bizantyjski" było czymś wstrętnym, proponował by Kościół/obrządek greckokatolicki w Galicji przemianować na "wschodniokatolicki ukraiński"; w ten sposób z nazwy Kościoła/obrządku usunięto by wszelkie aluzje do nienawistnego władyce Grzegorzowi "bizantynizmu", za to "ruskość" uwspółcześniłaby się (a zarazem ujednoliciła i zawęziła) jako "ukraińskość". Metropolita Andrzej zaś po tym, jak Rzym wprowadził do obiegu termin "bizantyjsko-słowiański", bardzo ochoczo i konsekwentnie ów termin stosował do swej wspólnoty, choć czynniki rzymskie odnosiły tę nazwę do neounitów, zachowując rozróżnienie na obrządek "bizantyjsko-słowiański" oraz halicki "grecko[bizantyjsko?]-ruski".
Ktoś powie, że to nazwa jedynie. Ale za opcją na rzecz takiej czy innej nazwy stoi i stała zawsze również i głębsza, programowa niejako myśl. Orientacja okcydentalistyczna w Kościele greckokatolickim, której patronował bł. Grzegorz, dążąc do zbliżenia z Kościołem łacińskim i negując korzenie bizantyjskie, siłą rzeczy musiała znaleźć jakieś uzasadnienie dla utrzymywania odrębności Kościoła greckokatolickiego od rzymskokatolickiego; jedynym właściwie dostępnym i możliwym uzasadnieniem była narodowość. Natomiast orientalizm spod znaku Metropolity Andrzeja, wysuwając na plan pierwszy obrządek i postrzegając Kościół greckokatolicki jako wspólnotę przekraczającą granice i Galicji, i ukraińskości - działał (i działa) obiektywnie w kierunku przeciwnym. Nic nie ujmując gorliwości pasterskiej i osobistej pobożności bł. Grzegorza, i nie negując, że osobiście był przekonanym i zdeklarowanym wrogiem integralnego nacjonalizmu - to akurat jego działalność prowadziła w o wiele większym stopniu Kościół greckokatolicki w stronę Kościoła narodowego. Podobnie zresztą na przykładzie eparchii przemyskiej - której władyka od 1917 r., bł. Jozafat Kocyłowski, również był okcydentalistą, acz nieco bardziej umiarkowanym od bł. Grzegorza - dostrzec możemy, jak występujący u części młodych kapłanów melanż niewczesnej gorliwości narodowej i religijnej w latynizatorskim duchu doprowadził tam do tzw. "schizmy tylawskiej" na Łemkowszczyźnie w latach dwudziestych.

Tertio: do artykułu prof. Motyki warto dorzucić parę uwag. Profesor pisze m.in.:

W swej książce „Nie zapomnij o Kresach” (wyd. 2011) ks. Zaleski pisze nawet, że arcybiskup „szczerze nienawidził” II Rzeczypospolitej. Na poparcie tego przytacza właściwie jeden „dowód”: Szeptycki słowo „Polacy” pisał małą literą. Gdyby uważniej czytał teksty metropolity, zauważyłby, że pisał on małą literą także słowo „Ukraińcy”, gdyż... takie są zasady ukraińskiej pisowni. Jeśli ten argument ks. Zaleskiego czegoś dowodzi, to jego niewiedzy.

Wydaje mi się (nie znam książki "Nie zapomnij o Kresach"), że ks. TI-Z miał na myśli to, co napisał był już kiedyś na blogu:

O niechęci jego do Polaków niech świadczy następujący fragment z naukowego opracowania ks. prof. dr. hab. Józefa Mareckiego z Papieskiej Akademii Teologicznej w Krakowie: "Warto zaznaczyć, że metropolita Szeptycki, dotychczas doskonale mówiący i piszący po polsku, wnuk pisarza Aleksandra Fredry i absolwent polskich szkół, w liście z 15 listopada 1943 r. słowo "Polacy" pisał zawsze małą literą".

Otóż w tych latach Metropolita niczego już sam nie pisał! Na początku lat trzydziestych "usiadł" na wózku inwalidzkim, natomiast w latach wojny tracił już władzę w rękach; prawą zupełnie już nie władał, lewą od czasu do czasu. Wszystkie pisma dyktował sekretarzowi, a podpisywał lewą ręką lub piórem trzymanym w ustach (!!!). Stąd w firmowanych przezeń pismach dość liczne błędy ortograficzne, syntaktyczne czy stylistyczne. Np. w liście z 28 lipca 1938 r. do o. Edwarda Kosibowicza SI (brudnopis) widnieje zdanie:
I jak długo to nie stanie się, w żaden sposub [!] nie mogę dawać swego podpisu, która [?] chociażby bardziej zdaleka [!] dotykała Unii, a taką jest budowa kościoła św. Boboli. Redaktorka t. 1 dzieł Metropolity Cerkwa i cerkowna jednist', lwowska archiwistka p. Oksana Hajowa, przekładając to na ukraiński nie potrafiła sklecić sensownego zdania i w akcie zrozumiałej rozpaczy dała w przypisie brzmienie oryginalne.  Zatem także list z 15 listopada 1943 r. (do łacińskiego arcybiskupa lwowskiego) fizycznie pisał sekretarz i nie ma co wydziwiać nad polszczyzną Szeptyckiego, "wnuka Fredry" itd. Wnioski ks. prof. Mareckiego są, delikatnie mówiąc, naciągnięte.

