środa, 30 marca 2011

Pożegnanie śp. Ojca Archimandryty Romana Piętki

31.III (czwartek) 17.00 - otpiewanije (nad trumną) w cerkwi w Kostomłotach

1.IV (piątek) 12.00 - Msza św. pogrzebowa, Panachyda w obrz. bizant. w kaplicy mariańskiej w Lublinie, ul. Bazylianówka 85

Ciało śp. O. archimandryty złożone zostanie w kwaterze mariańskiej na cmentarzu przy Unickiej w Lublinie

wtorek, 29 marca 2011

PT. etnocentrystom cerkiewnym - do sztambucha

Na pierwszej Swej konferencji prasowej Predstojatel UKGK WB Światosław, przeprowadzonej w dniu dzisiejszym (29.III.2011), wyłożył zgromadzonym dziennikarzom strategiczne cele. Sporo miejsca poświęcił zagadnieniu inkulturacji (cytuję za RISU):

"І наступне питання, на якому я особисто дуже настоював, коли ми розробляли цю стратегію, це питання інкультурації. Можливо саме через те, що я потрапив свого часу у Латиноамериканську культуру і запитував себе, що означає бути східним християнином в Південній Америці. Бо те, що ми тут вважаємо сходом, для того боку світу є північчю. Тобто ці орієнтири географічно цілком переоцінюються. Ось коли я побачив надзвичайну цікавість до нашої Церкви і весь той час, направду, я проповідував іспанською мовою, перекладаючи на іспанську мову такі традиційні грецькі, старослов’янські різні духовні поняття або вислови, або фрази. Отож та культура дуже потребувала того скарбу віри і духовної традиції, які ми маємо в нашій візантійській східній духовності. Ми як Церква, яка є спадкоємницею тої місії Апостолів слов’ян Кирила і Методія, які були великими перекладачами і Святого Письма і Літургії, маємо надзвичайну місію сьогодні дальше цей переклад продовжувати, щоб ми могли молитися правильно, глибоко в англійській мові, в іспанській мові, в португальській мові, в українській мові. Тобто це питання інкультурації є дуже важливим."
<a href="http://risu.org.ua">Джерело публікації: risu.org.ua</a>


A oto mój przekład tego fragmentu na polski (podkr. moje):

"I następne zagadnienie, na którym osobiście kładłem duży nacisk, gdyśmy opracowywali ową strategię - to kwestia inkulturacji. Być może właśnie z tego powodu, że trafiłem swego czasu do obszaru kultury latynoamerykańskiej i zadawałem sobie pytanie, co to znaczy być wschodnim chrześcijaninem w Ameryce Południowej. Bo to, co my tutaj uważamy za wschód, dla tamtej strony świata jest północą, tzn. owe punkty orientacyjne doznają całkowitego przewartościowania geograficznego. Oto kiedy ujrzałem niezwykłe zainteresowanie naszym Kościołem i przez cały ów czas, w rzeczy samej, przepowiadałem w języku hiszpańskim, przekładając na hiszpański tradycyjne greckie, starosłowiańskie wszelkie pojęcia duchowe, wyrażenia, frazy. Otóż ta kultura bardzo potrzebowała owego skarbu wiary i tradycji duchowej, które to mamy w naszej wschodniej, bizantyjskiej duchowości. My, jako Kościół, który jest spadkobiercą misji Apostołów Słowian, Cyryla i Metodego, którzy byli tłumaczami i Pisma Świętego, i Liturgii, mamy niezwykłe posłannictwo, by dziś w dalszym ciągu kontynuować ową translatorską pracę, abyśmy mogli modlić się prawidłowo, głęboko w języku angielskim, w języku hiszpańskim, w języku portugalskim,  w języku ukraińskim. Zatem owo zagadnienie inkulturacji jest bardzo ważne."


PT. Autorowi paszkwilu  Interkatołycyzm czy połonizacja? całkowicie bezinteresownie proponuję nowy temat do zagospodarowania: trzeba zdemaskować i pryncypialnie potępić kolejnego hedonistę, który nie kocha siebie samego itd. - a przy tym wdarł się (co za horrendum!)  na sam szczyt hierarchii UKGK. Jakiż to wdzięczny temat do kolejnego artykułu!

niedziela, 27 marca 2011

O. archim. Roman Piętka MIC (7.XI.1937-26.III.2011)

Wczoraj wieczorem po długim zmaganiu z nowotworem zmarł w lubelskim szpitalu o. Roman Piętka MIC (ur. 7.XI.1937), tytularny archimandryta, emerytowany (od 1.IX.2007) proboszcz parafii neounickiej w Kostomłotach, magister filologii klasycznej (KUL).

Przygotowany przeze mnie post przepadł przez jakiś błąd systemu. Dlatego dzisiaj ograniczę się już tylko do odesłania PT. Czytelników na blog poświęcony życiu wspólnot greckokatolickich sięgających korzeniami tradycji diecezji chełmskiej - tam podałem więcej szczegółów. A do postaci Ojca Romana z pewnością tu jeszcze wrócę, już to by podać szczegóły dot. pogrzebu (nie są na razie znane), już to by uczcić Zmarłego stosownym wspomnieniem.

Na razie ograniczę się do apelu o modlitwę za duszę Zmarłego i zachęty do zaznajomienia się z Jego arcyciekawą biografią (patrz na grekat.blogspot.com - link bezpośredni powyżej).

So duchy prawednych skonczawszychsia duszu raba Twojeho, Spase, upokoj, sochraniaja ju wo błażennoj żyzni, jaże u Tebe, Czełowikolubcze.

Jedyna Czystaja i Neporocznaja Diwo, Boha bez simene rożdszaja, moły spastysia duszi jeho.

piątek, 25 marca 2011

Habemus Pa...triarcham sive Archiepiscopum Maiorem Kioviensem et Haliciensem :-)

Synod Biskupów UKGK wybrał następcą WB Lubomira kard. Huzara na stanowisku Arcybiskupa Większego JE Ks. Biskupa Światosława Szewczuka, dotychczasowego administratora apostolskiego eparchii UKGK w Buenos Aires, obywatela Ukrainy, urodzonego 5 maja 1970 r. w Stryju, najmłodszego biskupa UKGK i jednego z czterech najmłodszych biskupów katolickich w świecie.

Is poll'eti, Makariotate Despota!

A kto ciekaw mego osobistego komentarza - zapraszam na ekumenizm.pl.

niedziela, 20 marca 2011

Rozpoczyna się wyborczy Synod Biskupów UKGK




W domu rekolekcyjnym Archieparchii Lwowskiej w Brzuchowicach pod Lwowem (miejscowość willowa przed wojną znana z morderstwa Lusi Zarębianki, o które oskarżono słynną Ritę Gorgonową - zob. film "Sprawa Gorgonowej" z Ewą Dałkowską w roli tytułowej) w dniu jutrzejszym rozpoczyna obrady Synod Biskupów UKGK, zwołany dla obioru nowego Predstojatela UKGK - Arcybiskupa Większego (w liturgii tytułowanego Patriarchą) Kijowskiego i Halickiego.

Przyłączając się do apelu tymczasowego Administratora UKGK z 16 lutego br. upraszam wszystkich Czytelników bloga o modlitwę za zebranych na Synodzie hierarchów, by otwarli swe serca na działanie Świętego Ducha:


Царю небесний, утішителю, Душе істини, що всюди єси і все наповняєш, скарбе дібр і життя подателю, прийди і вселися в нас, і очисти нас від усякої скверни, і спаси, благий, душі наші.

Слава Отцю, і Сину, і Святому Духові, і нині, і повсякчас, і на віки віків. Амінь.

Królu Niebieski, Pocieszycielu, Duchu prawdy, Który wszędzie jesteś i wszystko wypełniasz, Skarbnico dóbr i Dawco życia, przyjdź i zamieszkaj w nas, i obmyj nas ze wszelkiej zmazy, i zbaw, o Dobry, dusze nasze.
Chwała Ojcu i Synowi i Świętemu Duchowi, i teraz i zawsze i na wieki wieków. Amen.




A teraz na nieco lżejszą nutę. :-)


Z portalu zaxid.net przekleiłem zdjęcie. Od prawej: Ks. diakon imiarek (NN.), Wielce Błogosławiony Lubomir kard. Huzar, emerytowany Arcybiskup Większy oraz  Jego Ekscelencja Ks. Biskup Bohdan Dziurach, bp pomocniczy Archieparchii Kijowsko-Wyszhorodzkiej, sekretarz Synodu Biskupów etc.
Oby ten, kto zrobił powyższe zdjęcie, okazał się dobrym prorokiem! :-) Ja w każdym razie "trzymam kciuki", mówiąc po laicku, za Biskupa Bohdana - to, w mojej skromnej opinii, najlepszy w obecnej chwili kandydat na Pierwszego Hierarchę UKGK.

A oto oficjalna biografia Jego Ekscelencji ze strony UKGK:

Владика Богдан (Дзюрах),
Секретар Синоду Єпископів УГКЦ, Куріальний єпископ


Народився 20 березня 1967 року у селі Гірське Миколаївського району Львівської області. Після закінчення у 1984 році середньої школи навчався у Львівському ПТУ харчової промисловості.
З 1985 до 1987 рік служив у війську.
У 1990 році вступив до Духовної семінарії у Дрогобичі. Згодом вивчав теологію у вищих духовних навчальних закладах Європи: у Варшаві, Страсбурзі, Інсбруці та Римі. Здобув ступінь доктора теології.
17 березня 1991 року був рукопокладений на священика. 19 серпня 1995 року склав вічні обіти у Львівській провінції Чину Найсвятішого Ізбавителя (ЧНІ).
У подальшому виконував різноманітну душпастирську працю, займався педагогічною та викладацькою діяльністю в Україні та поза її межами. Під час свого перебування у Львові входив до складу Ради Центру духовної допомоги особам з особливими потребами, був координатором душпастирської опіки ув'язнених, допомагав священикам Реабілітаційного центру «Джерело» для дітей, хворих на церебральний параліч, надавав душпастирську опіку жіночим згромадженням, провадив реколекції тощо.
21 грудня 2005 року проголошений Єпископом-помічником Києво-Вишгородської архієпархії. Архієрейська хіротонія відбулася 15 лютого 2006 року в Архікатедральному соборі Святого Юра у Львові. Святителі - Блаженніший Любомир, Високопреосвященний Владика Ігор Возьняк та Преосвященний Владика Юліян Вороновський.
У 2006 році обраний Секретарем Синоду Єпископів УГКЦ.
29 липня 2009 року призначений керівником Адміністрації Патріаршої курії УГКЦ.

sobota, 19 marca 2011

Kłamstwo ma króciutkie nóżki...

...a internet pozwala je demaskować w sposób dawniej właściwie niemożliwy. Łatwy i skuteczny zarazem.

