wtorek, 15 listopada 2011

Poseł Sycz a sprawa greckokatolicka - II

Tym razem jeszcze nie zaprezentuję refleksji własnej nad ostatnimi publikacjami portalu Grekokatolicy.pl w przedmiocie oceny postawy p. posła Mirona Sycza (PO) w głosowaniach sejmowych dotyczących kwestii istotnych etycznie z (grecko)katolickiego punktu widzenia. Oto bowiem przyszło mi do głowy, że warto przypomnieć udzielony nieco ponad rok temu przez JE Metropolitę Przemysko-Warszawskiego wywiad pt. Nie mówi się o ciemnej stronie in  vitro. Rozmowę przeprowadził dziennikarz Katolickiej Agencji Informacyjnej. Wywiad ten był publikowany także na innych stronach, jak blog ks. Pawła Potocznego, wicekanclerza Kurii przemyskiej UKGK oraz witryna eparchii wrocławsko-gdańskiej UKGK. Nb. wywołał ów wywiad pewien rezonans społeczny - powołali się nań (nie do końca celnie) pp. dr hab. Andrzej Lewandowicz i dr n. med. Sławomir Graff, pisząc:

Nie jest również prawdą, co sugerują autorzy polemiki że praktycznie wszystkie kościoły i wyznania oprócz rzymskokatolickiego akceptują in vitro. Przykładem może być wywiad udzielony w bm. przez zwierzchnika innego Kościoła, abpa Jana Martyniaka.

 Co prawda UKGK jest Kościołem sui iuris odrębnym od Kościoła rzymskokatolickiego (łacińskiego), jednakże pozostaje z tym drugim w pełnej komunii kościelnej, w pełnej jedności wiary i doktryny moralnej, w jednym powszechnym Kościele katolickim - zatem argument zacnych Panów Doktorów ciut kuleje. :( Ale w tej chwili ważne jest to, że głos pp. Lewandowicza i Graffa potwierdza pewien społeczny oddźwięk wywiadu.

Chciałem wkleić tekst wywiadu, ale  "KAI zastrzega wszelkie prawa do serwisu. Użytkownicy mogą pobierać i drukować fragmenty zawartości serwisu internetowego www.ekai.pl wyłącznie do użytku osobistego. Publikacja, rozpowszechnianie zawartości niniejszego serwisu lub jej sprzedaż (także framing i in. podobne metody), są bez uprzedniej pisemnej zgody KAI zabronione i stanowiąc naruszenie ustaw o prawie autorskim, ochronie baz danych i uczciwej konkurencji - będą ścigane przy pomocy wszelkich dostępnych środków prawnych."  

Na takie dictum pozostaje tylko odesłać do przytoczonych wyżej internetowych publikacji wywiadu z JE Ks. Metropolitą...

poniedziałek, 14 listopada 2011

Śp. ks. archim. Sergiusz Keleher - jedno z ostatnich zdjęć

Kontynuując wątek poświęcony pamięci Archimandryty Sergiusza Kelehera, pozwolę sobie wkleić link do zdjęcia zaczerpniętego z Byzantine Forum Online.


Zdjęcie przedstawia śp. Archimandrytę w czasie tegorocznej Liturgii paschalnej celebrowanej w Dublinie, w nowych szatach ufundowanych przez parafian. Niestety, nie służyły Mu długo... :(

niedziela, 13 listopada 2011

+ Archimandryta Sergiusz Keleher +

Z wielkim smutkiem dowiedziałem się, że przedwczoraj w Dublinie odszedł do Pana ks. Sergiusz Keleher (Brian O'Ceileachair), tytularny archimandryta UKGK, proboszcz parafii pw. bł. Mikołaja Czarneckiego, biskupa i męczennika.





Zdjęcie zaczerpnąłem z "Konserwatywnego Bloga na rzecz Pokoju" - tamże pod linkiem znaleźć można garść szczegółów bio- i bibliograficznych (!) dotyczących Zmarłego.