Prof. Motyka wspomina także sprawę zabójstwa dyr. Babija:

Autor „Chodzi mi tylko o prawdę” przyznaje, że arcybiskup nie akceptował terroryzmu, ale nie wspomina już, na czym ten brak akceptacji polegał. Chętnie mówi więc o zabiciu przez członków OUN Iwana Babija (błędnie przedstawiając powody zamachu i zniekształcając jego nazwisko), lecz przemilcza fakt potępienia tego mordu przez Szeptyckiego. Tymczasem po zabójstwie w 1934 r. tego zdystansowanego wobec OUN dyrektora gimnazjum ukraińskiego we Lwowie, Szeptycki stwierdził: „Zabijają w zdradziecki sposób najlepszego patriotę (...) Zabijają bez żadnej przyczyny (...) wszyscy zasłużeni i rozumni Ukraińcy padną z rąk skrytobójców, nie ma bowiem rozumnego Ukraińca, który nie sprzeciwiałby się tak zbrodniczej akcji. (...) powtarzać nie przestaniemy, że zbrodnia zawsze jest zbrodnią, że świętej sprawie nie można służyć zakrwawionymi rękami”.
Te słowa najlepiej oddają stosunek arcybiskupa do aktów terroru.


Otóż p. profesor cytuje tu fragmenty publikowanego listu-apelu z 2 sierpnia 1934 r., datowanego w letniej rezydencji w Podlutem. Natomiast dziś znamy również pierwszą, nie publikowaną wówczas, wersję owego apelu, datowaną we Lwowie 27 lipca 1934 r. i pisaną, według świadectwa Autora, kilka godzin po pierwszej wiadomości o zbrodni. W tej wcześniejszej wersji znalazły się m.in. takie słowa: Morderca i zdrajca miał [ponoć] drugą zbrodnią samobójstwa uwieńczyć bezbożny krwawy czyn. Jeśli tak jest, [to] bez chrześcijańskiego pogrzebu trupa [należy]  w jakimś rowie zakopać i z obrzydzeniem każde ukraińskie serce odwróci się i nie będzie już o nim wspominać. Te drastyczne sformułowania w wersji opublikowanej nie pojawiają się, ale potępienie jest równie silne, a przy tym skierowane bardzo wyraźnie w stronę "ręki" kierującej zamachowcem - kierownictwa OUN:

Godny uczeń [to o zamachowcu, który popełnił samobójstwo] przywódców ukraińskich terrorystów, którzy - siedząc bezpiecznie za granicami kraju - dzieci naszych używają do zabijania ich rodziców, a sami w bezimiennej aureoli bohaterstwa cieszą się wygodnym życiem, ściągając ofiary zagranicznych patriotów przeznaczone dla narodu, którego dobro niszczą.
Zbrodniczą robotę ukraińskich terrorystów, prowadzoną przez szaleńców, potępia, potępiała nieraz i potępiać nie przestanie ukraińska prasa i wszyscy politycy ukraińscy bez względu na przynależność partyjną. A mimo to są tacy, którzy nie zdają sobie należycie sprawy z tego, do jakiego stopnia zbrodnicza i bezrozumna to robota.

Pora na konkluzję. Sługa Boży Andrzej Szeptycki był zarówno mentalnie z zupełnie innej uczyniony gliny, niż nacjonaliści - jak też i dawał wyraz niejednokrotnie swemu potępieniu dla ich zbrodni. Czynił to w bardzo czytelny dla zainteresowanych sposób. Myślę, że warto by wreszcie przyjąć  to do wiadomości. Zwłaszcza tym z Polaków, którzy szczerze rozróżniają nacjonalizm banderowski od ukraińskości, i nie są zakamuflowanymi lepiej czy gorzej ukrainofobami; dla ukrainofobów, przyznajmy, nie ma to znaczenia.
Jaki jest zaś istotny problem moralny związany z postawą Metropolity? Otóż problemem tym było i jest to, że zarówno byli wówczas, jak i obecnie są grekokatolicy, którzy to jasne stanowiska Księcia Kościoła ignorują.

czwartek, 30 sierpnia 2012

Trochę humoru: do czego prowadzi błąd w opisie cytatu z Biblii?

Mały humorystyczny przerywnik między poważnymi wpisami na poważne tematy: anegdotka, którą na ostatniej konferencji Orientale Lumen miał opowiedzieć tytularny prawosławny metropolita dioklejski, emerytowany profesor Oxfordu Kallistos (Ware), a w wersji ukraińskiej zapodał ją na swym blogu naczelny redaktor "Patrijarchatu" p. Anatol Babinśkyj. Nie mogłem oprzeć się pokusie spolszczenia anegdotki.

Pewien facet postanowił wysłać zaprzyjaźnionej parze telegram z okazji ślubu. Rzecz się działa między wierzącymi, stąd człek ów doszedł do wniosku, że treścią ślubnego pozdrowienia będzie cytat z Pisma św.

[Młodszym przypominamy w tym miejscu, że telegram to taki starożytny SMS przesyłany przez pocztę po drucie i doręczany w formie wydruku adresatowi (telegramy z uroczystych okazji miały ozdobne blankiety); za każde słowo w telegramie się płaciło, zatem depesze te były na ogół krótkie. W Polsce telegramy "klasyczne" zlikwidowano w 2002 r. ]

Przyjacielowi młodej pary spodobał się werset 18 z 4 rozdziału 1 Listu św. Jana:  W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości (tu i dalej cytuję za Biblią Tysiąclecia). Ponieważ zaś cytacik ten nieco jest przydługi dla telegramu (patrz wyżej), napisał na blankiecie jedynie "1 J 4, 18". W końcu telegram wysyłany był do takich, co to Biblię w domu mają i werset dobrze opisany znaleźć potrafią...

Niestety, ktoś gdzieś tam w czeluściach pocztowego Lewiatana przekręcił ów opis, a dokładnie wypadła zeń początkowa jedynka. Zamiast do cytatu z 1 Listu Janowego telegram odsyłał do Ewangelii wg. św. Jana, rozdział i werset bez zmian. Otwarłszy Ewangelię Janową w odpowiednim miejscu, adresaci telegramu przeczytali słowa: Miałaś bowiem pięciu mężów, a ten, którego masz teraz, nie jest twoim mężem. To powiedziałaś zgodnie z prawdą.

A wszystko przez brak jednej cyferki...