       Oto np. ukraiński badacz Jewhen (Eugeniusz) Pasternak w swym Zarysie dziejów Chełmszczyzny i Podlasia napisał był m.in.:

          "Biskup Ciechanowski wydał w roku 1915 (sic!-P.S.) Porządek nabożeństwa cerkiewnego w języku polskim (...) opracowany i wydany  przez zakon pijarów w Warszawie. Porządek ten wprowadził w cerkwi cały szereg łacińskich obrzędów i zwyczajów: zezwalano na używanie organów, “monstrancji” ze Św. Darami  zamiast kielicha, na kościelne (oryg. “костельні”-P.S.) modlitwy i śpiewy, jak nieszpory (oryg. “нішпори”-P.S.), suplikacje, godzinki, różańce (oryg. ”рожаньци”-P.S.) itd.  Zezwalano także na usuwanie ikonostasów z cerkwi i wprowadzano język polski w kazaniach." [1] 


[1] Є. Пастернак, Нарис історії Холмщини і Підляшшя (новіші часи), 2 вид., Вінніпеґ-Торонто 1989
     
        /Праці Інституту Дослідів Волині, т.17/, s. 31.



Porządek nabożeństwa cerkiewnego był podówczas bibliotecznym białym krukiem, historykom nie chciało się szukać i sprawdzać, i tak tezy pana-Pasternakowe przechodziły sobie z książki do książki.

Dzisiaj zaś każdy może online sprawdzić, ile jest prawdy w powyższych słowach.

piątek, 18 marca 2011

Jak ks. Jan Nehrebecki (1853-1927) odpowiedział po duszpastersku na wyzwanie asymilacji narodowej

Na początek cytacik:

"(...) ks. Jan Nehrebecki [oryg. Iwan Nehrebećkyj], przedtem długoletni proboszcz Zalesia o 6 km. od Rzeszowa, tej jedynej wobec atakującego naporu nacjonalizmu polskiego ocalałej parafii gr.kat.  – oazy wśród obcego obecnie otoczenia. To, że parafia ta na zachodzie utrzymała się i nie poszła śladami osławionych Tuczap, to główna i niezmierna zasługa zmarłego ks. Jana Nehrebeckiego. Jego stareńki poprzednik ks. Hanasewicz (teść śp. krajowego inspektora szkolnego Sołtykiewicza), utrzymał ją wśród obcego zalewu, a ks. J.N., jego następca, ożywił ją na nowo i umocnił. Zastał starą, pochyloną cerkiewkę drewnianą, taki-ż od starości sczerniały dom i budynki gospodarskie, oraz parafian, którzy wśród obcego otoczenia dawno już zapomnieli ojczystego języka. Pierwszym jego zadaniem było: przywiązać parafian do swej cerkwi i obrządku i zbudować nową, piękną cerkiew murowaną.
         Za specjalnym pozwoleniem śp. Biskupa N. [błąd – winno być „Jana”, ukr. „Iwana”] Stupnickiego wydał dla swych parafian łacińskimi czcionkami modlitewnik z całą Służbą Bożą, nieszporami i innymi obrzędami cerkiewnymi – obok przekład polski z odpowiednimi, potrzebnymi wyjaśnieniami. To zbliżyło i przywiązało parafian do swej cerkwi, bo zrozumieli nabożeństwo i poznali jego piękno. Założył cerkiewny chór  mieszany, który swego czasu dawał koncerty naszych pieśni ludowych także i w Rzeszowie. W cerkwi na chórze śpiewały również i kobiety zamężne. Miło było słuchać, jak w nabożeństwie cerkiewnym brali aktywny udział wszyscy wierni i przy procesjach, np. w Zielone Święta, niosła się nasza pieśń pobożna Preczystaja Diwo, Maty ruśkoho kraju!...
Przy budowie nowej cerkwi przyszło mu pokonywać wielkie trudności, aby zdobyć potrzebne fundusze. Parafia mała i niezbyt zasobna, z dwóch wsi – Zalesia i Białej (3 km. za Zalesiem, koło Tyczyna) – lecz nie zrażając się niczym, przy swej energii zdołał doprowadzić zamysł do upragnionego spełnienia, znajdując w tej sprawie szczerego pomocnika w osobie radcy sądu w Rzeszowie Hanasewicza, syna poprzedniego proboszcza. Część pieniędzy zebrano z dobrowolnych datków, resztę złożyli parafianie. W Zalesiu urządzono cegielnię i cegły w niej wypalonej starczyło na zbudowanie pięknej, murowanej cerkwi, z pozostałej zaś zbudowano jeszcze murowaną stajnię i inne budynki gospodarskie.
           W roku 1893 stanął i nowy, obszerny, murowany dom parafialny w miejscu starego, sczerniałego. Między proboszczem i parafianami panowały szczere i przyjazne stosunki, Zmarły potrafił w nich obudzić ducha narodowego; choć mówili po polsku, czuli się Rusinami, interesowali się naszymi sprawami narodowymi i chętnie spieszyli z datkami na narodowe cele."



Cerkiew w Zalesiu (obecnie dzielnica Rzeszowa) od 1946 r. jest kościołem rzymskokatolickim, już w XXI wieku przeszła remont, który moim (i  nie tylko) zdaniem niekorzystnie odbił się na układzie wnętrza świątyni, natomiast bryła jej do dziś imponuje swym widokiem, jak o tym świadczą fotografie ze strony p. Mariusza Tendaja:





Ks. Nehrebecki, który zasłynął potem jako jeden z liderów "ruchu oporu" przeciwko forsowaniu obowiązku celibatu kapłanów gr.kat. w czasie synodu lwowskiego (1891), zamiast gorszyć się polskojęzycznością parafian, usiłować narzucić im język ukraiński - podszedł do sprawy po duszpastersku: przez liturgiczną mistagogię, przez ułatwienie wiernym aktywnego udziału w celebracjach i rozumienia tekstów, przez położenie akcentu na obrządkowej tożsamości (czego świadectwem pozostaje po dziś dzień jednoznacznie wschodnia architektura cerkwi) - osiągnął sukces. Parafia nie tylko przetrwała, ale i przeżyła, by tak rzec, swoiste odrodzenie. A przy okazji polskojęzyczni parafianie poczuli się znowu Rusinami...

Dziś, gdy sam postulat dopuszczenia języka polskiego do życia cerkiewnego wzbudza wściekłe ataki ze strony niektórych osób, wspomnienie ks. Nehrebeckiego i jego działalności w podrzeszowskim Zalesiu budzi refleksję: jak daleko co poniektórzy odeszli od rzeczywistej tradycji naszego Kościoła...

czwartek, 17 marca 2011

Ramowy statut bractw cerkiewnych eparchii chełmskiej (1826)


Jak już wklejać, to wklejać. ;-) Poniżej zaprezentowany druk to pierwsza strona ramowego statutu parafialnych bractw greckokatolickich diecezji chełmskiej, promulgowanego przez biskupa Ferdynanda Ciechanowskiego (1759-1828) w 1826 roku.



Jak sam pisałem był: 

"Ustawy dla Bratctw Cerkwej w Dieceziji Chołmskoj obritajuszczychsia – poza tym, że są pod względem lingwistycznym jednym z ostatnich na tych ziemiach pomników makaronicznej „ruszczyzny książkowej” – dawały asumpt do przywrócenia w południowej części diecezji tradycyjnych bractw cerkiewnych zniszczonych tam wskutek niechętnej bractwom religijnym polityki józefińskiej austriackiego zaborcy. W nowej ustawie brackiej usunięto jaskrawe zapożyczenia łacińskie obecne w statutach bractw z XVIII w. (zwłaszcza w sferze brackiej obrzędowości), a cele i zadania dostosowano do możliwości przeciętnej wiejskiej parafii i jej wiernych – bo bractwa te miały być, zgodnie z tradycją Kościoła ruskiego, instytucjami stricte parafialnymi" (P. SiwickiDziałalność biskupa Ferdynanda Ciechanowskiego a kształtowanie tożsamości kościelnej grekokatolików w diecezji chełmskiej w latach 1810-1828, Lublin 2005, wydruk pracy doktorskiej posiadaniu autora i w Archiwum KUL, s. 216-217).   

środa, 16 marca 2011

Ks. Paweł Szymański (1782-1852)


Ks. Paweł Szymański to dla mnie Postać szczególna. Jeden z tych wielce znaczących dla mnie ludzi z kręgu Kościoła greckokatolickiego (unickiego). Nie jest jedynym, oczywiście. Ale inni, jak św. Jozafat, Metropolita Andrzej Szeptycki, bł. Leonid Fiodorow czy bł. Emilian Kowcz - są bardziej znani. Księdza Pawła Szymańskiego spowija całun zapomnienia. I trzeba to wreszcie zmienić!







Kto zacz - można przeczytać na unici.pl.

Grób ks. P. Szymańskiego na cmentarzyku pounickim (ob. prawosławnym) w Dobratyczach (fot. P.Siwicki, stan z pocz. sierpnia 1994 r.) wygląda tak:



Epitafium z bliska:




A to fragment rękopisu ks. P. Szymańskiego - przekład dzieła Symeona z Tessaloniki:


wtorek, 15 marca 2011

Ukraiński Kościół Greckokatolicki - problemy z nazwą

Dziś postanowiłem wkleić fragment artykułu ks. prof. A. Czyrowśkiego, zamieszczonego na stronie cerkwi Świętej Rodziny w Waszyngtonie. Podkreślenia w tekście pochodzą ode mnie.

What's in a Name? (continued)

After WW I, our people in Galicia followed Eastern Ukrainians and began using an ancient nickname for our nation of Rus', namely Ukrayina, and called themselves Ukrayintsi (Ukrainians). Thus, we came be the Ukrainian Catholic Church. Interestingly, our brethren on the southwest side of the Carpathian Mountains kept the ancient nomenclature, Ruthenians, and identified themselves with the Transcarpathian region, where one can drive form Uzhhorod to Slovakia in 15 minutes, to Hungary in 30 minutes, and to Romania in 70 minutes. To get to L'viv, one had to drive at least six hours and cross the treacherous Carpathian mountain passes. Imagine what that was like before cars! Thus the Transcarpathians, not surprisingly, found it more convenient to identify with their multi-ethnic regional neighbors than with the Rusyns who had switched to a new-fangled name - Ukrainians.

To disassociate themselves from ethnic Greeks, the Transcarpathian people chose, ever more frequently, to use the term "Byzantine," that referred to a liturgical tradition. So, (Galician) Ruthenian Greco-Catholics became "Ukrainian Catholics", while those from Transcarpathia became "Byzantine Ruthenian Catholics". In time many dropped the name Ruthenian, and called themselves "Byzantine Catholics." With their own Metropolia in the United States, they became the first self-governing Eastern Catholic Church in the Western Hemisphere.

Ukrainian Catholics, however, feeling Ukraine's very existence threatened, chose to remain closely associated with the Church in Ukraine rather than seek autonomy as a U.S., Canadian, or North American Church. Some even feared inordinately that the Byzantine Catholic Church, centered in Pittsburgh, would try to gain control over Ukrainian Catholics and others who used the Byzantine liturgical tradition (Romanians, Melkites, etc.) Whenever a Ukrainian Catholic parish identified itself as "Byzantine" or "of the Byzantine Rite" some of our people responded with apprehension, bordering at times on the irrational.