Zacna witryna eparchii wrocławsko-gdańskiej przytaczając nekrolog zmarłego (za co chwała Redakcji!) jednocześnie postanowiła "uzupełnić" przytoczoną przez siebie notkę służby prasowej egzarchatu w Londynie. W oryginale było o święceniach kapłańskich w 1967 r. - nasi dzielni Redaktorzy z rozpędu napisali "na kapłana UKGK". Otóż - pomijam już oczywisty anachronizm w przedmiocie nazwy (wybaczalny; ówczesna tamtejsza nazwa, do dziś dominująca w USA i Kanadzie, to "Ukraiński Kościół Katolicki", bez "Grecko-") - młody rzymskokatolik Brian Keleher czy O'Ceileachair, jak przypomina ww. "konserwatywny bloger", w roku bodajże 1961 przeszedł na prawosławie, w 1967 otrzymał TAMŻE święcenia prezbiteratu, i do Kościoła (grecko)katolickiego powrócił już jako prezbiter w 1973. Tak to wyglądało. Tytularny archimandryta UKGK zbytnio się tymi kolejami losu nie chwalił, ale się nie wypierał.

[Dodano chwilę później: czujna PT. Redakcja wrocławsko-gdańska migiem poprawiła nekrolog, usuwając z odnośnego miejsca skrót "UKGK" - o czym lojalnie i z przyjemnością informuję, mojego wpisu nie zmieniając dlatego jedynie, że kosztowałoby to mnie zbyt dużo pracy re-kompozycyjnej, a pora już spać...]

Dlaczego piszę dziś notkę o śmierci człowieka, którego spotkałem raz w życiu? Otóż śp. o. Sergiusz był moim zdaniem bardzo ważną postacią w diasporze wschodniokatolickiej, na styku wschodniego katolicyzmu (nie tylko UKGK, i nie tylko nawet tradycji bizantyjskiej) ze światem zachodnim, przede wszystkim anglosaskim. Wielki erudyta, miłośnik i znawca liturgii, ale i skomplikowanych dziejów naszych wspólnot. Dużo wiedział i chętnie się tą wiedzą dzielił - na czym osobiście skorzystałem bardzo wiele. On to na przykład "odgrzebał" postać ks. Cyryla Korolewskiego (J.F.J. Charona, 1878-1959), współpracownika Metropolity Andrzeja Szeptyckiego, wieloletniego konsultora Kongregacji dla Kościoła Wschodniego. Przełożył na angielski, opracował i wydał dwa ważne jego dzieła: "Uniatyzm" z 1927 r. i biografię Metr. Andrzeja z 1957 r. Korolewskiego, o. Lwa Gilleta i biskupa Aleksego van der Mensbrugghe przypomniał w pasjonującym artykule Sheptys'kyi and Three Converts From the West w tomie Morality and Reality: Life and Times of Andrei Sheptyts'kyi, Toronto 1989 (?). Związany był z bardzo pożytecznym wydawnictwem Eastern Christian Publications - był w szczególności redaktorem świetnego pisma Eastern Churches Journal, publikował także i w "Logosie" ottawskim na przykład. Część publikacji jego autorstwa (lub przezeń opracowanych/przełożonych) kupić można przez witrynę ww. wydawnictwa. Ale i w sieci można to i owo "wyguglać". Oto np. jego arcyciekawa analiza (krytyczna!) reformy liturgicznej podjętej w 2004 r. w karpatoruskiej metropolii greckokatolickiej w USA (Pittsburg). Ale warto też zajść choćby na Byzantine Forum Online i tam poszukać jego wypowiedzi ("Fr. Serge Keleher" - brzmiała jego display name), by się przekonać, jak aktywnym był forumowiczem, i ile ciekawych i ważnych wniósł tam treści.

