środa, 25 listopada 2020

Habemus tertiam eparchiam! - czyli o dokonanej nareszcie reformie podziału terytorialnego UKGKwRP

 Sława Isusu Chrystu!


Potrzeba zmiany istniejącego od 1996 r. podziału administracyjnego UKGK w RP była (nie tylko dla mnie) oczywistą od lat. Moje osobiste poglądy w tej sprawie wyrażałem był niejednokrotnie, także i na niniejszym blogu, w szczególności we wpisach z 29 sierpnia 2012 r., z 23 września 2014 r., wreszcie z 12 marca 2018 r. We wpisach tych zawarłem zarówno konkretne propozycje podziału, jak też i zasady, którymi winni się kierować projektodawcy nowego podziału. Zasady te częściowo zaczerpnięte były bezpośrednio z dokumentów Kościoła powszechnego (w szczególności z dekretu Soboru Watykańskiego II o pasterskich zadaniach biskupów w Kościele Christus Dominus), w części zaś wyinterpretowane z warunków miejscowych i tradycyj kościelno-historycznych ziem, które UKGK w RP obejmuje swą jurysdykcją.

Od pewnego czasu wiele znaków na ziemi (a może i na niebie? - osobiście nie widziałem, ale...) wskazywało na to, że reforma się zbliża i że jej "kośćcem" merytorycznym będzie utworzenie trzeciej eparchii z terenów głównie (lub wyłącznie) północnych eparchii metropolitalnej, ze stolicą zapewne w Olsztynie. Niejasnym (przynajmniej dla mnie) pozostawało jednak, czy nastąpią przy tej okazji zmiany szersze, tzn. czy nowa eparchia "uszczknie sobie" również jakąś część terytorium eparchii wrocławsko-gdańskiej i czy zracjonalizowany zostanie przebieg granicy między eparchiami wrocławsko-gdańską i metropolitalną. 

Dzisiaj, w dniu 25 listopada 2020 r., a zatem w uroczystość św. Jozafata, Arcybiskupa Połockiego i Męczennika (+ 1623) według starego stylu, ogłoszono oficjalnie nowy podział terytorialny UKGK w RP. Oto stosowny komunikat Nuncjatury:

Nuncjatura Apostolska w Polsce

N. 4925/20

KOMUNIKAT

Ojciec Święty Franciszek:

1. Ustanowił nową eparchię olsztyńsko-gdańską Kościoła greckokatolickiego w Polsce i mianował jej biskupem dotychczasowego proboszcza w Wałczu i protoprezbitera (dziekana) koszalińskiego ks. Arkadiusza TROCHANOWSKIEGO.

Do czasu objęcia eparchii przez jej pierwszego biskupa, obowiązki administratora eparchii olsztyńsko-gdańskiej będzie pełnił metropolita przemysko-warszawski arcybiskup Eugeniusz Popowicz.

2. Nowa eparchia powstała przez włączenie do niej terytorium pokrywającego się z granicami następujących metropolii Kościoła łacińskiego: warmińskiej, gdańskiej, białostockiej oraz diecezji płockiej z metropolii warszawskiej. Siedzibą nowej eparchii będzie miasto Olsztyn (ul. Lubelska 12), a kościołem katedralnym cerkiew p.w. Pokrowa (Opieki) Matki Bożej. Nowa eparchia zostanie włączona do metropolii przemysko-warszawskiej Kościoła greckokatolickiego w Polsce.

3. Zmienił nazwę obecnej eparchii wrocławsko-gdańskiej na eparchię wrocławsko-koszalińską, z dotychczasową siedzibą we Wrocławiu.

4. Zmienił granice archieparchii przemysko-warszawskiej tak, że obejmuje ona obecnie terytorium pokrywające się z granicami metropolii Kościoła łacińskiego: przemyskiej, krakowskiej, lubelskiej, łódzkiej, warszawskiej (oprócz diecezji płockiej) oraz diecezji radomskiej z metropolii częstochowskiej.

5. Zmienił granice eparchii wrocławsko-koszalińskiej tak, że obejmuje ona obecnie terytorium pokrywające się z granicami metropolii Kościoła łacińskiego: wrocławską, poznańską, szczecińsko-kamieńską, gnieźnieńską, katowicką i częstochowską (bez diecezji radomskiej).