Because the very existence of the Ukrainian people was indeed threatened, the general acceptance of the "Ukrainian Catholic" name seemed to be a triumph to many members of this long suffering nation and Church. At last, many thought, this is a guarantee the Ukrainian people will not be wiped from the face of the earth. With the staggering loss of more than 20 million Ukrainian lives from unnatural causes in the 20th century due to wars, persecutions, and man-made famine, it was not an unfounded fear though more trust in God would have been desirable.

When the Church in Ukraine emerged from the underground and sought to re-establish ownership to thousands of church properties confiscated by Stalin and given to the Moscow Patriarchate or converted to secular uses, it had to revert to the Greco-Catholic name, since that was its name on the old real estate deeds. Some enemies of the Church tried to claim the pre-World War II Greco-Catholic Church had ceased to exist and that the Ukrainian Catholic Church was a new creation of the Vatican in the 1960's. I personally witnessed many such foolish, but threatening debates in Ukraine in 1990 and thereafter.

This is how we again became the Ukrainian Greco-Catholic Church. In this transition, we sought explicit ties to the Church of the Martyrs in Ukraine to help our Mother Church and, in turn, receive her help with immigration of new faithful and clergy from Ukraine. Our bishops, meanwhile, began thinking about our Church's name. From a theological viewpoint, calling it Ukrainian was not correct, for it implicitly excluded anyone not ethnically Ukrainian. A Church for just one ethnic group cannot be a Christian Church. Jesus commanded us: "Go and make disciples of all nations..." We would not be good Christians if we closed our doors to non-Ukrainians. The only legitimate way to keep our ancient Christian identity and the treasures of our religious tradition, was to do so in a way that shared the riches of the faith. We are a Church that came from the Ukrainian people, but a Church that is open to all people, no matter their ethnicity.

Accordingly, our Bishops have been seriously examining alternative names for our Church that focus on the name of the ecclesiastical see that is the center and identifying mark of our Church. That is the Church of Kyiv. Just as we do not refer to the Italian Church, but rather to the Church of Rome, or to the Church of Constantinople vs. the Turkish Church; just as the Patriarchate of Moscow is the correct name for the Orthodox Church in Russia, so we are the Church of Kyiv, in full, visible communion with Rome and Western Catholics.

That we are the Church of Kyiv is clear. It was the Metropolitan of Kyiv and the bishops of the Kyivan Metropolia that re-established communion with Rome in 1596. The more difficult part is how to express the rest of our identity for that part of the Church of Kyiv now in full, visible communion with the Church of Rome. Various alternatives have been examined: The Kyivan Catholic Church, The Kyivan Church of the Catholic Communion, The Kyivan Ecumenical (in Ukrainian: "Vselens'ka") Church, The Orthodox-Catholic Church of Kyiv, to name but a few.

One thing is certain. We cannot go on officially calling ourselves the Ukrainian Church, because that is heretical. We must embrace the entire Christian heritage established under the rule of St. Volodymyr in Kyiv. We cannot accept the Muscovite theory that after the 1240 Mongol devastation of Kyvian Rus', the Church of Kyiv moved north and became the Church of Moscow and that it is now the "Mother Church" of the Kyivan Church that it claims we re-established much later, after a period of "emptiness" in the South. The Church of Kyiv, established in 988, has never ceased to exist. In 1596, a large part of the Church of Kyiv re-established the unity of the first Christian millennium. We are that part of the Church of Kyiv. We retain the treasures of more than a thousand years of the Christian tradition of the Rus'-Ukrainian people, but we also welcome all who can find their way to God through our way of worshipping and theologizing, and our individual and corporate spirituality and way of ordering our church life. The martyr Church of Kyiv is from the Ukrainian people, but it also serves all who seriously embrace this Church's Holy Tradition and want to live out that Tradition, whether in Ukraine or any other land on God's earth.

Zdanie komentarza - pogląd, jakoby samo użycie terminu "ukraiński" w nazwie było "heretyckie", uważam za przesadzony. Heretycka może być (ale nie musi) interpretacja tego terminu. Np. gdy termin ów wyprowadzimy z faktu, że terytorium własne UKGK leży w granicach kraju/państwa pn. "Ukraina" (a tak jest!) - trudno zaiste się przyczepić, bo w czym gorsze jest oznaczenie geograficzne terytorium od oznaczenia geograficznego Pierwszej Stolicy? Podobnie, gdy powiążemy przymiotnik "ukraiński" z obrządkiem (sensu largo) - określenie UKGK jako tego z Kościołów greckokatolickich, który wyróżnia sie akurat ukraińskim wariantem obrządku bizantyjskiego, jest wg. mnie najzupełniej ortodoksyjne. Nb. w prawosławiu standardem jest nazywanie Kościołów autokefalicznych czy autonomicznych wg. kraju, w którym dany Kościół się znajduje - i wcale nie musi to prowadzić do herezji filetyzmu. Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny jest tu klasycznym przykładem.

poniedziałek, 14 marca 2011

Tyle hałasu...o to właśnie

Trochę w nawiązaniu do wpisu z 18 lutego br. ( Majaczenie chorych - antologia) publikuję teksty źródłowe całej afery, a mianowicie:

1) mój artykuł w języku polskim [z pisma "Grekokatolicy.pl" 1(2010) nr 2, s. 14-19], który wzbudził tak żywą reakcję na łamach tygodnika ukraińskiego "Nasze Słowo" (poza Panem "od majaczenia" - vide wpis z 18 lutego - publicystyczny oręż wznieśli PP. Syrnyk i Spodaryk; przy okazji dostało się też redaktorowi pisma "Grekokatolicy.pl");

2) artykuł w języku ukraińskim UKGK w Polsce i asymilacja - w poszukiwaniu rozwiązań duszpasterskich, zamieszczony pierwotnie w Kalendarzu "Błahowista" 2010 (s. 60-72) - który z kolei żadnych negatywnych reakcji nie wzbudził, mimo że zawiera tezy właściwie identyczne (zwłaszcza postulaty w dziedzinie językowej). Być może dlatego, że co poniektóre osoby manifestujące ukraiński patriotyzm i werbalnie popierające ukraińskie wydawnictwa po prostu wydawnictw tych nie czytają - albo też czytają, lecz trzeźwo oceniając społeczny zasięg i rezonans publikacji ukraińskojęzycznych w Polsce, nie kwapią się do polemiki z tekstami, których (prawie) nikt nie czyta. Szkoda im po prostu czasu.

Każdy może sobie poczytać i ocenić, na ile osoby polemizujące ze mną zachowały elementarną uczciwość intelektualną, polegającą na dyskutowaniu z rzeczywistymi, a nie imputowanymi poglądami adwersarza. Jako autor artykułu i współpracownik pisma jestem wdzięczny za dwie rzeczy - za darmową reklamę i dostarczenie nolens volens argumentu na rzecz słuszności założeń programowych "Grekokatolicy.pl".


Jaka powinna być „polityka narodowościowo-językowa” UKGK w Polsce?

                                   Wprowadzenie

               Ukraiński Kościół Greckokatolicki we współczesnej Polsce funkcjonuje na zasadzie swego rodzaju etnicznej enklawy (czy zbioru enklaw – którymi są poszczególne parafie i domy zakonne) na obcym terytorium.  W potocznej świadomości wiernych bardzo często rolę i zadania UKGK postrzega się jako służebne wobec interesu narodowego społeczności ukraińskiej w Polsce, zaś tożsamość Kościoła greckokatolickiego sprowadza się do ukraińskiej etniczności.
               Tezy powyższe nie potrzebują szczegółowych dowodów;  gdyby znalazł się ktoś, kto by je chciał kwestionować, w odpowiedzi wystarczy zalecić uważną lekturę pod tym kątem prasy ukraińskojęzycznej wychodzącej w Polsce.
               Oczywiście, coraz wyraźniejsze rozchodzenie się etnicznej wizji Kościoła z rzeczywistością powoduje, że pojawiają się w łonie naszej wspólnoty nieliczne na razie głosy, dość nieśmiało wzywające do rewizji tego stanu rzeczy. Już choćby takie fakty, jak spory procent małżeństw „mieszanych” i zauważalny postęp asymilacji (zwłaszcza językowej) młodego pokolenia – muszą (a w każdym razie powinny) prowadzić do refleksji nad aktualnością modelu życia kościelnego, w którym zakłada się jako pewnik, że grekokatolik w Polsce automatycznie niejako jest, albo „powinien być”, zdeklarowanym ukraińskojęzycznym Ukraińcem. 
               Tego typu wypowiedzi są jednak jeszcze, jak już wspomnieliśmy, bardzo rzadkie – a przy tym niejednokrotnie grzeszą pewną jednostronnością. Ich autorzy często postrzegają ów problem wyłącznie w kontekście „polonizacji Ukraińców w Polsce”, a to dość istotnie zawęża kwestię „polityki narodowościowej” Kościoła. Poza tym zbyt często w głosach tych daje się odczuć pewien ton rezygnacji, kapitulacji przed procesami asymilacji narodowej. „Trudno, musimy się dostosować do rzeczywistości” - zdają się mówić rzecznicy tej postawy - „ale gdybyśmy nie musieli, to trwanie przy modelu etnocentrycznym byłoby OK.”.  Innymi słowy, liczy się aspekt pragmatyczny – wpływ modelu etnocentrycznego na potencjał demograficzny Kościoła. Względy zasadnicze, to jest kwestia, czy taki model Kościoła odpowiada woli naszego Pana Jezusa Chrystusa – pozostają na dalszym planie. A przecież to właśnie one winny być pierwszym kryterium oceny, wszak dla wierzącego chrześcijanina wola Boża stać musi ponad doczesnym interesem organizacji kościelnej – a nigdy odwrotnie!
               W tej sytuacji warto pokusić się o próbę syntetycznego spojrzenia na problem (postulowanej) polityki narodowościowej UKGK w Polsce. Spojrzenia opartego na nauce Chrystusowej i autentycznej tradycji naszego Kościoła – a nie  tylko na doraźnym interesie naszej wspólnoty tu i teraz. Spojrzenia obejmującego całość zagadnień, a nie jedynie problem asymilacji.
                 [W tej ostatniej kwestii, tj. asymilacji, odsyłam do mego artykułu w jęz. ukraińskim pt. UKGK w Polsce i asymilacja: poszukiwania rozwiązań duszpasterskich, w Kalendarzu „Błahowista” za 2010 r., s. 60-72.]
                Artykuł niniejszy w dalszym swym ciągu dzielić się będzie na części następujące:
1) „Korzenie” – tu pokrótce omówię podłoże teologiczne postulowanych rozwiązań;
2) „Zasady ogólne” – prawidła mające zastosowanie do osób wszelkiej narodowości czy języka;
3) „Stosunek Kościoła do poszczególnych grup narodowościowych” – poświęcony Ukraińcom, Polakom i „innym”;
4)  „Postulaty końcowe” – pewne propozycje szczegółowe, które ze względów kompozycyjnych zostały wydzielone w ten sposób.       
              