Dla ludzi, których w grekokatolicyzmie obchodzą tylko sprawy narodowo-polityczne, Zmarły z pewnością był postacią skrajnie nudną i taką pozostanie. Z pewnością osoby, których cerkiewny horyzont mieści się między dwoma punktami - nazwijmy po ukraińsku: ukrajinśke nacionalne widrodżennia i zberihannia ukrajinstwa - niewiele znajdą dla siebie w jego spuściźnie. Ale dla tych innych pozostanie on Postacią bardzo ważną, której brak wśród nas tu na ziemi boleśnie odczujemy. Śp. Archimandryta był człowiekiem-instytucją, jakich we wschodniokatolickim światku diasporalnym jest rozpaczliwie mało (a może i w ogóle nie ma - w porównywalnej klasie). Są ludzie, których zastąpić łatwo. Z pewnością nie należał do nich śp. Archimandryta Sergiusz...

Wo błażennom uspeniji wicznyj pokoj podażd', Hospody, usopszemu rabu Twojemu archymandrytu Serhiju, i sotwory jemu WICZNUJU PAMIAT'!

czwartek, 3 listopada 2011

Grekokatolicy a rzym. kat. uroczystość Wszystkich Świętych 1.XI

W witrynie Eparchii Wrocławsko-Gdańskiej UKGK pojawił się tekścik pt. "Lublin wielokulturowy i wielowyznaniowy pamięta o zmarłych". 

Tekst ów pochodzi pierwotnie z witryny lubelskiego Oddziału Telewizji Polskiej.

Co wypada w nim sprostować?

Primo: o ile rzeczywiście na ww. cmentarzu (czy cmentarzach - bo przy Lipowej i Białej mamy kompleks aż 4 różnych cmentarzy: rzymskokatolickiego, prawosławnego, ewangelickiego i komunalno-wojskowego) spoczywają pojedynczy grekokatolicy, w tym nawet 2 (co najmniej) kapłanów* - o tyle historyczny cmentarz unicki mieścił się zupełnie gdzie indziej, a mianowicie u zbiegu dzisiejszych ulic Walecznych i Unickiej (pod linkiem - zdjęcie z Google Maps).  O losach tej nekropolii, pierwotnie rzymskokatolickiej, potem wspólnej dla katolików rzymskich i grekokatolików, następnie wyłącznie już unickiej, wreszcie prawosławnej, zlikwidowanej w PRL-u, opowiada film pt. "Tajemnica Unickiego Cmentarza".

Secundo: fakt, że grekokatolicy lubelscy (i nie tylko) 1 listopada nawiedzają groby, że w cerkwiach (w tym lubelskiej) celebrowana jest zaduszna Liturgia z Panachydą, nie jest bynajmniej pochodną faktu, że "wiele małżeństw jest mieszanych". Jak to uczciwie ujmował był swego czasu nasz Cerkownyj Kałendar (bazyliańskiej podówczas redakcji) "na zachodnich i północnych obszarach PRL wytworzył się zwyczaj wspominania zmarłych 1 listopada albo na św. wielkiego męczennika Dymitra (8 listopada) po Boskiej Liturgii (zamiast w Sobotę Dymitriańską)" (por. Kałendar na 1988 r., s. 139). Zwyczaj ten jest zatem następstwem wpływu polskiej, rzymskokatolickiej większości na diasporalną społeczność greckokatolicką. Wymieniłem "polskiej" w pierwszej kolejności, ponieważ nie zachodzi tu moim zdaniem recepcja właściwej treści łacińskiego święta - uroczystości Wszystkich Świętych - lecz ogólnopolskiego, ponadwyznaniowego zwyczaju nawiedzania w dniu 1 listopada cmentarzy, zapalania lampek, przybierania grobów kwiatami etc. Zatem można by chyba zaryzykować twierdzenie, że 1 listopada obchodzony jest przez grekokatolików pod wpływem nie rzymskokatolickiej uroczystości Wszystkich Świętych, lecz - paradoksalnie - "ogólnopolskiego" Święta Zmarłych (!).

