Zmarły 21 bm. w Krakowie Profesor Jerzy Nowosielski, wybitny malarz i bardzo interesujący myśliciel, znaczną część Swego intelektualnego dorobku pozostawił nam w formie rozmów, które przez wiele lat przeprowadzał z Nim śp. Zbigniew Podgórzec (1935-2002). Poniżej proponuję małą próbkę – fragmenty rozmowy na temat raczej dla rozmów Nowosielski –Podgórzec nietypowy: kwestie narodowościowe. Konkretnie – zagadnienia tożsamości narodowej samego Artysty oraz jego spojrzenia na zjawisko narodowości, ze szczególnym uwzględnieniem spraw ukraińskich.
Z Nowosielskim można się zgadzać całkowicie, częściowo lub wcale – tym niemniej warto się zapoznać z Jego przemyśleniami na różne tematy. Dlatego zachęcam do lektury (krytycznej, a jakże!) pism Profesora. Zabrzmi to pewnie paradoksalnie, ale np. ja osobiście, czytając Nowosielskiego lata temu, utwierdziłem się raczej w grekokatolicyzmie, choć przecież sam Profesor, ochrzczony i wychowany w naszym Kościele (konkretnie w parafii krakowskiej), potem nawet przez czas jakiś kandydat na mnicha we Lwowie, po okresie ateizmu przyjął prawosławie i na Unię patrzył krytycznie (patrz niżej).
Fragmenty opublikowane poniżej pochodzą z:
Podgórzec Z., Rozmowy z Jerzym Nowosielskim. Wokół ikony – Mój Chrystus – Mój Judasz, opr. K. Czerni, Kraków 2009, s. 406-411.
Książka ta jest nadal dostępna w sprzedaży, m.in. u wydawcy.
Publikację niniejszą traktuję jako mój prywatny hołd pamięci Profesora Jerzego Nowosielskiego.
W „Krakowskich Zeszytach Ukrainoznawczych” ukazała się Pana biografia (Rys Biograficzny Jerzego Nowosielskiego opracowany przez Marka Tytkę). Jej autor robi z Pana Ukraińca!
Nigdy nie pozwalam z siebie czegoś lub kogoś robić! Ale przecież jestem w jakimś stopniu Ukraińcem. Jeżeli się ma ojca Ukraińca, a matkę Polkę, mieszka się w kraju, gdzie istnieją dwie kultury, to człowiek przynależy do obu tych kultur. Tylko nie wiem, co to znaczy: być Polakiem i co to znaczy: być Ukraińcem. Natomiast wiem, co to znaczy: być człowiekiem. Istnieje pewien gatunek Ukraińców, którzy zawsze chcą ustalić, kto jest kto. Wielu takich Ukraińców patrzy na mnie spode łba, jak coś robię w cerkwi, i pytają: A wy chto? Jak to: chto? Ja staram się być człowiekiem, nie zawsze mi to wychodzi, ale przynajmniej się staram. Narodowość to najbardziej sztuczna kategoria tożsamości, jaką ludzie potrafili wytworzyć. W XVII i XVIII wieku weszła do ludzkiej świadomości w miejsce świadomości konfesyjnej, ponieważ żarliwość religijna zanikła wtedy prawie do zera. Ale to jest sztuczne pojęcie! Narodowość co innego oznacza w Polsce i na Ukrainie – gdzie są podobne struktury społeczno-polityczne – a zupełnie co innego w Chinach czy w Indiach. A jeszcze co innego na przykład w Ameryce. Nie ma amerykańskiej narodowości w naszym europejskim rozumieniu tego słowa.
W takim razie jaka jest Pana narodowość?