KORZENIE


W przeciwieństwie do judaizmu zarówno starożytnego, jak też i współczesnego, Kościół Chrystusowy z woli samego Boskiego Zbawcy powołany został, by nauczać wszystkie narody (por. Mt 26, 19). Jak naucza Apostoł Paweł, wszyscy członkowie ludu Bożego, ochrzczeni i przyodziani w Chrystusa, stanowią w Nim jedno, dzięki czemu różnice językowe, narodowe czy kulturowe między uczniami Chrystusa odchodzą na plan dalszy; w Chrystusie nie ma już Żyda, ani Greka (Gal 3, 27-28), co Apostoł nb. powtarza dwukrotnie w 2 różnych listach (Gal 3, 28 i Kol  3, 11).
Z drugiej strony, nauka biblijna nie stanowi podstawy do tego, by w imię Pańskie dokonywać jakiejś narodowej czy etnicznej urawniłowki – by odmienności kultury czy języka tępić, glajchszaltować, by pod pretekstem jedności w Chrystusie przerabiać ludzi na jednolitą masę. Podobnie zresztą słowa Apostoła Narodów, iż nie ma mężczyzny ani kobiety, nie są bynajmniej propagandą kastracji czy uniseksu. Jedność w Chrystusie jest jednością w różnorodności! Różnice zaś, które są naturalne, stanowią dodatkowe wyzwanie dla Kościoła, którego członkowie, realizując mandat misyjny z Mt 26, 19 – powołani są, by stać się wszystkim dla wszystkich,  żeby w ogóle ocalić przynajmniej niektórych (1 Kor 9, 22). 
W oparciu o ten biblijny fundament doktrynalny, uczniowie Chrystusa głoszący Dobrą Nowinę niejednokrotnie wychodzili (i wychodzą) poza obszar swego kraju, narodu czy języka. Nie ma możności ani potrzeby rozpisywać się w tym miejscu na temat dziejów misji chrześcijańskich. Koniecznie jednak przypomnieć trzeba Świętych Równych Apostołom Cyryla  i Metodego. Bracia Sołuńscy w dziele ewangelizacji Słowian nie ograniczyli się do stwierdzeń typu „jeśli chcą być chrześcijanami, niech do nas przyjdą i nauczą się greki” – a tym bardziej nie próbowali chrześcijaństwa w greckiej wersji językowej narzucać komukolwiek siłą. Apostołowie Słowian, zgodnie z nauką i przykładem św. Pawła, dla zbawienia Słowian sami się poniekąd stali Słowianami, a swą działalnością, w szczególności w dziedzinie języka i pisma staro-cerkiewno-słowiańskiego, dali ludom słowiańskim potężny impuls nie tylko religijny, ale i kulturowy.
W ten właśnie nurt nauki ewangelicznej i apostolskiej wpisują się najlepsze tradycje chrześcijaństwa Włodzimierzowego, w tym także i tej jego gałęzi, która w końcu XVI w. odnowiła jedność ze Stolicą Rzymską. Wypada tu wspomnieć zwłaszcza nauczanie Sługi Bożego Andrzeja Szeptyckiego, Metropolity Halickiego, zawarte w 2 dokumentach. Pierwszym z nich jest List pasterski Andrzeja Szeptyckiego, Metropolity Halickiego, Arcybiskupa Lwowskiego, Biskupa Kamieńca Podolskiego, do Polaków obrządku grecko-katolickiego, (Żółkiew 1904). Drugim – dekret nr 10 lwowskiego synodu archieparchialnego z 1940/41 r., zatytułowany Praca nad zjednoczeniem Kościołów. Teksty źródłowe wraz z omówieniem nauczania Metropolity znaleźć można w moim artykule Mniejszości narodowe w Kościele greckokatolickim w świetle nauczania Sługi Bożego Andrzeja Szeptyckiego, Metropolity Halickiego, „Peremyśki Archyjepachijalni Widomosti” 7(2009), s. 204-216. Tu wspomnę tylko, że Sługa Boży, któremu osobiście bardzo bliskie były słowa z 1 Kor 9, 22 – sam był przykładem ich realizacji: wychowany jako Polak, stał się Rusinem-Ukraińcem właśnie z czysto religijnych motywów. Zapytany kiedyś przez swą krewną i powinowatą zarazem, s. Marię Krystę Szembek, niepokalankę, czy czuje się Polakiem czy Rusinem – odpowiedział powołując się właśnie na przykład św. Pawła.

ZASADY OGÓLNE

Primo: wspólnotę wiernych UKGK stanowią chrześcijanie-katolicy tradycji bizantyjskiej w jej wariancie kijowskim. Podstawą kościelnej tożsamości wiernych jest zatem praktykowanie wiary katolickiej we wspomnianej powyżej tradycji oraz kanoniczna przynależność do UKGK – nie zaś narodowość czy język. Nie można utożsamiać przynależności kościelnej z narodowością ukraińską czy inną. Nie ma prostego przełożenia „grekokatolik=Ukrainiec”, ani w sferze faktów, ani na gruncie zasad.
Warto w tym kontekście przytoczyć uchwałę Synodu Biskupów UKGK (Lwów-Brzuchowice, 13-20.IX.2006):

1. Визначити як основу нашої ідентичності те, що ми є:
1) Церквою свого права;
2) вповні об'єднаними з наступником святого Петра – Єпископом Рима;
3) носіями східнохристиянського благочестя візантійської традиції з часу Володимирового хрещення;
4) зважаючи на нашу історію, наше географічне положення і наш релігійно-церковний досвід, покликані сприяти повному взаєморозумінню двох християнських традицій – візантійської і латинської.


Jak widzimy, najwyższy organ naszego Kościoła postrzega jako filary naszej tożsamości: 1) status Kościoła sui iuris, 2) jedność z Biskupem Rzymu, 3) obrządek bizantyjski, 4) pochodzenie z Chrztu Włodzimierzowego, 4) specjalne powołanie ekumeniczno-ireniczne naszej wspólnoty. O narodowości wiernych nie ma tu mowy. 

Secundo: każdy grekokatolik ma prawo do swobodnego samookreślenia w dziedzinie języka, kultury i narodowości – i to zupełnie niezależnie od swego pochodzenia czy innych obiektywnych faktów. Nie można nikogo ograniczać w prawach członka Kościoła z powodu takiego czy innego samookreślenia. Nikt postronny, w tym władza kościelna dowolnego szczebla, nie może rościć pretensji do tego, by decydować za wiernego w tej materii.
Z drugiej strony – poza aspektem jurydycznym jest aspekt moralny. Swoboda samookreślenia to jedno, a motywy i ich moralna ocena – to drugie.  Nikt nie ma moralnego prawa dokonywać samookreślenia narodowego czy językowego z niegodnych motywów, wbrew wewnętrznej prawdzie o sobie samym. Samookreślenie, by być moralnie w porządku, winno być uzewnętrznieniem tej właśnie wewnętrznej prawdy. Człowiek winien w nieskrępowany sposób określać się zgodnie z tym, kim się czuje. Innymi słowy: istnieje coś takiego jak asymilacja naturalna – gdy ludność danej narodowości przez dłuższy czas zamieszkuje w diasporze – i naturalnym jest, że z czasem np. mieszkający w Polsce syn „po prostu Ukraińca” zaczyna się uważać za „Ukraińca z Polski”, wnuk za „polskiego Ukraińca”, prawnuk za „Polaka pochodzenia ukraińskiego”. Podobnie trudno mieć pretensję do dziecka rodziców o różnej narodowości, powiedzmy ukraińskiej i polskiej, że uważa się za Polaka/Polkę, albo też „w połowie Polaka/Polkę, a w drugiej Ukraińca/Ukrainkę”. Natomiast człowiek podający się za Polaka z motywów niskich, np.  dla pieniędzy czy kariery, albo też dla wyzwolenia się z „obciachu” – gdy jednocześnie wewnętrznie nadal się czuje, a może raczej po prostu wie, że jest Ukraińcem – nie jest moralnie w porządku.
Podobnie też moralnie złą rzeczą jest pogarda dla swego pochodzenia, swych „korzeni”, zwłaszcza publiczna i ostentacyjna.
Powyższe zasady moralne wyprowadzone są z przykazania Dekalogu: Czcij ojca swego i matkę swoją (Wj 20,12 i Pwt 5,16). Rozciągnięcie tego przykazania na wspólnotę szerszą niż rodzina, na wspólnotę narodową („rodzinę rodzin”) wydaje się uzasadnione. Trudno natomiast za uzasadnione uznać wywodzenie z tego przykazania absolutnego zakazu asymilacji, jak to niekiedy niektórzy usiłują czynić. Wręcz przeciwnie, absolutyzowanie narodowości za pomocą ewidentnego naciągania Bożego prawa, czyli używanie Pana Boga jako narzędzia zapędzania niesfornych owiec do narodowej zagrody – to implicite naruszenie pierwszego przykazania tegoż Dekalogu…
Reasumując: każdy wierny ma pełne prawo do samookreślenia i nikt nie może mu w tej dziedzinie niczego zakazać ani narzucić. W sumieniu swoim wierny musi jednak zważać na moralne implikacje swej opcji. Jest to, rzecz jasna, sprawa między danym wiernym a Panem Bogiem, z ewentualnym udziałem spowiednika czy kierownika duchowego. Innym nic do tego.   

Tertio: każdy wierny ma obowiązek brania aktywnego udziału w życiu UKGK, w szczególności zaś troskliwego pielęgnowania i rozwijania swej bizantyjsko-kijowskiej tożsamości obrządkowej oraz rzetelnego jej zachowywania w swym życiu religijnym. Dotyczy to wiernych bez względu na język, narodowość czy kulturę – i bez względu na to, czy w UKGK znaleźli się z racji pochodzenia (ochrzczeni w niemowlęctwie jako dzieci rodziców-grekokatolików) , czy też z własnego, świadomego wyboru .
Z drugiej strony obowiązek ten rodzi powinność także i po stronie wspólnoty Kościoła. Wierni mają prawo oczekiwać pomocy Kościoła np. poprzez ułatwienie im czytania i rozumienia tekstów liturgicznych czy też przez używanie zrozumiałego języka w homiliach, katechizacji czy spowiedziach. Wszystko to, rzecz jasna, w miarę realnych potrzeb z uwzględnieniem okoliczności miejscowych oraz realnych możliwości.