-----------
* Są to: ks. Andrzej Pełeński, prob. z Łysiatycz k. Stryja (4.II.1864-16.XII.1940), sekcja 20A, rząd XIII, grób 16 - oraz ks. Wiktor Żuk (zm. 1958, o ile pamiętam), dawny proboszcz Żużela i dziekan bełski, pochowany w pobliżu kaplicy. Obaj spoczywają w części rzymskokatolickiej cmentarza. Za dane o ks. Pełeńskim i jego mogile dziękuję serdecznie Panu Inżynierowi Romanowi Matwijczynie, nb. wnukowi ks. W. Żuka. Dodane 6.III.2012: Pan Roman Matwijczyna opublikował w tygodniku "Nasze Słowo" artykuł o ks. Pełeńskim i jego grobie. Zachęcam do lektury!

środa, 2 listopada 2011

Poseł Sycz a sprawa greckokatolicka - I

Minęła już kampania wyborcza, ba - i same wybory parlamentarne AD 2011 już za nami. To okazja, by już na spokojnie, chłodnym okiem spojrzeć na mały (ale dla nas, grekokatolików, znaczący) epizod tejże kampanii: sprawę p. Mirona Sycza, posła poprzedniej i obecnej kadencji z ramienia Platformy Obywatelskiej.

W sposób szczególny zaś chciałbym odnieść się nie tyle do samego posła-kandydata, ile do publikacji, jakie na jego temat pojawiły się na Ekumenicznym Portalu Greckokatolickim, a mianowicie:

1) GORĄCY TEMAT: Poseł Miron Sycz funduje krzyż i foruje prawo antykatolickie. Przykład rozdwojenia jaźni, czy traktowanie cerkwi jako trampoliny wyborczej?

oraz

2) GORĄCY TEMAT: Czy poseł Miron Sycz jest za dyskryminacją Polaków w cerkwiach greckokatolickich na Warmii i Mazurach?


Uczynię to w dwóch "rzutach". Dziś, w pierwszej części, oszczędzę na razie PT. Czytelnikom mych własnych przemyśleń, a jedynie wkleję kilka ważnych cytatów, które moim zdaniem warto wziąć pod uwagę w ocenie przywołanych powyżej publikacji. Refleksje własne, mam nadzieję, zdołam wylać na ekran, gdy zakończę już pisanie pewnych artykułów, zwłaszcza opóźnionego już mocno materiału do najnowszego numeru półrocznika "Grekokatolicy.pl".

Pierwszy cytat - z listu pasterskiego Sługi Bożego Andrzeja Szeptyckiego, metropolity halickiego, do grekokatolików-Polaków z 16 maja 1904 r.:

[Biskup] Nigdy nie może dopuścić, by ktoś z jego wiernych uważał go za przeciwnika w polityce czy narodowości. On może być przeciwnikiem tylko tych, co są przeciwnikami Chrystusa i o tyle, o ile nimi są, i to wyłacznie na to, by ich z Chrystusem pojednać.

Cytat nr 2 pochodzi z broszurki ukraińskojęzycznej pióra bł. Emiliana Kowcza, kapłana greckokatolickiego i męczennika (1884-1944), wydanej we Lwowie AD 1932, opublikowanej w sieci na stronie Parafii Greckokatolickiej pw. Narodzenia NMP w Lublinie, a także w witrynie Ukraińskiego Centrum Liturgicznego, a zatytułowanej Czemu nasi od nas uciekają?

І так, візьмім конкретно, нпр. вибори. Прецінь це дуже важна справа в житті парохіян. Вона не байдужа й для самої церкви. Тут парох мусить сказати якесь слово та вказати парохіянам якусь дорогу, бо особливо в часі виборів, агітатори цілковито затемнюють розум нашого чоловіка. Приймім, на додаток, що в даній парохії більшість є комуністично настроєна. Очевидно, коли парох виступить з криком, начне кидати громи на більшовицьку листу, а може ще для більшого ефекту зв’яжеться з поліцією, – то наварить собі пива “на многая літа”, – і очевидно нічого корисного не зробить.