środa, 29 sierpnia 2012

Czy UKGK w Polsce potrzebuje nowego podziału administracyjnego?


Sława Isusu Chrystu!

Serdecznie witam na moim blogu po dłuższej, spowodowanej kłopotami zdrowotnymi przerwie. Mam nadzieję, że znowu będę mógł pisać częściej - i że nie będzie to związane z koniecznością zagłębiania się w sprawy tak przykre, jak omawiana na tym blogu (zwłaszcza w lutym-kwietniu br.) afera "marketu na kościach".

Wznowienie działalności blogowej chciałbym rozpocząć od sprawy, która stała się jednym z tematów artykułu Ireneusza B. Kondrowa w portalu grekokatolicy.pl. Chodzi mianowicie o wyrażony tam postulat zwiększenia liczby biskupów/eparchii greckokatolickich w RP (Autor pisze o tym w drugiej części tekstu).

W artykule z 2011 r., poświęconym dwudziestej rocznicy intronizacji biskupa przemysko-sanockiego Jana Martyniaka, napisałem był m.in.:

Щоби не програти в боротьбі за виживання, УГКЦ – яка прецінь мусить рахуватися з повністю від неї незалежними чинниками, як розпорошеність вірних, виїзди закордон, загальна демографічна криза в країні та й атеїзаційні процеси – мала б подбати за справи, про які писав я вище в розділі “Поразки”. Впорядкувати питання назви і юридичного статусу, активізувати мирянство і будувати почуття співвідповідальности за Церкву всіх її членів, певно теж і реорганізувати структуру – або шляхом збільшення кількости єпархій до 3-4 (попри малу кількість вірних!), з одночасним мабуть перенесенням митрополичого осідку на північ (Варшава? Ольштин?), або навпаки: шляхом повернення до 1 єпархії, з почесним архиєпископом-митрополитом на чолі. На чолі Церкви в масштабі Польщі мав би стояти або один архиєрей, або синод 3-4 владик очолений митрополитом.

Pierwszym zatem motywem, skłaniającym mnie do opowiedzenia się za zmianą, jest dysfunkcjonalność struktury obecnej. Owszem, zmniejszyła ona "obciążenie" biskupów obowiązkami pasterskimi i administracyjnymi - "rozłożyły się" one na dwóch. Jednocześnie powstała postulowana przez nas metropolia (co nb. w niczym nie zmieniło zależności od Rzymu).

Niestety, podział obecny ma też wiele negatywów:

1) Pierwszym i największym z mojego punktu widzenia jest brak organu zarządzającego całym UKGK w Polsce. W latach 1991-96 sprawa była jasna:  takim jednoosobowym organem był biskup przemysko-sanocki. Stworzenie metropolii winno teoretycznie owocować powołaniem synodu biskupów tejże - tak jak to jest w Ukrainie (por. kan. 133 par. 1 n. 2 i kan. 138 KKKW). Ale synod z natury rzeczy jest instytucją kolegialną, a - jak to już ustalili starożytni - tres faciunt collegium. Owszem, znane są w dziejach przykłady diarchii (biarchii), ale taki układ wymaga de facto pełnej zgodności obu współrządców. W przypadku jej braku mamy niestety pat. I nie można tu zastosować innej starej zasady - że mianowicie w razie równości głosów przewodniczący ma głos dodatkowy, zwłaszcza gdy prezydencja miałaby stale pozostawać przy metropolicie: w ten sposób mielibyśmy dyktat metropolity, biskup wrocławsko-gdański mógłby się w zasadzie nie fatygować na spotkania z władyką przemysko-warszawskim, chyba że hierarchowie umieliby się zawsze dogadać (ale na takich cechach osobowościowych nie buduje się ustrojów).

2) Drugim minusem jest to, że podział tylko po części zbliżył wiernych do biskupów. Co więcej, największe skupisko grekokatolików, woj. warmińsko-mazurskie, ma do stolicy eparchii tak samo daleko, jak przed 1996 r. Można też zapytać, czemu podział nastąpił na linii wschód-zachód, a nie południe-północ, jak było w przypadku wikariatów generalnych za prymasa Glempa. Nie mówiąc już o tym, że linia graniczna wytyczona wzdłuż Wisły jest absurdem i wyrazem lekceważenia dla tzw. "diaspory do kwadratu" na obszarze Polski środkowej.

3) Trzeci problem dostrzegam w tym, że nastąpił podział jednolitego dotąd organizmu eparchialnego, ale powstałe z podziału eparchie nadal są zbyt silne. Paradoks? Niekoniecznie! Nie mam tu na myśli oczywiście obszaru (o tym wspomniałem w p. 2, obszar jest dla nas zresztą słabością, nie siłą). Otóż zbyt słaba jest w moim przekonaniu świadomość konieczności wspólnego działania, takiej naszej krajowej soborności - zbyt mocna jest iluzja pewnej samowystarczalności poszczególnych eparchii.  I nie zmieniają tego wspólne rekolekcje kapłańskie czy uroczystości. Są to wszak imprezy okazjonalne (nawet jeśli regularnie odbywane), a duch wspólnoty przejawia się przede wszystkim w trwałym, ciągłym współdziałaniu instytucjonalnym. 

4) Obecny kształt naszej metropolii ignoruje fakt istnienia na jej terytorium dawnej eparchii chełmskiej. Nie jest on odzwierciedlony w czymkolwiek, nawet symbolicznie, w tytulaturze (przyznam się, że przed powstaniem metropolii, gdzieś tak około 1995 r., odwiedzając w lubelskim szpitalu Ks. Biskupa Jana Martyniaka, przeprowadziłem usilny lobbing na rzecz eparchii "przemysko-chełmskiej", nawet ofiarowałem był Jego Ekscelencji kserokopie memoriałów ks. Pawła Szymańskiego z XIX w., zwłaszcza tego z 1828 r. - protestu duchowieństwa chełmskiego wobec planów oderwania od metropolii halickiej). Powie ktoś, że to moje dziwactwo i rzecz bez znaczenia. Nie zgadzam się - sfera symboliczna nie jest w Kościele bez znaczenia, zaś tego, kto ma władzę nad danym terytorium, a tradycje tego terytorium ma gdzieś, nazywamy okupantem. Nie mamy prawa zaniedbywać tradycji chełmsko-podlaskich!