               

Quarto: Kościół błogosławi zdrowy patriotyzm swych wiernych, bez względu na narodowość. Zdrowy patriotyzm to taki, który opiera się na miłości. Nie ma znaczenia, czy jest to patriotyzm narodowy, państwowy, regionalny, patriotyzm ojczystej ziemi czy kraju.
Z drugiej strony, Kościół stanowczo odrzuca wrogość i nienawiść religijną, rasową, narodową, etniczną, polityczną czy społeczną. Dotyczy to zarówno czynów, przedsięwzięć, jak też i ideologii opartych na nienawiści. W naszym kontekście np. ideologia integralnego nacjonalizmu spod znaku D. Doncowa i S. Bandery nie może być przez Kościół aprobowana; wątpiącym polecam lekturę pod tym kątem dzieł Sługi Bożego Metropolity Andrzeja Szeptyckiego.
Wszelkie patriotyczne poczynania, imprezy itp., o ile nie stoją w sprzeczności z wiarą i moralnością, cieszą się poparciem Kościoła.
W sporach i konfliktach politycznych, narodowych,  językowych czy kulturowych Kościół zachowuje neutralność. W spory takowe ingeruje wtedy tylko, gdy wypada Mu 1) bronić wiary i/lub moralności lub 2) ująć się za pokrzywdzonymi, lub też 3) ma możliwość przyczynić się do zakończenia konfliktu, pojednania skłóconych ludzi.

Quinto: Kościół wspiera wiernych w ich staraniach na rzecz zachowania własnej tożsamości narodowej, etnicznej, językowej czy kulturowej. Oczywiście wsparcie to jest ograniczone z jednej strony realną miarą potrzeb (powiedzmy, inne będą tu potrzeby wiernych narodowości polskiej, zupełnie inne – potrzeby  Ukraińców), z drugiej – możliwościami własnymi Kościoła i poszczególnych jego struktur (np. parafii); jak wiadomo, możliwości te są nieraz znikome. Kościół może przy tym współpracować z organizacjami i instytucjami świeckimi, zwłaszcza szkołami.
Oczywiście, gotowość Kościoła do wsparcia wiernych w zachowaniu tożsamości narodowo-kulturowej nie może w żaden sposób sprzyjać przekształceniu Kościoła w narzędzie realizacji celów świeckich. Należy stale i konsekwentnie podkreślać absolutny prymat religijnego posłannictwa Kościoła i wtórność innych zaangażowań. Wszelkie próby podporządkowania Kościoła interesom świeckim, narodowo-politycznym czy kulturalnym, szkodzą w konsekwencji zarówno Kościołowi, jak też i narodowi.


STOSUNEK KOŚCIOŁA DO POSZCZEGÓLNYCH GRUP NARODOWOŚCIOWYCH

                      Ukraińcy

Kościół nie może ignorować dwóch zasadniczych faktów.
Pierwszym z nich jest rola Ukraińców w UKGK w Polsce. Stanowią oni (a raczej: stanowimy) ogromną większość wiernych UKGK. Sam UKGK historycznie odgrywał i dotąd odgrywa bardzo ważną rolę w życiu narodu ukraińskiego. Ukraiński język i kultura ukraińska tworzą  naturalny kontekst, w którym poprzez wieki kształtował się nasz ukraiński (kijowski) wariant obrządku bizantyjskiego.
Drugim niezaprzeczalnym faktem jest obecna sytuacja społeczności ukraińskiej w Polsce. Wskutek przesiedleń z lat 1944-47, polityki państwa komunistycznego w latach następnych itd. jest ona, jak wszyscy wiemy, bardzo zła.
Biorąc te okoliczności pod uwagę, Kościół błogosławi wszystkie działania swych wiernych skierowane ku zachowaniu i rozwojowi ukraińskiej tożsamości – rzecz jasna, w duchu nie przeciwnym zasadom chrześcijaństwa.
Usilnie zalecana jest współpraca duchowieństwa i zorganizowanego laikatu ze strukturami świeckimi w ramach ww. działalności – byleby odbywała się na zasadach partnerskich i nie przynosiła szkody religijnej misji Kościoła. Przedsięwzięcia, których celem jest zachowanie i otaczanie czcią miejsc związanych z ukraińską pamięcią narodową w Polsce, mają błogosławieństwo Kościoła, o ile nie są podejmowane w duchu przeciwnym zasadom chrześcijaństwa.
Osobnym zagadnieniem jest problem imigrantów z Ukrainy, przebywających czasowo lub na stałe w RP. Wymagają oni nie tylko stricte duszpasterskiej opieki, ale i pomocy w wielu innych dziedzinach życia. W miarę możliwości, jakie mają w tej mierze parafie, pomoc ta winna być świadczona.
                 I wreszcie problem ostatni, jeśli chodzi o Ukraińców. Jak wiemy, w niektórych grupach etnicznych czy etnograficznych istnieje podział na zwolenników orientacji ukraińskiej i innych opcji. Dotyczy to zwłaszcza Łemków. Jakie winno być stanowisko UKGK wobec grup tego rodzaju?
Otóż wyjść tu należy od ogólnego prawa, przytoczonego w poprzedniej części: każdy wierny ma prawo do samookreślenia w zgodzie z własną świadomością i sumieniem. Nikt – w tym duszpasterz – nie może tego prawa ograniczać ani negować. W dzisiejszych czasach nie ma też potrzeby, aby to proboszcz był promotorem takiej czy innej świadomości narodowej swych parafian. Są oni wolnymi ludźmi, umiejącymi czytać, w coraz większym stopniu korzystającymi  z internetu itd. Sami potrafią dokonać wyboru. Kościół nie może również stawać się stroną sporu np. między Łemkami-Ukraińcami a „łem-Łemkami”. Może natomiast, a czasem pewnie nawet i powinien – przy zachowaniu pełnej neutralności – sprzyjać, gdzie jest taka potrzeba, jednaniu skłóconych wiernych w oparciu o wspólną przynależność kościelną, wspólną tożsamość obrządkową i kulturę regionalną. Oczywista jest pełna akceptacja Kościoła dla pielęgnowania przez wiernych kultury regionalnej, a także gotowość do współpracy w tej kwestii.

                                            Polacy

Pora już skończyć z mitem stuprocentowej ukraińskości wspólnoty greckokatolickiej w Polsce: są wśród nas także Polacy. Spotykamy ich zarówno wśród wiernych UKGK, jak też i wśród stałych prychożan naszych cerkwi (czyli ludzi, którzy w świetle prawa kanonicznego do UKGK nie należą, ale biorą w jego życiu aktywny udział). Są to osoby, które znalazły się w cerkwi wskutek małżeństwa z grekokatolikiem (-czką), potomstwo narodowo mieszanych małżeństw, Ukraińcy spolonizowani, a także ci, którzy związali się z UKGK z własnego wyboru, niekiedy o głębokiej motywacji religijnej, a nie z powodu sytuacji rodzinnej. Biorąc pod uwagę zauważalny proces asymilacji narodowej Ukraińców w Polsce, przypuścić można, że odsetek elementu polskiego w metropolii przemysko-warszawskiej będzie wzrastał.
Wiernych oraz prychożan narodowości polskiej nie należy w żaden sposób odtrącać, lecz przeciwnie  - zachęcać do możliwie najaktywniejszego udziału w życiu cerkiewnym (nb. w przypadku wiernych jest to ich obowiązek, jakeśmy to już powyżej wspomnieli). Wszyscy inni wierni, zwłaszcza duchowni, winni w duchu miłości chrześcijańskiej pomagać im w spełnianiu obowiązków religijnych.
Sami natomiast Polacy, ciesząc się pełnią praw zgodnie ze swym statusem kanonicznym (inne są prawa i obowiązki wiernego, inne – osoby należącej do kategorii prychożan), winni po chrześcijańsku szanować wiernych innych narodowości, zwłaszcza Ukraińców z ich kulturą i językiem, mając świadomość szczególnych związków między tą właśnie kulturą i językiem, a praktykowanym w UKGK obrządkiem. 
  
                 Inne narodowości

UKGK musi być otwarta na członków wszystkich narodowości oraz grup etnicznych, zwłaszcza grekokatolików i ich potomków. Pamiętajmy, że do Polski przyjeżdżają nieraz grekokatolicy z różnych Kościołów sui iuris i krajów, należący do różnych grup narodowościowych. Mamy też na Podlasiu południowym, w Kostomłotach, parafię neounicką, skupiającą grekokatolików obrządku bizantyjsko-rosyjskiego (synodalnego), ale wywodzących się z naszego Kościoła. Cieszy fakt, iż w ostatnich latach współpraca między tą parafią a UKGK znacznie się rozwinęła, w porównaniu z okresem poprzednim – acz wiele jeszcze pozostało do zrobienia.
Obok podlaskich neounitów na szczególną naszą uwagę zasługują również ci potomkowie dawnych unitów, którzy przynależą do Kościoła łacińskiego – niezależnie od obecnej ich świadomości narodowej i tożsamości językowo-kulturowej.
      
                           POSTULATY KOŃCOWE

Po pierwsze – „misja zewnętrzna”.  Fakt, że żyjemy w kraju katolickim, z silnym (o ileż od nas silniejszym organizacyjnie, demograficznie, ekonomicznie itd.!) Kościołem łacińskim, który skupia w sobie (przynajmniej formalnie) absolutną większość społeczeństwa , nie zwalnia nas z realizacji Chrystusowego mandatu misyjnego. Także i to, że UKGK w Polsce istnieje w bardzo trudnych warunkach, przede wszystkim wskutek dramatycznego rozproszenia wiernych – nie stanowi usprawiedliwienia dla zamykania się w murach etnokościelnego getta. Ks. prof. A. Czyrowśkyj napisał kiedyś, że UKGK to Kościół, który wywodzi się z narodu ukraińskiego, lecz istnieje dla całej ludzkości. Jest w społeczeństwie polskim całkiem sporo (w proporcji do wielkości naszej wspólnoty) ludzi, którym z różnych względów jesteśmy potrzebni, do których – innymi słowy – posyła nas Pan Jezus. Oczywiście, możemy tego nie dostrzegać, ale wspólnota chrześcijańska decydująca się na skupienie na samej sobie i ignorowanie otoczenia stawia pod znakiem zapytania sens swej dalszej egzystencji.
Warunki, w jakich przychodzi nam żyć i działać, są bardzo trudne i niewiele możemy zrobić w dziedzinie czysto misyjno-ewangelizacyjnego działania, a to z przyczyny naszej organizacyjnej nędzy. Jednakże nasze rozproszenie po wielu regionach kraju jest jednocześnie naszą „misyjną” szansą, wyzwaniem dla naszych struktur parafialnych – zwłaszcza w dużych miastach. Nie mogąc podjąć wielkiego wysiłku organizacyjnego, możemy i powinniśmy podjąć wysiłek duchowy, nawrócić się od fałszywej wizji Kościoła etnocentrycznego do chrześcijańskiej normalności i w ramach tego nawrócenia otworzyć się na tych „obcych”, których nam Bóg posyła. Otworzyć się, ale i uświadomić sobie, że wielkie skarby duchowe naszej bizantyjsko-kijowskiej tradycji nie zostały nam dane po to, byśmy je trzymali zamknięte w skrzyni o siedmiu zamkach i zazdrośnie strzegli dostępu do nich – lecz przeciwnie: byśmy umieli się nimi dzielić z innymi.