Warszawa, 25 listopada 2020 roku

Salvatore Pennacchio
Nuncjusz Apostolski

ŹRÓDŁO: episkopat.pl

Dla większej jasności poniżej publikuję stosowną mapkę (ŹRÓDŁO: cerkiew.nazwa.pl )



 Odnosząc się do opisanych powyżej zmian, wypada w pierwszej kolejności życzyć nowemu Biskupowi Eparchialnemu, by szczególne wstawiennictwo św. Jozafata było dlań stałym wsparciem w biskupim posługiwaniu, zaś przykład Świętego - natchnieniem, by w owej nielekkiej posłudze iść za wzorem, który nam Święty był pozostawił! Oczywiście mutatis mutandis, bo czasy i okoliczności zupełnie inne. Chociaż z drugiej strony - czasy i ludzie niby zawsze "inni", ale zarazem ci sami...

ΕΙΣ ΠΟΛΛΑ ΕΤΗ ΔΕΣΠΟΤΑ!


A teraz kilka słów KOMENTARZA DO SAMEJ CYRKUMSKRYPCJI AD 2020:


Niewątpliwie przeważają tu momenty dodatnie, toteż od nich zaczniemy:


1) Nareszcie metropolia UKGK w RP otrzymała trzeciego eparchę, co czyni możliwym utworzenie metropolitalnego synodu biskupów jako organu stojącego na czele Kościoła greckokatolickiego w Polsce.


2) Nowa eparchia została zaprojektowana racjonalnie. Nareszcie największe skupisko grekokatolików w Polsce (zwłaszcza gdy weźmiemy pod uwagę tych "zasiedziałych", obywateli polskich od pokoleń) ma biskupa eparchialnego "na miejscu", a nie na drugim końcu Polski (przy marnej jakości połączeń komunikacyjnych północ-południe, zwłaszcza we wschodniej połowie kraju). Dobrze, że jednocześnie nie ograniczono się do operacji na terytorium eparchii metropolitalnej, lecz odważnie rozszerzono granice eparchii olsztyńskiej na zachód, dzięki czemu stać się ona mogła eparchią olsztyńsko-gdańską. Mam nadzieję, że będzie to bodziec dla zwiększenia znaczenia i wkładu wspólnoty grekokatolików Trójmiasta we wspólne dobro zarówno nowej eparchii, jak też i całej metropolii. Równocześnie dzięki tej operacji uzyskano efekt "jeszcze bardziej centralnego" usytuowania stolicy eparchialnej, co też jest elementem racjonalnego zaprojektowania struktury administracyjnej.


3) Ogromne znaczenie ma zracjonalizowanie granic eparchialnych w ogóle, w szczególności granicy między eparchią metropolitalną a wrocławsko-koszalińską. Odejście od kretynizmu granicy na Wiśle, granicy tnącej żywe regionalne wspólnoty cerkiewne (aglomeracja warszawska, ale nie tylko), a przy tym nie doprowadzonej do końca (przypominam: Wisła ma źródła w Polsce, na południe od tych źródeł eparchie były zatem dotąd nie rozgraniczone!!!) - na rzecz poszanowania realnej sytuacji pastoralnej. Teraz nie ma tak, że biskupowi we Wrocławiu podlega formalnie skrawek woj. lubelskiego na zachodnim brzegu Wisły, albo że proboszczowie warszawscy (i podwarszawscy z prawego brzegu) mają swego arcypasterza w Przemyślu, a już duszpasterze z Pruszkowa czy Ożarowa Mazowieckiego - we Wrocławiu. Dziś Przemyślowi podlega i Warszawa, i Łowicz, i Łódź... W czasach, gdy mamy do czynienia z liczebnie ogromną imigracją z Ukrainy, skupienie jurysdykcji nad Warszawą i aglomeracją w jednym ręku ma ogromne znaczenie. Podobnie w przypadku Krakowa i zapewne kilku innych miast.