Zatem w moim odczuciu sytuacja obecna przyniosła więcej minusów (wynikających z podziału) niż plusów (wynikających z utworzenia metropolii). Co robić?

Pierwsza możliwość: nic. Tak też zapewne będzie. Jest to w końcu najprostsze. Nawet jednak w przypadku pozostawienia struktury bez zmian, można usprawnić jej zarząd. Nowy metropolita przemysko-warszawski mógłby zostać w jakiejś formie prawnej (unia personalna? administrator apostolski?) rządcą eparchii wrocławsko-gdańskiej i w ten sposób jednoosobowym organem zarządu UKGK w Polsce. Mógły wtedy rezydować w Warszawie, zaś przy katedrach przemyskiej i wrocławskiej rezydowaliby biskupi pomocniczy. Wypadałoby też wtedy tak czy inaczej poprawić granicę międzyeparchialną, by nie trzeba było bawić się np. w powierzanie proboszczowi warszawskiemu opieki duszpasterskiej nad wiernymi eparchii wrocławsko-gdańskiej zamieszkałymi w... Pruszkowie czy w woj. lubelskim na lewym brzegu Wisły (!). 
To rozwiązanie oczywiście trochę racjonalizuje system, ale: 
a) nie jest w duchu prawa kościelnego (kumulacja 2 eparchii w 1 ręku - możliwa formalnie, ale...) i zdrowego sensu pasterskiego (kogo będą uważać za swego arcypasterza wierni w Przemyślu czy Wrocławiu?),
b) nie usuwa niektórych minusów ("kwestia chełmska" pozostaje nie rozwiązana w całości, inne - po części).

Drugi możliwy wariant: zwijamy się. Demografia wygląda jak wygląda, my sami wolimy wymrzeć byle się tylko polskim słowem nie skalać, imigranci z Ukrainy nas raczej omijają, my zaś ich specjalnie nie szukamy - a poza tym zasadniczo warunków nie mamy nawet na porządną eparchię, nie mówiąc już o metropolii. Zadowalająca jest, owszem, liczba kapłanów i parafii/cerkwi, terytorium nawet aż za wielkie. Ale wiernych malutko, powołań zakonnych brak, a instytucjonalnie? Porządna eparchia winna mieć sąd i seminarium - tymczasem naszych wiernych "rozwodzą" trybunały rzymskokatolickie, a kandydatów do kapłaństwa kształcą rzymskokatolickie seminaria. Można by zatem widzieć rozwiązanie w konsolidacji - powrocie do jedności eparchialnej. Taki pojedynczy eparcha mógłby zresztą mieć tytuł arcybiskupa-metropolity, to jest formalnie możliwe. Mógłby rezydować w Warszawie, mógłby gdzie indziej. Potrzebowałby już tylko jednej kurii, stąd koszty mogłyby być mniejsze. Co prawda przy większym terytorium większe byłyby koszty rozjazdów, korespondencji etc. - ale w końcu (arcy)biskup taki mógłby mniej jeździć, sprawy załatwiać raczej korespondencyjnie, z wiernymi obcować przez media (w tym elektroniczne). Łatwiej by znaleźć dobrego kandydata, a na razie wcale nie trzeba by szukać: jeden młodszy od Ks. Metropolity biskup już jest. Kapłani mogliby być przenoszeni z parafij mniejszych i uboższych na ludniejsze i bogatsze bez żadnych przeszkód.
W tym wariancie, trzeba sobie jasno powiedzieć, "dostępność" biskupa, jego bliskość i "oswojenie" z wiernymi były mniejsze. Oczywiście, mógłby dużo jeździć, zaniedbując sprawy administracyjne - albo też przyjął by model trochę zbliżony do cesarsko-chińskiego (zwłaszcza gdyby rezydował w Warszawie, skąd do najbliższych parafij daleko). Nie chcę rozstrzygać, czy tak byłoby lepiej - wiele zależałoby od osoby biskupa. Szkoda by jednak było tego, co zdobyliśmy we Wrocławiu, a i tego, co odzyskaliśmy w Przemyślu (gdyby biskup rezydował w Warszawie).  