Po wtóre – język. Jeszcze nie tak dawno, kilkanaście lat temu, celebrowaliśmy Boską Liturgię w jęz. cerkiewnosłowiańskim;  język ukraiński (poza, rzecz jasna, kazaniem i ogłoszeniami) pojawiał się tylko w czytaniach, Symbolu Wiary, Modlitwie Pańskiej oraz modlitwie przed Komunią. Od połowy lat dziewięćdziesiątych XX w. cerkiewnosłowiański wyparty został niemalże zupełnie przez ukraiński.
Stan prawny w dziedzinie językowo-liturgicznej opisuje nasz partykularny normatyw Zasady życia liturgicznego, obowiązujący w obu eparchiach, cytuję:

Літургійні мови
50.      Традиційною літургійною мовою УГКЦ є церковнослов’янська мова.
51.      Українська мова рівноправна з церковнослов’янською, якщо йдеться про затверджені компетентною церковною владою тексти.
52.      За згодою єпархіального Єпископа можна вживати також іншомовні затверджені переклади літургійних текстів, якщо в даному випадку чи середовищі існує така душпастирська потреба.
53.        У випадку браку затверджених для літургійного вжитку перекладів літургійних текстів даною мовою, можна її використовувати в Богослуженнях призначених для іншомовних учасників тільки в обмеженому обсязі - у проповіді, читаннях, катизмах, Молитві Господній, Символі Віри, молитві перед св. Причастям.

Przechodząc z cerkiewnosłowiańskiego na ukraiński, mieliśmy na uwadze, jak mniemam, względy duszpasterskie; chodziło o to, by wierni lepiej rozumieli teksty liturgiczne. Dziś te same pastoralne względy każą nam zapytać o to, na ile w naszym życiu liturgicznym winniśmy uwzględniać język polski. Problem ten narasta wskutek polonizacji – językowej zwłaszcza – wiernych, dużej liczby małżeństw narodowościowo mieszanych, ale nie tylko. Jest to też problem wspomnianej powyżej naszej misji „na zewnątrz” UKGK, wyjścia do otaczającego nas społeczeństwa, które jest niewątpliwie społeczeństwem polskojęzycznym.
W dzisiejszym stanie faktycznym nie mamy żadnych oficjalnych przekładów tekstów liturgicznych na jęz. polski. Co gorsza, nic się nie robi, by takowe powstały. Mimo, że w świetle prawa w eparchiach winny działać komisje liturgiczne (ew. referenci ds. liturgicznych), nie ma ich ani na poziomie eparchialnym, ani na poziomie metropolitalnym. Stąd też nawet realizacja nr 53 Zasad życia liturgicznego jest co utrudniona – nie mamy nawet oficjalnie zatwierdzonych tekstów Symbolu Wiary, Modlitwy Pańskiej czy modlitwy przed Komunią, nie mówiąc już o tekstach ektenii, które śpiewać w języku innym niż cerkiewnosłowiański czy ukraiński zezwolił pod pewnymi warunkami Synod Biskupów z 1969 r. (nr 16). Oczywiście, w przypadku konieczności można się ratować przekładami rzymskokatolickimi czy prawosławnymi (i tak się dzieje, sporadycznie z błogosławieństwem hierarchii), ale „partyzantka” nie jest rozwiązaniem na dłuższą metę.
Kwestie językowe same w sobie stanowią temat na artykuł, tu zatem pozwolę sobie poprzestać na kilku uwagach:

1) w niektórych sytuacjach (miejscach, środowiskach) można rozważyć powrót do cerkiewnosłowiańskiego, jako języka tradycyjnego a ponadnarodowego zarazem;
2) konieczne jest powołanie komisji liturgicznej, jak wymaga prawo i nasze potrzeby;
3) jeśli chodzi o potrzeby wiernych języka polskiego, to w pierwszej kolejności potrzebne są
 a) pomoce duszpasterskie ułatwiające udział w celebracjach ukraińskich (cerkiewnosłowiańskich) i rozumienie tekstów,
 b) polskie teksty modlitw prywatnych – codziennych, przed i po Komunii itp.,
c) standardy tekstów, o których mówią Zasady w nr 53 i postanowienia Synodu Biskupów z 1969 r. w nr 16, a także
d) przekłady obrzędów chrzcielnych, ślubnych i pogrzebowych.;
4) język to nie tylko liturgia – o ile w internecie nie ma problemu z używaniem polskiego na stronach UKGK, o tyle np. wycofanie się (?) z projektu wydania Katechizmu UKGK po polsku budzić musi niepokój i sprzeciw. 

Po trzecie – prawo. Kodeks Kanonów Kościołów Wschodnich zakazuje wszelkiego „prozelityzmu wewnątrzkatolickiego” (por. kan. 31 i 1465). Są  jednakże w prawie kościelnym także  i przepisy normujące całkiem legalne zmiany przynależności do Kościoła sui iuris – za zgodą władzy kościelnej (kan. 32 KKKW, dla łacinników kan. 112 par. 1 n. 1 Kodeksu Prawa Kanonicznego), czy w małżeństwie o różnej przynależności  kościelnej (por. kan. 33 KKKW i kan. 112 par. 1 n. 2 KPK dla łacinników). Doświadczenie wskazuje, że zbyt mało korzystamy z tych rozwiązań – i nie chodzi tu wcale o jakiekolwiek „przeciąganie”, powiedzmy, wiernych Kościoła łacińskiego do UKGK; chodzi o korzystanie z mechanizmów prawnych, które właśnie po to zostały stworzone, by z nich w razie potrzeby korzystać dla duchowego dobra wiernych. Niestety, nieraz wskutek ignorancji, zawinionej przede wszystkim przez duszpasterzy, wierni życzący sobie być grekokatolikami nie zostają nimi formalnie, co w przypadku nielicznej i topniejącej stale wspólnoty, jaką jest UKGK w Polsce, jest przejawem co najmniej niefrasobliwości.   


ZAKOŃCZENIE


Zaprezentowane powyżej rozważania zawierają zarówno postulowane zasady „polityki narodowościowo-językowej” UKGK, jak też i konkretne rozwiązania niektórych problemów z tej dziedziny. Mam nadzieję, że temat tak nośny i ważny dla dalszego istnienia Kościoła greckokatolickiego w Polsce wywoła żywy oddźwięk wśród czytelników „Grekokatolicy.pl”. Piszący te słowa nie rości sobie pretensji do nieomylności i chętnie przyjmie uwagi krytyczne tudzież rzeczową polemikę. O jedno tylko proszę usilnie:  by polemika takowa liczyła się z faktem o fundamentalnym znaczeniu – iż UKGK jest Kościołem Chrystusowym, a nie narzędziem realizacji szczytnych nawet, ale świeckich celów.   

