Sława Isusu Chrystu!
Istnieje sobie na Facebook'u profil pod nazwą Na wschodnim szlaku wiary - z dziejów Kościołów wschodnich w Polsce. Bardzo go cenię, przede wszystkim za dwie rzeczy: promocję obydwu Kościołów tradycji bizantyjskiej obecnych w teraźniejszości i przeszłości Polski - prawosławnego i greckokatolickiego, w duchu życzliwości wobec obu, co rzadkie; popularyzację wątków polskich w dziejach i spuściźnie obu Kościołów, co też częste nie jest i należy to docenić, nawet jeśli trafiają się przy tym kiksy typu utożsamiania polskich wpływów językowo-kulturowych z przeszłości z polską tożsamością narodową czy też promowania postaci niekoniecznie pod każdym względem świetlanych.
Paradoks sprawia, że mimo mej wielkiej sympatii do tej inicjatywy często zamieszczam pod publikacjami tego profilu komentarze krytyczne - i ktoś rozumujący płytko mógłby mnie wręcz wziąć za wroga tego profilu. A jest odwrotnie: jak czegoś nie lubię, na ogół to ignoruję, a poza tym "tylko ten się nie myli, kto nic nie robi"; profil wspomniany robi sporo, więc sporo się trafia rzeczy do sprostowania, uzupełnienia, polemiki. Mam nadzieję, że moje wypowiedzi są czytane i jakoś tam służą doskonaleniu tej inicjatywy.
Po tym przydługim - ale moim zdaniem koniecznym - zastrzeżeniu pozwolę sobie skomentować zamieszczony właśnie życiorys prawosławnego (ochrzczonego w Kościele gr.kat.) świętego, kapłana-męczennika Maksyma Sandowicza, rozstrzelanego 6 września 1914 r. w Gorlicach na fali szpiegomanii, jako niewątpliwy rusofil.
Oczywiście nie mam nic przeciwko przypominaniu tej postaci, ważnej zwłaszcza dla dziejów Łemkowszczyzny, z której pochodził, na terenie której działał i poniósł śmierć (pomijam kwestię, czy miasto Gorlice jako takie należało do Łemkowszczyzny).
Chciałbym zwrócić uwagę na konkretny passus o treści:
(...) Ukończył szkołę podstawową w Gorlicach, następnie uczęszczał do gimnazjum w Nowym Sączu, które jednak opuścił z uwagi na słabe wyniki w nauce i wstąpił do klasztoru bazyliańskiego w Krechowie (obecnie na Ukrainie).
Rozczarowany jednak jego poziomem konwertował na prawosławie i został posłusznikiem w Ławrze Poczajowskiej. W Rosji nie było wówczas obowiązku ukończenia gimnazjum by móc wstapić do seminarium duchownego, ani by przyjąć święcenia kapłańskie. Ówczesny arcybiskup wołyński Antoni (Chrapowicki) nakłonił Maksyma do wstąpienia do seminarium duchownego w Żytomierzu.
Ożenił się z Pelagią Grygoruk, córką kapłana prawosławnego z Nowego Berezowa, uczennicą szkoły dla dziewcząt przy monasterze w Jabłecznej, a wkrótce po tym został wyświęcony na kapłana (...)
Konkretnie chodzi mi o podkreślony fragment, wkleiłem więcej dla kontekstu.
Kwestia powodów, dla których młody Maksym Sandowicz nie został bazylianinem, jest ciekawym zagadnieniem badawczym, ale oczywiście rozumiem, że w ramach notki facebookowej nie ma na nie miejsca. To jednak nie usprawiedliwia moim zdaniem kalkowania nonsensów zaczerpniętych z polskiej hagiografii prawosławnej, która najwyraźniej wycisnęła swe piętno na biograficznym haśle w Wikipedii, cytuję:
Jak widzimy, tekst w profilu jest bezpośrednio zależny od biogramu wikipedycznego, przy czym przerobiono odnośne fragmenty w sposób jeszcze bardziej zaciemniający rzeczywistość: poziom bazylianów krechowskich przestał być "duchowy", a rada abpa Antoniego przestała obejmować odejście z monasteru, co ma tu swe znaczenie.
Dla porównania: rosyjska apologetyka prawosławna może, paradoksalnie, wyrażać się sensowniej, pisząc po prostu:
Moim zdaniem to wielce prawdopodobne wyjaśnienie przyczyny odejścia (o ile było to istotnie odejście, a nie usunięcie) i gdyby tak właśnie napisano, nie byłbym skłonny reagować. Ale skoro mowa jest o "poziomie", to wypada jednak to i owo wyjaśnić/sprostować.
1) Przerabiając "poziom duchowy" na "poziom" po prostu, tak przeze mnie lubiany profil mimowolnie zszedł do poziomu rozrywkowego: oto człowiek, który nie zdołał zdobyć średniego wykształcenia, kręci nosem na "poziom" zakonu, który po reformie dobromilskiej był naprawdę w jednym z najlepszych w swej historii momentów, także pod względem intelektualnym.