4) Poniekąd wspomniałem był o tym implicite już powyżej, ale warto jednak ową okoliczność wyrazić explicite w punkcie osobnym: nowy podział może nie dzieli Polski na trzy równe części, ale jest stosunkowo bliski temu stanowi rzeczy. Uniknięto pokusy utworzenia nowej eparchii jako "wygodnicko-emeryckiej" z dużą liczbą wiernych na nieproporcjonalnie małym w stosunku pozostałych eparchij terytorium. Nie mam teraz czasu podliczać, ile kilometrów kwadratowych przypadło na każdą z eparchii (watykański biuletyn prasowy skrupulatnie podał, że nowa eparchia ma 90.075 km kw. i 5.991.158 mieszkańców - NIE wiernych!). Wydaje się jednak, że do ideału 1/3 Polski na każdą z 3 eparchii (który to ideał, rzecz jasna, nie może być traktowany zbyt dosłownie) zbliżyliśmy się w sposób zauważalny. To dobrze, choć zarówno Wrocław, jak i zwłaszcza Przemyśl pozostały stolicami położonymi dość peryferyjnie w stosunku do podległych sobie terenów. Cóż, nie można mieć wszystkiego...


Teraz, po "plusach", momenty ambiwalentne.


1) Nie stworzono eparchii "łemkowskiej" ani nie zjednoczono terenów z największymi skupiskami Łemków w jednym organizmie eparchialnym. Było to do przewidzenia, zwłaszcza że jeden z proponowanych przeze mnie wariantów polegał na degradacji Wrocławia z rangi stolicy samodzielnej eparchii do roli jedynie miasta "konkatedralnego". Swoją drogą, jest to nadal "do zrobienia" poprzez ewentualną cesję obecnego dekanatu krakowsko-krynickiego na rzecz eparchii wrocławsko-koszalińskiej. Jest to atoli możliwość czysto teroretyczna - nie po to ustalano nowe granice, żeby zaraz je zmieniać. Sygnalizując tę kwestię, nie potępiam nowego podziału, ponieważ: a) o ile jestem zwolennikiem jak najpełniejszego zadbania o realne duszpasterskie potrzeby Łemków (w tym tej ich części, która odcina się od ukraińskości), o tyle nie uważam, by w tym celu było konieczne tworzenie osobnych "łemkowskich" (w cudzysłowie, bo realnie nie da się wykroić eparchii z samych tylko czysto łemkowskich parafii, zawsze będzie spory komponent Ukraińców "zwykłych" i Polaków) eparchii, b) nie będąc Łemkiem, staram się unikać wypowiadania się w sposób kategoryczny o sprawach łemkowskich. 


2) Podział oparto o granice metropolii i diecezji Kościoła łacińskiego. Nie jest to jakiś wielki minus, w Polsce, przy gęstej i czytelnej sieci parafialnej rzymskokatolickiej, granice diecezji łacińskich mogą służyć jako pomocnicze w naszej własnej cyrkumskrypcji. Osobiście wolałbym podział oparty na świeckiej mapie administracyjnej RP, jak zresztą proponowałem był zawsze we wszystkich mych artykułach poświęconych temu zagadnieniu. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że świecki podział administracyjny jest bardziej powszechnie znany i "oczywisty" dla każdego, a już zwłaszcza na pewno bardziej "poglądowy" dla imigrantów z Ukrainy, którzy (w tym i kapłani, przynajmniej z początku) pojęcia nie mają o granicach diecezyj łacińskich. Poza tym podział ten jest jednak trójstopniowy, obejmuje województwa dzielące się na miasta na prawach powiatu i powiaty, a te ostatnie na gminy. Dzięki temu można granice eparchialne kształtować bardziej elastycznie, uwzględniając nawet granice gmin, gdy tymczasem diecezje łacińskie można brać zasadniczo tylko "w całości" (a jeśli w części, to tylko dzieląc te diecezje wzdłuż linii rzek albo też - co w dobie GPSów stało się możliwe w praktyce - wzdłuż konkretnych południków lub równoleżników, jak ongiś kolonie w Afryce). Na szczęście nowy podział, gdy się spojrzy na mapę, raczej nie będzie wprowadzał zamieszania w dotyczasowych granicach parafij greckokatolickich - no, może w przypadku granicy eparchialnej poprowadzonej na Pomorzu po linii granicy diecezyj pelplińskiej i koszalińsko-kołobrzeskiej może się zdarzyć jakiś trudny casus - ale to już pytanie do tamtejszych proboszczów, czy tak będzie w istocie.

Nadmieniam, że zarówno UKGK w Ukrainie, jak też i Kościoły greckokatolickie słowacki i węgierski przy okazji tworzenia w tych krajach struktur metropolitalnych wyznaczyły granice eparchialne zgodne z przebiegiem granic świeckich jednostek administracyjnych, a nie diecezyj łacińskich.