                                              diakon Piotr Siwicki         
                                                                                    



диякон Петро СИВИЦЬКИЙ



              УГКЦ в Польщі й асиміляція: пошук душпастирських розв’язок


              Асиміляція – поняття, що походить від латинського прикметника similis, -is (подібний, схожий) – має в сучасному мовленні два подібних значення: 1) ставати подібним, уподібнюватися; 2) присвоювати собі щось, споживати, перетворювати на своє. Отже можна її розуміти в двох аспектах: ми стаємо щораз-то більше схожими на інших (більшість) – і водночас ті інші (більшість) асимілюють, тобто поглинають чи “споживають” нас.
              В контексті ситуації УГКЦ в Польщі дуже часто маємо до діла із безпідставним змішанням чи ототожненням двох  видів асиміляції.              
              Перший стосується Церкви як такої і має дві постаті: 1) проникання чужих, зокрема латинських, елементів у наш обряд – тобто в наше богослужбове життя, духовність, церковний устрій і “стиль” богословствування; 2) фактичний відхід вірних від УГКЦ, зокрема до Церкви Римо-Католицької.    
              Другий вид асиміляції стосується української національної громади і також можна в ньому знайти дві площини: 1) мовно-культурну, 2) власне національну, тобто відхід від української національної свідомости.
              Якою мала б бути позиція Церкви супроти обох вищеназваних видів асиміляції? Щоб відповісти на це питання, слід спершу визначити, які є основні параметри тотожности УГКЦ. Тут стає нам у пригоді Синод Єпископів нашої Церкви, який на засіданні у Львові-Брюховичах (13-20 вересня 2006 р.) прийняв як першу точку своїх рішень таке:
1. Визначити як основу нашої ідентичності те, що ми є:
1) Церквою свого права;
2) вповні об'єднаними з наступником святого Петра – Єпископом Риму;
3) носіями східнохристиянського благочестя візантійської традиції з часу Володимирового хрещення;
4) зважаючи на нашу історію, наше географічне положення і наш релігійно-церковний досвід, покликані сприяти повному взаєморозумінню двох християнських традицій – візантійської і латинської
”.
              Суттєвими прикметами нашої Церкви є отже: 1) її статус як Церкви свого права, автономної церковної спільноти; 2) єдність із Папою Римським; 3) візантійська обрядова (в широкому сенсі) традиція в київському її варіянті, 4) особливе іренічно-екуменічне покликання. Не входить туди натомість питання національної приналежности вірних.
              Треба отже, визнати, що асиміляція церковна є для УГКЦ абсолютним злом і нічим іншим – адже Церква без вірних не може існувати, а у випадку асиміляції обрядової щоправда існувати може, але існування її як устроєво відрубної одиниці втрачає сенс. Що ж до асиміляції національної, то вона з церковної точки зору є перш за все викликом для Церкви, поштовхом до шукання нових розв’язок і підходів. Тягар боротьби з нею має лягти на плечі української громади, а не Церкви – хоча Церква, чи радше духовенство, може і повинно в міру можливостей і потреб помагати своїм вірним у збереженні й плеканні їхньої мовно-національної ідентичности. Але це тільки додаткова, а не головна функція Церкви – тому вона може лише помагати, а не замінити батьків, школу й світські організації, а тим паче не може під релігійним прикриттям навязувати вірним будь-яких світських поглядів і цінностей.  
              Першим, отже, нашим завданням є впорядкувати поняття. Що Церква є Церквою, а національна громада – національною громадою. Що одна й друга мають свої власні, специфічні інтереси. Що не лише не кожен українець мусить бути греко-католиком (це розуміємо добре, бо є українці православного та ще інших віросповідань), але й не кожен греко-католик мусить бути українцем. Зрештою історична з’єдинена (уніятська) Київська митрополія, з якої виростають корені УГКЦ,  була Церквою двох головних етносів (білоруського і українського), а крім цього мала ще й вірних іншого походження. Тому визначення “греко-католик це обов’язково українець” не лише суперечить біблійному вченню, що в Христі “нема юдея ані грека” (Гл 3, 27-28), але й явно антиісторичне. До того ж – смертельно небезпечне для Церкви, бо відштовхує від неї цілі категорії реальних і потенційних вірних і таким чином значно прискорює темпи церковної асиміляції. Основна ознака вірного УГКЦ серед інших католиків – не національність, а візантійсько-київський обряд чи пак благочестя. 
              У цій ділянці, здається, ініціятиви слід би чекати від наших Ієрархів. Так, як Слуга Божий Митрополит Андрей Шептицький у 1904 році видав славне послання до греко-католиків поляків[1], де подав головні засади, на яких мала би базуватися “національна політика” Церкви[2] – так і тепер, думаю, настав час актуалізувати вчення Митрополита (яке, зрештою, базується на загальнохристиянських принципах), повчити вірних про ставлення Церкви до національних питань як у загальному плані, так і у відношенні до вірних різних національностей – українців, поляків і інших. Звичайно, треба це робити дуже второпно, бо погляд, що українська національність є головною (а для декого – єдиною) основою тотожности греко-католиків, досить розповсюджений серед вірних. Тому невміле і невторопне спростування цього погляду могло б викликати заколот. З другого ж однак боку, таке спростування потрібне, як з погляду чистоти віри, так і з погляду прагматичного інтересу УГКЦ в Польщі.
              Друге, чого б можна чекати від нашого церковного проводу, це  правда про демографічно-статистичний стан нашої Церкви. Скільки у нас реальних вірних (тобто людей, на яких можемо хоч якоюсь мірою розраховувати), і як щороку міняється їхнє число? Скільки Хрещень і скільки похоронів? Скільки шлюбів, де обидва подруги греко-католики, а скільки таких, де УГКЦ представлена лише одною стороною? Скільки з таких змішаних пар вінчаються в наших церквах, а скільки деінде? І що з ними відтак діється, скільки з них дітей  хрестять у нашій Церкві та утримують з нею контакт?
              Досі знаємо лише окремі уламки образу. Під час Собору 2002 року опубліковано інформацію, що реальних греко-католиків не 85 тис., як подавалося в Annuario Pontificio, а 30-35 тис. Щодо Вроцлавсько-Ґданської єпархії, то тут Владика Володимир у посланні з 29 квітня 2004 року подав число вірних 8 тис. 687 осіб (“офіційне” число в Annuario Pontificio декілька років подавалося як 53 тис.!). У випадку митрополичої єпархії, певні підрахунки можна зробити на основі соборної доповіді канцлера Митрополичої курії в Перемишлі о. прот. Богдана Степана, опублікованої в Календарі “Благовіста” за 2003 рік (с. 100). Подає він там число вірних на одного священика в окремих деканатах. Множення цих чисел на число священиків у кожному деканаті (враховуючи ченців та пенсіонерів!) дає станом на 2002 рік загальну цифру 22 тис. 470 осіб[3], тоді як в Annuario Pontificio подано 32 тисячі. Число реальних вірних УГКЦ в Польщі досягає, отже, не більше 31 тисячі осіб – і то за станом з-перед кількох років, перед входом Польщі до Євросоюзу і масовими виїздами на Захід за працею. Ці ж виїзди та загальна демографічна криза в Польщі доповнюють цю доволі невеселу картину.
              Це, однак, не повна картина, а лише уламки. Вважаю, що вірні повинні знати повну церковну статистику і щорічні зміни демографічного становища, щоби якслід усвідомлювали реальну ситуацію Церкви.
              Третє, це вже ділянка спільного організаційного зусилля нашої Церкви. Якщо наш обряд – тобто літургійна, духовна, канонічна та богословська спадщина – є основою нашої тотожности, і таке переконання слід постійно збуджувати у вірних, то треба й дбати про рівень практикування цього обряду й ознайомлення вірних з ним. Дбати, щоби наша релігійна культура, зокрема літургійне життя, поєднувала оригінальність (відмінність від панівних у Польщі стандартів латинського обряду), закорінену у вірності власній традиції, із високим рівнем. Чимало для цього зробили різні парафії нашої Церкви, великими зусиллями будуючи власні храми. Неоціненне значення має теж рівень літургійного співу. Тому слід радіти, що після років дискусій і невдалих спроб, відкрито в Перемишлі дяківсько-регентську школу, яка, як виглядає, під керівництвом maestro Ярослава Вуйціка діє дуже успішно. Дай Боже, щоби цей почин виявився тривким і плодоносним! В рамках формування обрядової свідомости у вірних слід краще подбати за імпорт відповідної літератури та інших матеріялів (мультимедія), щоби вірні вміли і римо-католикам, і православним, і єговістам, і атеїстам пояснювати нашу специфіку, викорінювати в них неправдиві стереотипи та захищати нашу Церкву від несправедливих закидів (не лише – і не впершу чергу навіть – історичного характеру). А перш за все щоби самі свідомо брали участь в її житті. Тут потрібні матеріяли як українською, так і польською мовою – постає питання використання (в якому обсязі?) матеріялів, що їх видають інші, зокрема православні. Варто подумати й про наші власні інформативні видання польською, хоча б у вигляді перекладів з вартісних книжок, що виходять в Україні. Треба й подбати за розмір і якість нашої присутности в інтернеті – теперішня бідність у цьому аспекті є промовистим свідченням невеликої участи молоді в церковному житті, низького рівня зацікавлености власне церковними справами.
              Четверте: вся діяльність нашої Церкви спирається на фікції, нібито всі присутні в храмах – чистокровні, на 100 відсотків україномовні українці з однозначно українською національною самосвідомістю. Вся діяльність УГКЦ в Польщі розрахована начебто виключно на таких осіб, залишаючи поза увагою:  а) вірних, які втратили знання української мови, б) тих, хто вже не вважає себе українцем, в) змішані подружні пари та їхнє потомство, г) потомків східніх християн, у свій час златинізованих і сполонізованих, які б евентуально хотіли повернутися до греко-католицизму без національної трансформації, ґ) греко-католиків неукраїнців з інших католицьких Церков візантійської традиції, д)  чистісінських поляків-латинників, яких тягне до східнього обряду, духовности і т.п.? Що робимо на інституційному, понадпарафіяльному рівні, щоби такі категорії вірних від нас не відходили або приходили до нас?
              Тут можна би писати багато напр. на тему чому римо-католики, які зацікавлені східнім християнством, попадають у більшості до православних, а не до нас, чому реколекції на тему ікон організовують отці єзуїти, а не представники нашої Церкви тощо. Зупинюся на іншому –  а саме на вірних, які, незалежно від свідомости, затратили українську мову, зокрема не знають уже кирилиці, а таких, особливо серед наймолодших, немало. Чи наша Церква зробила якесь зусилля, щоби помогти таким вірним брати свідому й активну участь в її житті? Можна тут, звичайно, назвати останнє українсько-польське василіянське видання Божественної Літургії зі змінними частинами і коментарем (Варшава 2004) – яке дійсно може помогти польськомовній людині розуміти тексти, хоч основну символіку тощо. Але ця книжка вже такій людині не поможе активно включитися в Літургію, бо (лишаючи вже на боці, що вжитий у ній переклад 1988/97 року мало де використовується народом) український текст писаний кирилицею. Назріває отже потреба видання молитовників, де був би паралельно український текст фонетично транскрибований латинкою з польським перекладом поруч.
              Це ніяка новина в нашій Церкві. Візьмімо хоча б для прикладу о. Івана Негребецького (1853-1927), уродженця Перемишля, довголітнього пароха Успенської церкви в Заліссі під Ряшевом. “Що ся парохія на заході удержалась (...) се головна і непомірна заслуга покійного о. Івана Негребецького. Його старенький попередник о. Ганасевич (...) утримав її серед чужого заливу, та о. І.Н., його наслідник, оживив її наново і закріпив. (...) Першою його задачею було: привязати парохіян до своєї церкви і обряду і побудувати нову, гарну, муровану церкву.
              За окремим дозволом пок. Еп. Н. (! - П.С.) Ступницького видав для своїх парохіян латинськими черенками молитовник з цілою службою Божою, вечірнею і другими церковними обрядами – побіч польський переклад з відповідними потрібними поясненнями. Се зблизило і привязало парохіян до своєї церкви, бо зрозуміли богослуження і пізнали його красу. (...) Мило було слухати, як в церковнім богослуженню брали всі вірні діяльну участь, і наш прегарний церковний спів гомонів далеко на заході, і при процесіях пр. у Зелені свята неслась наша побожна пісня Пречистая Діво Мати руського краю!... (...)  Між парохом і парохіянами були щирі і дружні взаємини, Покійник зумів збудити у них народнього духа; хоч говорили по-польськи, то почували себе Русинами, інтересувалися нашими народніми справами і спішили радо з датками на народні ціли.”[4]
              Інший, вже з ХХ ст., визначний наш душпастир (і заразом великий український патріот), бл. свщмч. Омелян Ковч у брошурі Чому наші від нас утікають?, присвяченій якраз проблемі відходу вірних від Греко-Католицької Церкви, зауважив: “Прикро, але, щож, коли правда, й це треба сказати, що діти які покінчили народню школу, в дійсності уміють читати лише латинську азбуку. (...) Чи не булоби добре мати видання українських молитвеників латинськими буквами? – Це вже навіть раз таке роблено.[5]
              Такого роду молитовники потрібні зокрема тому, що українська є зараз єдиною (крім залишків церковнослов’янської де-не-де) літургійною мовою УГКЦ в Польщі, і в майбутньому довго ще (а може назавжди) залишиться головною. Це однак не звільняє нас від обов’язку думати про виготовлення польських перекладів літургійних текстів, бо вже бувають випадки, в яких з душпастирських міркувань польська мова більше підходить, напр. требні відправи (типу Хрещення, Вінчання, похорон) для деяких змішаних сімей, Богослуження для польськомовних осіб (зокрема в більших містах) тощо. А позаяк виготовлення перекладів здатних до літургійного вжитку – справа не з простих, особливо для нашої організаційно і кадрово слабкої Церкви, думати слід почати вже тепер, бо результатів діждемося не зразу.
              По-п’яте: діяльність нашої Церкви повинна вестися більш цілеспрямовано, продумано й організовано. Повинна включати момент стратегічної візії, укладення на її основі планів дій та здійснення цих планів. За реалізацією планів мав би бути контроль і санкція за невиконання. Рівночасно всі вірні – духовенство, чернецтво й мирянство – повинні мати почуття реальної співучасти у вирішуванні справ Церкви і співвідповідальности за її долю. З цього випливає, що всякі парафіяльні та єпархіяльні душпастирські ради за участю, зокрема, мирян, повинні бути реальними форумами обміну думками, спільного шукання розв’язок тощо, а не формальною фасадою без змісту і значення – вже й не згадуючи про те, що в одній з наших єпархій проголошено статути єпархіяльної душпастирської ради, але самої ради (хай би й про людське око) таки не створено.
               Цікавий урок дає нам в цьому питанні наша церковна історія. Невипадково опір перед ліквідацією Унії в Холмській єпархії був сильніший у північній її частині -  зокрема на Підляшші. Вірні були там дружними і солідарними, навіть без священиків уміли організувати протистояння царській владі та підпільне релігійне життя. Невипадково – бо ж саме там були глибоко закорінені, міцні, з традиціями церковні братства. На півдні єпархії, зокрема на землях, що ввійшли уже 1772 року до складу Австрії, йосифінська політика знищила братський рух; а його відродження, за яке старався владика Фердинанд Цєхановський,  уже не змогло докорінно змінити ситуацію: масово засновувані братства були слабкими, а несприятливі після придушення Листопадового повстання політичні умови не дали їм зміцнитися і зрівнятися значенням з братствами підляськими, яких у свій час австрійці не встигли знищити (австрійське панування на Підляшші тривало лише з 1795 по 1809 р.).
              Подібне, як братства, значення мала і холмська капітула – орган, завдяки якому еліта єпархіяльного клиру стала реально співвідповідальною за долю місцевої Церкви. Не диво тому, що одним з перших кроків російської адміністрації, ще задовго до властивої ліквідації Унії, було зведення нінащо впливу капітули на церковне життя. Капітула, яка давала моральну опору єпископам і з’єднувала їх з клиром, яка вміла бути корпоративним речником і захисником прав духовенства і Церкви, не була потрібна тим, хто З’єдинену Церкву як таку прагнув просто зліквідувати. Охлократії не було потрібно мати здатну на самоорганізацію громаду – ні мирянську, ні священичу. Охлократії потрібне лише атомізоване, аморфне збіговисько, яке легше підкорити.
               Це справжній парадокс і жарт історії: попри уроки нашого власного минулого, попри словесні посилання на східну соборність чи католицький принцип співвідповідальности всіх вірних за долю Церкви – ми якось не в силі зрозуміти вагу цієї справи для подальшого “бути чи не бути” нашої спільноти.
              Окремо слід згадати питання кадрової політики (human resources). Оті “людські ресурси” дуже в нас бідненькі, і тому не можемо собі дозволити марнувати їх. Зокрема слід мудро використати поміч людей, яким ще щось хочеться безкорисливо для своєї Церкви зробити.
              Шостий постулат стосується знову ж таки нашого менталітету й підходу до дійсности. Як воно парадоксально не звучить, але якщо наша Церква в Польщі має зберегтися, мусимо перестати думати про її долю й майбутнє категоріями “зберігання”. Мусимо віднайти в собі місійного духа, повірити, що слова Христові “Ідіть по всьому світу та проповідуйте Євангелію всякому творінню” (Мк 16, 15) скеровані також до нас тут і тепер, як і інші - “Бадьоріться! Я бо подолав світ!” (Ів 16, 33). Отже з живою  вірою в серцях, без комплексів щодо нашої ідентичности, мусимо із пасивно-захисного становища перейти в активний “наступ”.
                                                                                     