 Wariant trzeci - najbliższy memu sercu: jednak rozwijamy się. Pamiętajmy, że środowisko nasze w czasie, gdy trwały prace nad koncepcją metropolii, opowiadało się za metropolią z trzema eparchiami (mam na myśli świeckich). Jednakże rzut okiem na mapę naszych struktur wskazuje, że mamy w Polsce zasadniczy podział na 5 regionów. Cztery z nich charakteryzują się stosunkowo liczną obecnością greckokatolickich parafij i wiernych. Według podziału dekanalnego sprzed ćwierć wieku, można by mówić o regionach: przemyskim, wrocławskim, koszalińskim i olsztyńskim. Są to cztery "rogi" polskiej mapy - w środku zaś "biała plama" czy "czarna dziura" (jak kto woli): "diaspora do kwadratu", ziemie po części rdzennie łacińsko-polskie (Polska środkowa, po trosze i zachodnia), po części zaś jak najbardziej bizantyjsko-ruskie, ale wskutek działań władz carskich w 1839 i 1875 r. nie grekokatolicy tam (z niewielkimi wyjątkami) reprezentują wschodnie chrześcijaństwo. 
W "diasporze do kwadratu" niewiele mamy struktur: dwie "pełnowartościowe" (z duszpasterzem na miejscu i cerkwią) parafie - Warszawa i Lublin. W pierwszej - także struktury zakonne męskie (bazylianie) i żeńskie (służebnice, bazylianki); w drugiej - seminarium. Poza tym, cóż: Chełm od lat w stadium organizacji, Łódź obsługiwana od lat "z doskoku", Poznań - z kapłanem na miejscu, ale bez cerkwi. Białystok - o ile nadal istniejący, to obsługiwany z Chrzanowa, w kaplicy przy kościele rzym.kat. I wreszcie Kostomłoty - niby nie nasze, ale jednak nasze i do nas ciążące. Hrebennego z Siedliskami nie liczę, choć to woj. lubelskie i przedrozbiorowa eparchia chełmska; przed 1914 r. była to jednak Galicja, a proboszcz mieszka w Przemyślu niestety.
Czy jest to zatem region bezwartościowy? Nie - są tam nasze historyczne ziemie i (nieliczne już) zabytki, są tam dość liczni potencjalni wierni przede wszystkim z grona imigrantów zarobkowych; zwłaszcza parafia warszawska wydaje się mieć potencjał rozwoju (także... przez podział). Jest to region, który sam się w randze eparchii nie utrzyma, ale jest ważny i potrzebuje wsparcia regionu innego - najlepiej najsilniejszego, czyli warmińsko-mazurskiego (nb. w końcu lat 80-ych XX w. Warszawa i Lublin należały do dekanatu olsztyńskiego). 
Z powyższego wynika idea podziału na 4 eparchie:

1) metropolitalną archieparchię warszawsko-chełmską (woj. mazowieckie, warmińsko-mazurskie, podlaskie, lubelskie, pow. lubaczowski podkarpackiego, łódzkie, świętokrzyskie, większa część wielkopolskiego) ze stolicą w Warszawie;

2) archieparchię (tytuł pozostawiony dla prestiżu) przemysko-krakowską (woj. podkarpackie bez pow. lubaczowskiego oraz małopolskie) ze stolicą w Przemyślu;

3) eparchię wrocławsko-legnicką (śląskie, opolskie, dolnośląskie, lubuskie, może część wielkopolskiego) ze stolicą we Wrocławiu;

4) eparchię koszalińsko-gdańską (pomorskie, zachodniopomorskie, pewnie i północ wielkopolskiego) ze stolicą w Koszalinie (a może w Gdańsku?).

Taki podział w mej ocenie dawałby możliwość nowego uporządkowania spraw cerkiewnych. Synod z 4 biskupów funkcjonowałby nieprzerwanie (przy trzech śmierć jednego komplikowałaby sprawę). Metropolita rezydowałby w Warszawie, co dałoby asumpt do utworzenia tam drugiej parafii. Wreszcie pojawiłby się hierarcha zobowiązany tytularnie do kultywowania pamięci eparchii chełmskiej, który miałby większą motywację i tytuł prawny choćby do poruszenia wobec Kościoła łac. stanu krypt biskupich w Chełmie. Wierni mieliby bliżej do swego biskupa i model posługiwania biskupiego mógłby się bardziej zbliżyć do tego, jaki znamy choćby z Kościoła melchickiego na Bliskim Wschodzie - bardziej duszpasterskiego, w kontakcie z wiernymi, a mniej biurokratycznego. Przy słabych liczebnie eparchiach odpadła by iluzja autarkii - biskupi byliby niejako zmuszeni do czynniejszego współdziałania: po co wydawać cztery organy eparchialne, gdy wystarczy jeden dobrze redagowany, podobnie jedna porządna strona WWW itd. Silniejsza byłaby tu także motywacja, by starać się o rozwój UKGK, a nie tylko biernie obserwować proces asymilacji. Także i w Synodzie Biskupów UKGK głos metropolii z Polski byłby siłą rzeczy bardziej słyszalny.

Oczywiście, można i tu dostrzegać minusy. Np. kapłanom z proponowanej eparchii przemysko-krakowskiej perspektywa pozostania "na całe życie" w jej granicach, na wymierających parafijkach, w drewnianych cerkwiach, z kielichami w zimie przymarzającymi do rąk - raczej się nie spodoba. Ale i temu można zaradzić w duchu solidarności i współdziałania.

Wariant czwarty: wskrzeszenie eparchii chełmskiej. Najmniej chyba prawdopodobny, ale możliwy, więc można go wspomnieć. Otóż z tej dawnej eparchii pozostało nam kilka parafii na różnym szczeblu organizacji: Lublin, Warszawa, Hrebenne, Dziewięcierz, Kraków, Chełm (in statu nascendi) plus nasze-nie-nasze Kostomłoty (parafia lekceważona czasem, ale na tle zwłaszcza południowo-wschodnich dekanatów nie przedstawia się źle: ok. 120 wiernych, cerkiew, plebania, inne budynki, kawał ziemi i lasu...). Pozostawiając eparchie wrocławską i metropolitalną przy dawnych tytułach, z tej drugiej można by wykroić wschodni pas - od pow. lubaczowskiego przez lubelskie, podlaskie, po wschodnią część warmińsko-mazurskiego (dek. węgorzewski). Oczywiście, byłby to może nie "poroniony płód", ale z pewnością "trudne dziecko". Brak oczywistej stolicy (Lublin?), podział regionu warmińsko-mazurskiego, niemal pewne reakcje ze środowiska PAKP - oskarżenia o prozelicki charakter eparchii (obejmującej wszak woj. podlaskie!)... Trzeba by mieć dużą odwagę, być przyjąć wybór na biskupa takiej eparchii, bo łatwo by nie było. Korzyści byłyby skromniejsze niż w wariancie trzecim: synod trzyosobowy, stosunkowo małe zamieszanie związane ze zmianami administracyjnymi, kapłani z południa nadal mogliby się przenosić na północ w ramach jednej eparchii. W jakimś sensie byłby to wariant stworzony dla wygody duchowieństwa dotychczasowych eparchij. Wskrzeszenie eparchii chełmskiej - jako samodzielnej jednostki - ma swoją wartość, zwłaszcza dla mnie, ale wydaje mi się, że dla Kościoła korzystniejszy byłby chyba wariant poprzedni.
  