Moja narodowość zupełnie mnie nie obchodzi. Najbardziej czuję się związany z kulturą polską, ale także z ukraińską i rosyjską. A to się już Ukraińcowi w głowie nie może pomieścić, żeby Ukrainiec kochał kulturę rosyjską, bo oni nienawidzą Rosji. Za to by mnie najchętniej powiesili. Jest taki gatunek ludzi – miał Pan endeków w Polsce – i z tymi ludźmi właściwie nie ma dyskusji, bo oni uważają, że narodowość jest dana od Boga i trzeba jej dochować wierności. A ja w ogóle nie wiem, czy istnieje narodowość ukraińska i co to takiego. Jeżeli mówię po ukraińsku, podpisuję się po ukraińsku, to używam ukraińskiej wersji mojego nazwiska. A jeżeli mówię po polsku, używam wersji polskiej. Przecież jest wielu ludzi, na przykład taki Tibor Csorba, który był Polakiem i Węgrem jednocześnie. Moja sytuacja życiowa tak mnie ustawiła i nie ma w tym żadnej mojej zasługi ani winy. A poza tym nie uznaję winy tylko dlatego, że człowiek ma troszkę bardziej liberalny i luźny stosunek do takich pojęć jak narodowość.
(…)
Pana biograf napisał: „Jerzy Nowosielski zna bardzo dobrze swój język ojczysty ukraiński oraz język polski. Od 1962 roku podaje swą narodowość jako polską”. Czy rzeczywiście Pan tak czynił?
To nieprawda. We wszystkich dokumentach, jakie mi wystawiano po 1945 roku, wpisywano narodowość polską.
Marek Tytko pisze też, że w latach 1940-1942 występował Pan „jako wyznawca religii greckokatolickiej i jako Ukrainiec”.
Od urodzenia byłem przecież członkiem kościoła greckokatolickiego. W nim się urodziłem i wychowałem. Gdy jednak do mojej świadomości dotarło, że unia brzeska była wielką tragiczną pomyłką, po prostu wróciłem do prawosławia. Wróciłem do korzeni, z których unia wyrosła. Dzisiaj, uważając ją za pomyłkę, żywię do niej najgorętsze uczucia i wspieram jej świątynie, jak tylko mogę.
A Pana ukraińskość?
Przecież mój ojciec był Polakiem pochodzenia ukraińskiego. Ja zaś poszedłem za ojcem i formalnie przed drugą wojną światową byłem narodowości ukraińskiej. Miałem to nawet wpisane w dowodzie tożsamości.
A czuł się Pan Polakiem czy Ukraińcem?
Niekiedy czułem się Ukraińcem. Zwłaszcza wtedy, gdy na Ruś Zakarpacką ruszył z atakiem propagandowym nacjonalizm polski i węgierski.
To był koniec lat trzydziestych?
Tak. Gdy jednak we wrześniu 1939 roku zobaczyłem pociąg z rannymi, to przysiągłem sobie, że kończę z moim nacjonalizmem czy jakimś tam patriotyzmem. I wtedy stałem się – jeśli mogę posłużyć się zdewaluowanym dzisiaj słowem – internacjonalistą. Przez całą okupację byłem zdeklarowanym internacjonalistą. Nie czułem się związany z żadną grupą narodowościową, widząc, jak ludzie wzajemnie się zabijali. W ogóle od tamtego czasu nie rozumiem, co to znaczy przyznawać się do jakiejś narodowości czy ojczyzny. Sam od owego pamiętnego września uważam się, tu, na ziemi, za człowieka bez narodowości. Jeśli w tym okresie mego życia można by mówić o jakiejś ojczyźnie, to tą ojczyzną mogłoby być prawosławie.
Skąd te tęsknoty?
Przecież już jako chłopiec wychowany w tradycji greckokatolickiej miałem również styczność z cerkwią prawosławną. W Krakowie istniała prawosławna cerkiew garnizonowa, do której często chodziłem. W ogóle od najmłodszych lat byłem wręcz zafascynowany prawosławiem i czułem, że wyznanie greckokatolickie jest tylko jakąś namiastką prawosławia, jakimś sfałszowanym prawosławiem. Byłem głęboko przekonany – choć walczyłem z poczuciem lojalności wobec Kościoła rzymskokatolickiego, do którego wspólnoty jako unita się zaliczałem – że moją prawdziwą ojczyzną duchową jest właśnie prawosławie. Gdy więc poczułem potrzebę odsunięcia się od ludzi – nie wiem, czy to było powołanie – to zacząłem szukać w obrębie Kościoła greckokatolickiego takiego monasteru, który byłby najbardziej prawosławny z ducha. I znalazłem ławrę Jana Chrzciciela we Lwowie reguły studyckiej, gdzie wszystko właściwie było prawosławne: liturgia, dyscyplina, myślenie.