Pora na stosunkowo nieliczne aspekty ujemne nowego podziału.


1) Warszawa z aglomeracją pozostała w związku i pod władzą Przemyśla, choć do Olsztyna zdecydowanie bliżej (i w dawnym podziale na 4 dekanaty Warszawa - ba, także i Lublin! - znajdowała się w dekanacie olsztyńskim). Pozostała również miastem bez biskupa. Oczywiście, po części można temu zaradzić, powołując w eparchii metropolitalnej biskupa pomocniczego z rezydencją w Warszawie. Można i przenieść do stolicy kraju rezydencję metropolity. W takim jednak razie starodawna stolica przemyska zostałaby de facto pozbawiona swego arcypasterza i nawet wariant z nominacją biskupa pomocniczego rezydującego w Przemyślu nie zmienił by tego faktu w sposób zasadniczy. Oczywiście, łatwo zrozumieć przyczyny, dla których stało się tak, jak się stało. Z jednej strony Przemyśl ma pełną, że tak powiem, infrastrukturę kurialną wraz z obsadą personalną. Z drugiej - urządzanie stolicy biskupiej w Warszawie, przy tamtejszych cenach nieruchomości i wysokości płac (jedno i drugie bez porównania z sytuacją przemyską!) to nie w kij dmuchał, zwłaszcza w dzisiejszych niepewnych "pandemicznych" czasach. Po trzecie - południowe dekanaty eparchii metropolitalnej charakteryzują się małą liczbą wiernych, niekorzystną strukturą wiekową, niekoniecznie dużym stopniem zamożności, do czego dochodzi konieczność utrzymywania szeregu zabytkowych cerkwi. Zrozumiałym jest, że w takiej sytuacji eparchia metropolitalna potrzebuje terenów nowej emigracji, z aglomeracją warszawską na czele. "Tak krawiec kraje, jak mu materii staje". Wydaje się jednak, że nie można w tej sytuacji zaniedbać starań o budowę cerkwi konkatedralnej w stolicy oraz o powołanie rezydującego tam biskupa pomocniczego, którego ważnym zadaniem, poza koordynacją opieki nad wiernymi aglomeracji stołecznej, byłaby reprezentacja UKGK w stolicy kraju, również w kontaktach z władzami RP.