Jeden z dyskutantów pod tekstem I.B. Kondrowa, podpisujący się jako "petro" (nie ja!), stwierdził słusznie, że sprawy struktur są wtórne wobec spraw ducha. Jestem i byłem tego świadomy, a na dowód pozwolę sobie przytoczyć fragment owego artykułu z 2011 r. - fragment następujący bezpośrednio po passusie dotyczącym spraw organizacyjnych:


Та головне інше – повернення до джерел нашої ідентичности, перехід від етноцентризму до христоцентризму. Щоби врешті-решт дивитися на УГКЦ як на Христову Церкву par excellence, а не на установу створену заради “зберігання українства”. Щоби навчитися думати про Церкву і свою в ній роль саме в ключі Божого покликання – шукання волі Божої по відношенні до себе самого і церковної спільноти, шукання місії, яку має УГКЦ виконати як східна католицька Церква тут і тепер. Щоби розвивати свою ідентичність як християнина, католика, вірного візантійської традиції в її українській чи пак київській версії.

wtorek, 15 maja 2012

Wielce Błogosławiony Światosław podkreśla wagę przekładu Katechizmu UKGK na rosyjski


Tekst poniższy zaczerpnięto z oficjalnej witryny UKGK. Wskazuje on dobitnie, jakie jest właściwe podejście Kościoła do spraw językowych.    Warto by co poniektórym nadwiślańskim etnocentrystom zamyślić się chwilkę nad podanymi niżej faktami. Niestety, na taką chwilę refleksji nie ma raczej co liczyć - wzmiankowani ludzie i tak "wiedzą swoje"...



Під час прес-конференції у Донецьку Блаженніший Святослав (Шевчук) наголосив на важливості перекладу Катехизму УГКЦ російською мовою
18:06 14.05.12 18:06

«УГКЦ сьогодні вийшла далеко за межі україномовного середовища.  Ми живемо і душпастирюємо у різних просторових  контекстах, тому багато наших вірних добре не розуміють української мови. Зважаючи на те, що греко-католики є і в російськомовному середовищі,  їм не завжди є легко читати наші віровчительні  документи українською. Тому ми перекладемо  Катехизм УГКЦ російською мовою», - про це повідомив Блаженніший Святослав (Шевчук), Глава УГКЦ, 14 травня 2012 року, під час прес-конференції в приміщенні  БФ «Наш дім - Україна» м. Донецька в рамках свого візиту до Донецько-Харківського екзархату УГКЦ.
На переконання Предстоятеля Церкви, хоча УГКЦ і прагне зберігати українське коріння, культуру та ідентичність, важливо також зважати і  на потреби вірних, які живуть у різних мовних середовищах, зокрема в російськомовному. «Катехизм - важливий віровчительний документ, у якому наша Церква дохідливо намагається донести до кожного християнина основні правди віри, щоб він їх знав і визнавав», - сказав Глава УГКЦ. За словами Блаженнішого Святослава, переклад Катехизму УГКЦ російською буде особливо важливим для російськомовних греко-католиків Росії, яких є близько мільйона, та Казахстану, де є багато нащадків тих, кого свого часу депортували із Західної України.
«Спираючись на такі наші душпастирські потреби, ми тепер перекладаємо Катехизм  УГКЦ російською мовою», - підкреслив промовець. Сьогодні текст Катехизму УГКЦ російською мовою перебуває на стадії богословської та літературної редакції.
Нагадаємо, що Катехизм УГКЦ «Христос — наша Пасха» є офіційним текстом віровчення Української Греко-Католицької Церкви. Ця книга розкриває особливість богословської традиції УГКЦ, спираючись на Святе Письмо, спадщину отців Церкви та отців УГКЦ, рішень Вселенських та Помісних Соборів, богослужбових творів, агіографії та іконографії. Катехизм поділяється на три частини: віра Церкви, молитва Церкви і життя Церкви. За методологічну основу тексту Катехизму взято анафору Літургії святого Василія Великого. Важливо зазначити, що Катехизм «Христос – наша Пасха» продовжує традицію писаних чи друкованих катехизмів УГКЦ, початки якої сягають ще XVI ст. Відтоді не було століття, в якому не з'явився б новий Катехизм. Якщо згадати хоча б деякі з них, то варті уваги Катехизм з XVII століття, укладений святим священномучеником Йосафатом, Архиєпископом Полоцьким, Катехизм під назвою «Народовіщаніє, іли слово к народу католическому» з XVІІІ століття, «Великий катехизм для парафіяльних шкіл» з XIX століття і Катехизм «Божа наука» з XX століття. 24 червня 2012 року  у Львові відбулося офіційне представлення  нового Катехизму УГКЦ «Христос – наша Пасха». Нове видання Катехизму вже презентували в Росії, Польщі, Німеччині, Австралії, Італії, Іспанії, Австрії, Бразилії, Канаді, Аргентині, Франції, Великобританії, США. Планується також його переклад англійською, португальською, іспанською та польською мовами.
Департамент інформації УГ

poniedziałek, 14 maja 2012

Sesja o muzyce bizant. i wykonanie Kanonu Paschalnego po grecku


 Poniżej wklejam zaproszenie skopiowane z witryny KUL i zachęcam, by z tego zaproszenia skorzystać!


Katedra Historii Bizancjum KUL oraz Katedra Historii Kościoła w Starożytności Chrześcijańskiej KUL zapraszają 17 maja 2012 r. na Sympozjum bizantynistyczno-patrystyczne połączone z koncertem muzyki bizantyńskiej w wykonaniu Marcina Abijskiego i Męskiego Chóru Kameralnego im. Bogdana Onisimowicza pt. Muzyka w Bizancjum: „Kanon paschalny” Jana Damasceńskiego.