Czy teraz uważa się Pan za człowieka bez narodowości?
Narodowość jest naprawdę sztucznym pojęciem, to zjawisko charakterystyczne dla środkowej i wschodniej Europy. A już taki Francuz na przykład nie bardzo rozróżnia narodowość od przynależności państwowej. Dla niego nation to przynależność państwowa i narodowość zarazem. Natomiast w tej Europie, gdzie było dużo narodów o własnej dojrzałej tożsamości kulturowej, a pozbawionych własnego państwa, wytworzyło się zjawisko narodowości jako nadrzędnej kategorii tożsamości. To dotyczy Ukrainy, Czech, Polski… Ale już Niemcy mają bardzo niejasne pojęcie narodowości, połowa Austriaków spytanych, czy są Niemcami, odpowie, że tak, bo dla nich wyznacznikiem jest język.
To znaczy, że język jest najważniejszym kulturowym kryterium narodowości?
Niekoniecznie. Niech Pan weźmie Żydów, przecież oni nie mają jednego własnego języka, mają swój język sakralny, teraz sztucznie reanimowany. Ich prawdziwym językiem jest jidysz. Kiedy moja studentka mieszkała w Izraelu w domu akademickim, to połowa Żydów mówiła po polsku, a połowa po rosyjsku. Wspólny język nie jest konieczny dla określenia narodowości. Ormianie też prawie nie mają swojego języka, a jaka to silna narodowość. W Indiach pełno tych narodowości, ale przecież nie ma tendencji do stworzenia państw narodowych. Na przykład tacy Bengalczycy – ich są setki milionów – gdyby chcieli się postarać o własne państwo, to by je mieli; mają osobny język. Z kolei Pakistan odłączył się od Indii na zasadzie wyznaniowej, ale język ma ten sam – hindi. A w całej Ameryce w ogóle nie ma narodowości, to po prostu duże państwo.
Jaka jest geneza narodowości ukraińskiej? Ukraina to dawni Rusini galicyjscy, wołyńscy…
Według mnie, istnieje analogia między słowem „ukraina” a słowem utopija. Uk po grecku oznacza „nie”, topos – „miejsce”, czyli utopija to znaczy „nigdzie”. Tak samo Ukraina – to „żadna kraina”, czyli nigdzie. Ukraińcy byliby wspaniałym społeczeństwem, gdyby sobie uświadomili, że nie są żadną narodowością, że można stworzyć wielkie państwo bez obowiązku narodowości. Coś na wzór Szwajcarii, tylko w większej skali. To by się mogło stać ich ideą narodową, przecież tak już kiedyś było! Kto szedł do kozactwa? Polacy, na których ciążyły wyroki, Francuzi, Czesi, Niemcy – międzynarodowe towarzystwo rezunów, hulaków, ale to był zalążek jakiejś nowej jakości organizacyjno-politycznej.
I mów Pan do nacjonalisty o takich rzeczach. On tego nie zrozumie, bo on chce być narodowy. Państwo bez narodowości? Bardzo dobrze – w takim państwie żaden szowinizm nie może się wyhodować, takie w nim jest przemieszanie. Ukraińcy formują teraz tę narodowość trochę sztucznie – ci zachodni nauczyli się od Polaków, a ci wschodni nie chcą być Rosjanami. W Kijowie zaczynają już mówić po ukraińsku, ale gdzieś w Donbasie czy Charkowie wszyscy mówią po rosyjsku, ale za Rosjan się nie uważają. Istna utopija.
Ta utopija wydaje się bardzo niebezpieczna i może być wybuchowa.
Nie, bo to za duża machina. To nie Czeczenia czy Armenia, ale olbrzymi kraj. Oni w ogóle powinni oddać Rosji Donbas i Krym, mieliby wtedy dużo łatwiejszą sytuację. Tyle że Rosja nie chce samego Krymu, tylko całej Ukrainy. Dla Rosji to bardzo wygodne, że istnieją tam punkty zapalne i przy najbliższej okazji może wejść jako mediator. (…)