2) Nowy podział, przy okazji którego jedna z eparchii dotyczasowej zmieniła nieco nazwę, był okazją do tego, by naprawić dotychczasowe zaniedbania i uwzględnić fakt rozpościerania się jurysdykcji UKGK na tereny dawnej eparchii chełmskiej z Chełmem. Oczywiście, skoro tereny te pozostały w eparchii metropolitalnej (a nie np. weszły do postulowanej przeze mnie eparchii ze stolicą w Warszawie), to jedynym możliwym rozwiązaniem byłaby tu zmiana nazwy eparchii metropolitalnej przez dodanie trzeciego członu "-chełmska". Oczywiście, można to przeprowadzić i osobno, poza cyrkumskrypcją, jednakże pozostaje rzeczą oczywistą, że moment cyrkumskrypcji byłby dogodniejszy, zatem niestety zmarnowano bezpowrotnie nadarzającą się okazję, by w sposób symboliczny zaznaczyć, że zbrodnia reżimu rosyjskiego z 1875 r. nie udała się do końca, że chełmska eparchia greckokatolicka "nie wszystka umarła", ba - na jej XIX-wiecznym terytorium (dzięki imigracji) struktury greckokatolickie znajdują się w stadium rozwoju. Zmiana nazwy diecezji nie jest rzeczą kosztowną, ot - wymiana pieczątek i blankietów oraz ewentualnie korekta wpisów w księgach wieczystych nieruchomości należących do eparchii (jako takiej, bo parafialnych już nie). Niestety, poziom świadomości historycznej decydentów hierarchicznych nie dorównuje standardom wyznaczanym przez Andrzeja Szeptyckiego czy Józefa Slipego (z których żaden by nigdy "nie odpuścił" tej sprawy), ani nawet poziomowi współczesnego UKGK w Ukrainie, gdzie tworząc eparchię ze stolicą w Chmielnickim (dawnym Proskurowie/Płoskirowie) obejmującą obwód chmielnicki, mimo wszystko nadano jej tytuł eparchii kamienieckiej, choć w rzeczy samej samodzielna eparchia w Kamieńcu istniała mniej niż 100 lat (poł./II poł. XIV w.  - po 1434), a potem przez lat kilkaset Kamieniec Podolski był tylko ostatnim członem tytulatury biskupów halickich (od 1539 r. - lwowskich); po odnowieniu metropolii halickiej metropolici tytułowali się wprawdzie "metropolitami halickimi, arcybiskupami lwowskimi i biskupami Kamieńca Podolskiego", jednak realnie nawet nie sprawowali jurysdykcji nad Kamieńcem, odciętym granicą Cesarstwa Rosyjskiego, gdzie unię skasowano w 1839 r. Zupełnie inny ciężar gatunkowy ma tradycja chełmska, wielusetletniej samodzielnej eparchii, jaśniejącej postaciami wielkich arcypasterzy, jak Metody Terlecki, Jakub Susza, Porfiry Skarbek-Ważyński, Ferdynand Ciechanowski, intelektualistów jak ks. Paweł Szymański (1782-1852), wreszcie męczenników, tych oficjalnie beatyfikowanych, ale i tysięcy męczenników i wyznawców nie mniej realnych, czasem znanych z nazwiska, a czasem i nie, którzy dzielnie opierali się rosyjskiemu uciskowi religijnemu w latach 1875-1905. Już choćby z powodu, że w tych ciężkich czasach eparchia przemyska nie pomogła eparchii chełmskiej (ba - z jej terenów przyszedł do Chełma niejeden kapłan i niejeden kleryk, którzy następnie włączyli się gorliwie w szeregi prześladowców!), powinna nastąpić jakaś refleksja moralna i symboliczne zadośćuczynienie. Niestety, na razie nic takiego nie nastąpiło. Cały czas jednak otwarta jest furtka do symbolicznego "wskrzeszenia" eparchii chełmskiej i to na 2 (zasadniczo wykluczające się) sposoby:

a) ten, o którym mowa wyżej, czyli dodanie trzeciego członu nazwy eparchii metropolitalnej - przy czym należałoby jednocześnie wystarać się u Stolicy Rzymskiej o zniesienie ustanowionego za Benedykta XVI tytularnego biskupstwa chełmskiego tradycji łacińskiej;

b) wystaranie się u Stolicy Rzymskiej o zniesienie tytularnego łacińskiego biskupstwa chełmskiego i ustanowienie tytularnego biskupstwa chełmskiego tradycji bizantyjsko-ukraińskiej, najlepiej w ten sposób, by na taką stolicę tytularną mianowani byli ex officio biskupi pomocniczy eparchii metropolitalnej rezydujący w Warszawie.  

 

Na koniec wniosek natury personalno-kadrowej. Nowy biskup jest moim rówieśnikiem. Im młodsze pokolenia kapłanów UKGK w RP będziemy rozpatrywać, tym mniejszy wśród nich odsetek celibatariuszy. A trzeba pamiętać, że nie każdy kapłan-celibatariusz, nawet jeśli ma spełnione inne warunki formalne (wiek minimum 35 lat, staż kapłański nie krótszy niż 5 lat, doktorat lub licencjat kościelny ew. "biegłość" w jakiejś "świętej dyscyplinie"), nadaje się na biskupa. Zatem należy już rozpocząć u władz RP starania, by na przyszłość nominacje biskupie w naszej metropolii zwolnione były od rygoru art. 7 ust. 3 Konkordatu z 1993 r., tj. wymogu posiadania obywatelstwa polskiego. W przypadku obywateli obcych powinien wystarczyć przepis analogiczny do art. 14 ust. 4 ustawy z 17 maja 1989 r. o gwarancjach wolności sumienia i wyznania - czyli uprzednie zgłoszenie kandydatury ministrowi właściwemu do spraw wyznań religijnych i 60 dni dla ministra na wyrażenie zastrzeżeń (brak zastrzeżeń w ww. terminie jest równoznaczny z udzieleniem zgody). Inaczej na przyszłość możemy mieć kłopoty z obsadą naszych 3 eparchij, których arcypasterze osiągną kanoniczny wiek emerytalny w latach 2032, 2036 i 2048.