Miejsce:
Kolegium Jana Pawła II, s. C-1031.

Program:


13.30 Muzyka w pismach Ojców Kościoła – ks. prof. dr hab. Stanisław Longosz
 

14.00 „Kanon paschalny” św. Jana Damasceńskiego jako liturgiczne urzeczywistnienie duchowości
hezychastycznej – prof. dr hab. Krzysztof Leśniewski
 

14.30 Struktura bizantyńskiej formy kanonu i liturgiczne implikacje muzyczne między Wschodem a
Zachodem – ks. dr Piotr Paćkowski
 

15.00 Bizantyński śpiew liturgiczny – Marcin Abijski
 

15.30 Dyskusja
 

16.00-17.00 Koncert muzyki bizantyńskiej „Kanon paschalny” Jana Damasceńskiego (kanon będzie wykonany w języku greckim) (wstęp wolny)

Wykonawcy:
Marcin Abijski i Męski Chór Kameralny im. Bogdana Onisimowicza Marcin Abijski doktorant Katedry Teologii Prawosławnej (Instytut Ekumeniczny KUL) jest wybitnym śpiewakiem, muzykologiem bizantyńskim, absolwentem Narodowego Uniwersytetu Ateńskiego na Wydziale Teologii Społecznej oraz Ateńskiego Konserwatorium Narodowego na Wydziale Muzyki Bizantyńskiej, gdzie był uczniem Archonta Hymnodosa Patriarchatu Konstantynopola – Georgiosa Chatzichronoglou. Marcin Abijski jest również założycielem i dyrygentem Męskiego Chóru Kameralnego im. Bogdana Onisimowicza.

Od siebie dodam, że w sieci znaleźć można dwa polskie przekłady Kanonu:

1)  pióra śp. o archimandryty Romana Piętki MIC (1937-2011);

2) autorstwa ks. dra Henryka Paprockiego, duchownego Polskiego Autokefalicznego Kościoła Prawosławnego (początek na s. 2 pliku .pdf).


Nie są to zresztą jedyne istniejące tłumaczenia tego przepięknego utworu na jęz. polski. Istnieje przynajmniej jedno jeszcze, XIX-wieczne, opublikowane w: Jutrznia we Świętą i Wielką Niedzielę Zmartwychwstania Chrystusowego, czyli rezurekcja według obrz. gr.-kat. Tłómaczenie (!) z języka starosławiańskiego (!). Staraniem i nakładem Instytutu Stauropigiańskiego (!). Na dochód gr.-kat. cerkwi miejskiej Uśpienia (!) Najświętszej Panny Marji we Lwowie, Lwów 1860.

Przypomnę także przy okazji o istnieniu 2 wersji ukraińskich:

1) z modlitewnika Pryjdite pokłonimsia (tu w ramach całego tekstu Jutrzni Zmartwychwwstania);

2) z bazyliańskiego Mołytwosłowa z 1990 r. - wersja częściej używana (m.in. w Lublinie), z nutami, na s. 637-648 (pod tym linkiem można ściągnąć cały Mołytwosłow).

piątek, 11 maja 2012

Greckokatolickie duszpasterstwo anglojęzyczne we Lwowie


Zagadnienie otwarcia UKGK na duszpasterstwo w językach innych niż ukraiński (oraz, dodajmy pro forma, cerkiewnosłowiański - którego w dzisiejszych czasach prawie że nie uświadczysz w cerkwi) jest jednym z tematów dominujących w tym blogu i w ogóle w mojej publicystyce. Głównie zresztą dlatego, że sprawa jest w naszym Kościele w Polsce objęta swoistym tabu i mało kto odważa się publicznie wspomnieć o takiej możliwości. Trudno się zresztą dziwić - nikt raczej nie chce spotkać się z takim oddźwiękiem, z jakim spotkały się moje i ks. Ireneusza Kondrowa publiczne na ten temat wypowiedzi. 

W tej atoli sytuacji warto jednakże prezentować szerokiej publiczności każde świadectwo tego, że tak być nie musi, każdy dowód na to, że normalność duszpasterska w UKGK nie pokrywa się z wizjami naszych nadwiślańskich etnocentrystów. Oto np. w oficjalnym angielsko-ukraińskim miesięczniku eparchii Stamford "Sower/Siwacz" 27(2012) nr 3, s 13 ukazał się obszerny wywiad z ks. S. Susem ze Lwowa.

Kapłan ten jest szefem duszpasterstwa wojskowego w archieparchii lwowskiej i syncelem (wikariuszem biskupim) ds. duszpasterstwa wojskowego, więziennego i akademickiego (ładne zestawienie skądinąd!).
Niedawno przejął na cerkiew wojskową dawny kościół jezuicki pw. świętych Apostołów Piotra i Pawła. I oto w tejże świątyni bezkarnie, ba - z błogosławieństwem hierarchy miejsca, śmie utrzymywać jakieś anglojęzyczne duszpasterstwo! Nie tylko spowiadają tam po angielsku, ale i - horribile dictu! - celebrują Boską Liturgię! Cóż za upadek!  ;)



– Гарнізонний храм Святих Петра і
Павла – єдина церква, де щонеділі
відправляють святу літургію
англійською мовою. Отче Степане, яка
мета цього нововведення?



Ми молимось у неділю Святу Літургію
на англійській мові з благословення
митрополита Львівського владики
Ігоря Возьняка. Це нововведення є
особливим тому, що дозволяє
англомовним віруючим приймати
участь у молитві. На жаль, у Львові
немає багато церков, де моляться по-
англійськи. Кілька разів до нас
звертались англомовні віруючі, які
вважають себе греко-католиками, щоб
їх висповідати. У людей була
проблема знайти церкву, де слухають
сповідь на англійській мові.
Зважаючи на наші можливості та
знання, які отримали у Львівській
духовній семінарії Святого Духа та
Українському Католицькому
Університеті, ми можемо сповідати та
молитись святу Літургію на
англійській мові. На таку англійську
Святу Літургію приходить чимало
іноземців, які одружились із
українцями, а також дехто із
студентів, які вивчають іноземну
мову.

niedziela, 29 kwietnia 2012

Rada Miasta uchwaliła MPZP dla działki nr 40!