Але коли священик легко, безпристрасно й не драстично пояснить, що це таке комуністична партія, зверне увагу, що він є божим слугою і хоч йому це дуже прикро, що не може згодитися з їх поглядами, однак мусить боронити божої Слави, – заявить, що він переконаний, що вони є в добрій вірі, хоча їх переконання не є згідні з наукою І. Христа, що він певний, що вони ще застановляться, обдумають і ще ці переконання змінять! Вкінці – що вони ж його знають не від нині, і він напевно не боронивби їм голосувати на комуністичну листу, коли б не був певний, що це проти їхнього інтересу і то так душевного як і тілесного. І коли віднесеться до них з просьбою, щоби вони вже хочаб тільки для нього це зробили ітд. ітд. – відповідно до обставин, мудро, тактовно, полегоньки можна зробити, хоч не все, однак дуже багато. Але не авантурою! Бо це тільки обсмішить і образить пароха в очах парохіян, а тоді віджене їх від церкви і від віри.

I jeszcze cytat z osoby zupełnie świeckiej, ale w kontekście publikacji nt. posła Sycza wartej chyba zacytowania. Chodzi o b. marszałka Sejmu RP p. Marka Jurka - polityka, który pryncypialność w kwestiach katolickiej etyki życia przypłacił utratą stanowiska, a w dalszej konsekwencji eliminacją z głównego nurtu polskiej polityki. 22 kwietnia br. p. Jurek zamieścił był na swym blogu ładny i wartościowy tekst na temat właściwego rozumienia miłości nieprzyjaciół:

Nie jest żadną moralną perwersją, wylewną sympatią do tych, którym sprawiedliwość każe się przeciwstawiać. Miłość nieprzyjaciół, która odłączałaby nas od ludzi, za których odpowiadamy – nie byłaby prawdziwą miłością nieprzyjaciół, może w ogóle nie byłaby miłością. Miłość nieprzyjaciół to część normalnego życia – nie znosi ani przywiązania, ani różnic, ani obowiązków, ani odpowiedzialności. Jak zauważył Max Scheler – wręcz zakłada, że w życiu musimy zderzyć się z wrogością. Czym więc jest?
Po pierwsze dostrzeżeniem ludzi w tych, którym musimy się przeciwstawić. Nie przeszkód, nie ślepych żywiołów, których najlepiej unikać – po prostu ludzi. Jeśli postępują źle, jeśli sprawiedliwość jest po naszej stronie – ich sytuacja powinna budzić żal. Ale jeśli rację są podzielone – mamy obowiązek walczyć o zwycięstwo racji, które uważamy za ważniejsze, mamy prawo oczekiwać ich uznania, nie mamy jednak prawa negować istnienia racji chronionych przez naszych oponentów. Rozpoznanie dobra obecnego również po drugiej stronie – „to właśnie miłość”. Miłość nieprzyjaciół rodzi się ze zwyczajnej empatii, współczucia, zrozumienia racji, a jeśli ich nie ma  – to przynajmniej uwarunkowań naszych przeciwników. To duch pokoju, który cieszy się ze zrozumienia nawet tam, gdzie nadal musi się toczyć walka. Dźwigając jej brzemię – najłatwiej zrozumieć tych, którzy są skazani na to samo.
Miłość nieprzyjaciół rodzi się z troski o to, by ci, którzy są przeciwko nam – rozumieli dobro, w które wierzymy, które chronimy. A konfrontacja, na którą w życiu jesteśmy tak często skazani? Jest może jedyną okazją do spotkania i rozmowy z tymi, z którymi inaczej byśmy się nigdy nie spotkali. Coraz częściej jedyną dla niej alternatywą jest przyjemna, usypiająca obojętność.

 Wszystkie podkreślenia w powyższym cytacie pochodzą ode mnie.

Tyle na dziś. Reszta - w przyszłości. Mam nadzieję, że bliskiej. ;-)