2) To samo można powiedzieć, gdy już dodamy do rzeczownika "poziom" przymiotnik "duchowy". Reforma dobromilska wychowała zakonników naprawdę gorliwych, zarówno gdy chodzi o osobistą ascezę i życie duchowe, jak i działalność duszpasterską, zwłaszcza w dziedzinie misji ludowych. Było to zresztą przyczyną, dla której to pierwsze pokolenie wychowanków reformy na ogół szybko zeszło z tego świata - nie oszczędzali się i szybko umierali...
3) Weźmy teraz pod lupę cytat z tekstu rosyjskiego: "atmosfera okazała się obcą". Także i biogram w Wikipedii, w innym miejscu, zawiera wzmiankę o "ogólnej atmosferze panującej w monasterze". O co mogło tu chodzić? Moim zdaniem o dwie rzeczy. Po pierwsze specyfika religijności, typ duchowości uformowanej u zreformowanych bazylianów pod wpływem ich jezuickich mistrzów. Nie był to żaden "upadek duchowy" czy "niski poziom" - przeciwnie, religijność ta była na poziomie bardzo wysokim, tym niemniej duchowość ta mogła nie odpowiadać orientującemu się na wzorce czysto wschodnie, a potem wręcz prawosławne, młodemu Łemkowi. Kto chciałby poszerzyć znajomość zagadnienia, niech poczyta choćby listy bł. Leonida Fiodorowa do Czcigodnego Sługi Bożego Andrzeja Szeptyckiego - co ten przyszły greckokatolicki egzarcha Rosji pisał o bazylianach. Po drugie, zakon po reformie był nastawiony jednoznacznie na obronę grekokatolicyzmu przed wpływami "schizmy" (lęk przed tym zagrożeniem leżał wszak u podstaw samej reformy dobromilskiej), a z tym związana była jednoznaczna opcja "narodowećka", czyli ukraińska, wroga rusofilom - do których zaliczał się był młody Maksym Sandowicz. Z tego punktu widzenia nie dziwi, że się u bazylianów nie ostał; dziwne jest raczej, że w ogóle tam się udał, zapewne po prostu nie orientował się, dokąd wstępuje.
4) Kontynuując temat specyfiki bazylianów po reformie dobromilskiej: zakon ten dawał wstępującym doń dwie opcje. Kandydat mógł podążyć drogą formacji kapłańskiej, zostać hieromnichem. Na to jednak, jak się zdaje, młody Sandowicz nie mógł za bardzo liczyć, skoro nie zdołał uzyskać matury. Można też było zostać bratem zakonnym, ale tu bazylianie preferowali rzemieślników. Dla synów chłopskich nie umiejących nic innego poza rolnictwem nie było za bardzo u bazylianów miejsca. Stąd zresztą wyrastają korzenie monastycyzmu studyckiego, którego zaczątkiem była spontanicznie ukształtowana grupka młodych synów chłopskich, którzy pragnęli być zakonnikami, ale u bazylianów zostać nimi nie mogli. Dopiero potem, gdy zaopiekował się nimi młody o. Andrzej Szeptycki, sam skądinąd będący bazylianinem wyrosłym z reformy dobromilskiej, wyrosła z tego wspólnota mnichów świadomie nawiązujących do pierwotnych form monastycyzmu wschodniego. Być może gdyby młody Sandowicz trafił do studytów, pozostałby tam do śmierci. A może i nie, ponieważ...
5) ... być może całkiem i po prostu nie miał powołania do życia w monasterze. Proszę zwrócić uwagę, że po bazylianach udał się do Ławy Poczajowskiej, ale ostatecznie mnichem nie został, został żonatym kapłanem eparchialnym ("białym"). Do tego, jak pisze autor hasła w Wikipedii, do opuszczenia Ławry skłonić miała Sandowicza rada arcybiskupa wołyńskiego Antoniego, a nie "rozczarowanie poziomem".
6) I to, co napisałem był w pkt. 5, każe wysunąć przypuszczenie następujące: kto wie, czy w Krechowie to on zrezygnował z bazylianów, czy oni z niego, bo zwyczajnie nie pasował do nich. Ale o to już mniejsza. Ciekawe, czy zachowały się jakieś akta dotyczące pobytu Sandowicza u bazylianów i motywów odejścia. Albo wzmianki w spisanych wspomnieniach. Rzecz jasna, także i takie źródła historyczne winny być badane krytycznie.
Podsumowując: to, że niektórzy krajowi apologeci prawosławni za każdym razem, pisząc o unitach/grekokatolikach, muszą napisać o "niskim poziomie duchowym", "upadku" etc. - to mnie nie wzrusza. Inaczej już pewnie nie umieją. Gdy jednak tak cenny i co do zasady kierujący się słusznymi zasadami profil bezkrytycznie to łyka - to jednak przykre... :-(