Z wielką radością informuję, że Rada Miasta Lublin w dniu 26 bm. przyjęła większością 17 głosów "za" przy 1 wstrzymującym się (ale, uwaga: RML liczy ogółem 31 radnych!) miejscowy plan zagospodarowania przestrzennego dla działki nr 40 u zbiegu ulic Unickiej i Walecznych w Lublinie.

Doniosły o tym lubelskie media:

"Kurier Lubelski"

"Dziennik Wschodni"

oraz Internetowa TV Lublin.

Garść osobistych refleksji, wspartych przykładem katakumb supraskich, zaprezentował na Swym blogu p. dr Leszek Mikrut, jeden z czołowych Dziennikarzy Obywatelskich gazety "Moje Miasto Lublin", rusycysta, pracownik UMCS.


Czy to koniec całej sprawy? To zależy, jak ową sprawę rozumiemy. MPZP, o ile nie zostanie podważony i normalnie wejdzie w życie (nie znam się na procedurach w tym zakresie), niewątpliwie uwolni teren dawnego cmentarza od widma budowy "marketu na kościach". To już sukces! :-) Ale do należytego upamiętnienia nekropolii droga jeszcze daleka. W szczególności trudno się spodziewać, by właścicielka terenu, czyli Parafia Prawosławna Przemienienia Pańskiego, zrobiła to z własnej inicjatywy i za własne pieniądze (a nawet - z udziałem innych czynników zainteresowanych). MPZP nakłada na właściciela terenu obowiązek ogrodzenia działki, natomiast inne elementy upamiętnienia (pomniczek, tablice, ew. alejki) jedynie mogą powstać (pod określonymi w planie warunkami).

Pozostaję zatem przy wyrażonym już w ub.r. poglądzie: najlepszym wyjściem byłoby przejęcie przez Gminę M. Lublin działki nr 40 na własność z jednoczesnym przekazaniem PPPP z zasobów miejskich innej działki, bez obciążeń, odpowiedniej dla inwestycji komercyjnych. Dałoby to możliwość upamiętnienia nekropolii i zaspokojenia potrzeb materialno-finansowych PPPP w sposób niekontrowersyjny.

niedziela, 22 kwietnia 2012

Cmentarz Unicka/Walecznych: projekt MPZP przedłożony Radzie Miasta

Triduum Paschalne i Świetlisty Tydzień Wielkanocny to czas szczególny, który winien być w sposób szczególny poświęcony rozważaniu i  świętowaniu Męki, Śmierci i Zmartwychwstania naszego Pana i Zbawiciela Jezusa Chrystusa. Dlatego też w tym okresie zawiesiłem twórczość blogową na inne tematy.

Dziś, w niedzielę Antypaschy czyli Tomaszową (Przewodnią) według starego stylu, powrócić pragnę do tematyki, która zdominowała ten blog od pamiętnej soboty 4 lutego br. - czyli do sprawy dawnego cmentarza u zbiegu ulic Unickiej i Walecznych w Lublinie.


Prezydent Miasta Lublin p. dr Krzysztof Jan Żuk skierował pod obrady najbliższej sesji Rady Miasta (26 bm.) Projekt uchwały w sprawie uchwalenie miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego miasta Lublin część VIII - Śródmieście dla terenu dawnego cmentarza unickiego, położonego u zbiegu ulic Unickiej i Walecznych (druk nr 552-1). Zachęcam do ściągnięcia tego pliku w PDF-ie i uważnej lektury, ponieważ druk ten zawiera nie tylko sam projekt uchwały ws. MPZP oraz mapę, ale i motywy, dla których Urząd Miasta (decyzję firmuje swym podpisem sam Prezydent) odrzucił uwagi krytyczne składane przez niektóre osoby i podmioty.

Uwzględnione zostały i to w całości dwie uwagi - Parafii Greckokatolickiej pw. Narodzenia NMP w Lublinie oraz JE Ks. Abpa Jana Martyniaka, Metropolity Przemysko-Warszawskiego UKGK - ale nic w tym dziwnego, wszak oba pisma wyrażały pełną aprobatę dla wyłożonego projektu. ;-)

Jeśli ktoś nie ma czasu i/lub chęci, by studiować ww. druk, może zajrzeć również do artykułów prasowych opublikowanych w witrynach "Gazety w Lublinie" oraz "Nowego Tygodnia w Lublinie".


Warto też zajrzeć na Facebook.com, gdzie Stowarzyszenie Ochrony Miejsc Zapomnianych opublikowało kolejne ważne dokumenty dotyczące samego cmentarza i sprawy "marketu na kościach". Są to:

1) wyniki 2 kwerend przeprowadzonych w Archiwum Państwowym w Lublinie przez pracowników Wojewódzkiego Urzędu Ochrony Zabytków (4 s.) i samego APL (2 s.) - jest to podstawowe dostępne publicznie źródło wiedzy o historii tej nekropolii;

2) postanowienie Lubelskiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków z 4.IV.2011 ws. odmowy uzgodnienia projektu decyzji o ustaleniu warunków zabudowy dla "marketu na kościach";

3) list poparcia skierowany do SOMZap. 2.VI.2011 przez Przewodniczącego Stowarzyszenia MAGURYCZ p. Szymona Modrzejewskiego.  Organizacja ta - i p. Modrzejewski personalnie - ma wielkie zasługi dla ratowania zapomnianych cmentarzy i nagrobków w Polsce południowo-wschodniej, stąd też list ów ma niemałe znaczenie i wart jest lektury; warto też zajrzeć na stronę WWW "Magurycza".