                                                                                         диякон Петро Сивицький
                                                                                         ruthenus@kul.lublin.pl

ДОДАТОК

                    

                                              ANDRZEJ SZEPTYCKI                                       
                             z Bożej i Apostolskiej Stolicy Rzymskiej łaski
                Metropolita Halicki, Arcybiskup Lwowski, Biskup Kamieniecki

                 Wiernym, pasterskim Swoim rządom powierzonym Polakom greckokatolickiego obrządku, pokój w Panu i arcypasterskie błogosławieństwoo!

1.      Między wiernymi, duchownej mej władzy podlegającymi mając i Was, którzy choć z ruskich rodzin pochodzicie, w domu jednak tylko po polsku mówicie i poczuwacie się do polskiej narodowości, od dawna pragnąłem odezwać się do Was osobnym pasterskim listem, napisanym w języku polskim, by tym sposobem dać wam dowód pieczołowitości i dbałości o wasze zbawienie. Absorbujące obowiązki urzędu wstrzymywały mię dotąd od wykonania tego postanowienia. Dłużej jednak nie mogę już milczeć: zanadto mię męczy myśl, że są między tymi, nad którymi mam obowiązek pracować, wierni, którzy mogliby uważać się za opuszczonych od swej władzy duchownej, gdyby ich biskup nigdy nie przemówił do nich w ich mowie. Zanadto dobrze rozumiem niebezpieczeństwo takiego położenia, niebezpieczeństwo tem większe, im łatwiej swego biskupa, Rusina, mogliby podejrzywać, chociażby najniesłuszniej, o brak życzliwości i miłości dla polskiego narodu. A w naszych czasach politycznego zamętu i walk stronniczych nietrudno o to, choć taki sąd będzie zawsze krzywdą dla katolickiego biskupa, którego pierwszym, jedynym obowiązkiem – praca nad zbawieniem dusz ludzkich, odkupionych Przenajświętszą Krwią Chrystusa Pana.
2.      Do napisania tego listu skłaniają mię jeszcze inne zasadnicze powody. Jest bowiem praktyką Kościoła katolickiego uświęconą zwyczajem apostolskim odwiecznym: głosić ludziom Ewangelię w ich języku. Według zasady św. Pawła, musi sługa Chrystusowy wszystkiem się stawać dla wszystkich, by wszystkich pozyskać. I stałem się – mówi Apostoł żydom – jako żyd, abym żydy pozyskał. Tym, co pod zakonem są, jakobym był pod zakonem (chociem sam nie był pod zakonem), abym te, co pod zakonem byli, pozyskał. Tym, którzy byli bez zakonu (chociem nie był bez zakonu Bożego, ale byłem w zakonie Chrystusowym) , abym pozyskał tych, którzy byli bez zakonu. Stalem się słabym dla słabych, abym słabych pozyskał. Wszystkiem stałem się wszystko, abym wszystkie zbawił (1 Kor 9,20-22).*
3.      To jedna z najważniejszych zasad biskupiej i kapłańskiej – apostolskiej pracy. A druga niemniej ważna i niemniej święta, że nauka wiary i obyczajów nie jest i nie może być w kościelnej pracy zmieszana z żadnemi politycznemi albo narodowemi zasadami. Kościół katolicki jednego tylko żąda od wiernych, by byli Chrystusowymi. Tak samo i biskup, i duchowieństwo katolickie musi od wiernych tylko tego jednego domagać się. Biskup nie może w pracy apostolskiej mieszać Chrystusowej ewangelii z ludzkiemi, choćby najlepszemi zasadami politycznemi albo narodowemi. Nie może narzucać wiernym jakich bądź przekonań, które nie są integralną częścią nauki wiary i moralności. Nigdy nie może dopuścić, by ktoś z jego wiernych uważał go za przeciwnika w polityce czy narodowości. On może być przeciwnikiem tylko tych, co są przeciwnikami Chrystusa i o tyle, o ile nimi są, i to wyłacznie na to, by ich z Chrystusem pojednać. Ani biskup, ani kapłan katolicki nie może dopuścić, by wkradła się polityka w świątynię jego urzędu, bo tym urzędem – Chrystusowe kapłaństwo.
4.      Dlatego chcę, byście wiedzieli, że szanuję Wasze przekonania, że dalekim jestem od myśli narzucania Wam patriotyzmu ruskiego. Może mnie o to posądzają ci, co nie wiedzą, czem kapłaństwo, czem urząd biskupa. Zaiście o to jedno tylko dbam, by życie Wasze było chrześcijańskim, byście byli Chrystusowymi w pełnym znaczeniu tego słowa. Zarówno drogimi memu sercu jesteście, jak wszyscy wierni, których pieczę Bóg mi polecił. Wszystkich jedną obejmuję miłością. I ta miłość nakazuje mi szanować wasze przekonania, wasze prawa.          
5.      Język, przekonania, narodowość – to dobra, prawa, których nikomu nigdy nie wolno odbierać. Szanować je – to prosty obowiązek sprawiedliwości. I czyż moglibyście wątpić, że wasz pasterz ten obowiązek spelni, kiedy obowiązanym jest do czegoś więcej nad sprawiedliwość, do milości?
6.      Wiedzcie, że zawsze znajdziecie we mnie pasterza gotowego bronić Waszych praw, kiedykolwiek i z jakiej bądź strony krzywda by wam dziać się miała. Ja tego pragnę i od kapłanów moich dyecezyj domagam się, by zawsze wszystkie Wasze potrzeby duchowne były zaspokojone – by w nauce, spowiedziach do was w mowie zastosowywali się, nie żądając od was, byście się ruskiego języka uczyli, by ich rozumieć.
7.      W Waszych przekonaniach patryotycznych mogę Was tylko utwierdzać, o ile ten patryotyzm jest chrześcijańską miłością ojczyzny i z miłości Boga i bliźniego pochodzi.
8.      Chrześcijanin bowiem obowiązanym jest miłować ojczyznę i dbać o dobro swego narodu. Jednego mu tylko nie wolno, nie wolno mu nawet pod pokrywką patryotyzmu nienawidzieć, a jeszcze bardziej nie wolno drugiego krzywdzić.
9.      Nienawiść każda jest złem, bo jest przeciwna Bożemu i Chrystusowemu przykazaniu, jest przeciwna naturze ludzkiej. I równie złą jest nienawiść, czy jest społeczna, czy narodowa, czy osobista. Raczej społeczna i narodowa nienawiść gorsze od osobistej, o ile łatwiej zarazą złego szerzą się i w szaty cnót strojne ludzi zaślepiają. Podobnież i niesprawiedliwości, krzywdy są gorszem złem, kiedy mają narodowy społeczny charakter, bo bywają ogólniejsze, niebezpieczniejsze, trudniejsze do naprawienia.
10.  Pragnę i tego, byście, posłuszni rozkazowi Chrystusowego Namiestnika, zachowywali i cenili obrządek, do którego, zrządzeniem Opatrzności i z woli Kościoła świętego, należycie. Między duchowieństwem naszem znajdziecie gotowych do wszelkich usług duchownych bez względu na narodowość zawsze tylu, ilu w tym duchowieństwie jest kapłanów, mających ducha Chrystusowego.

                                [...]



                      Łaska Pana naszego Jezusa Chrystusa i miłość Boga i Ojca,
                 uczestnictwo Ducha św. niech będzie z wszystkimi wami (2 Kor 13, 13) – Amen.
                
     W  Krechowie, w dzień św. Ojca naszego Teodozego Peczerskiego dnia 16 maja 1904.


                                                              + Andrzej
                                                              Metropolita




[1] Оригінал: List pasterski Andrzeja Szeptyckiego Metropolity Halickiego, Arcybiskupa Lwowskiego, Biskupa Kamieńca Podolskiego, do Polaków obrządku grecko-katolickiego, Żółkiew 1904. Найновіше львівське видання (з поділом на номери): Пастрирське послання митр. Андрея Шептицького до поляків греко-католицького обряду, у: Митрополит Андрей Шептицький: Життя і діяльність. Документи і матеріали 1899-1944, т. 2. Церква і суспільне питання, кн. 1. Пастирське вчення та діяльність, за редакцією А. Кравчука, Львів 1998, с. 323-334.

[2] Див. зокрема перших 10 номерів за львівським виданням (бібліографічний опис у попередній примітці), які друкуються також у додатку до цієї статті. Про вчення Митрополита з даного питання – див. P. Siwicki, Mniejszości narodowe w Kościele greckokatolickim w świetle nauczania Sługi Bożego Andrzeja Szeptyckiego, metropolity halickiego, Перемиські Архиєпархіяльні Відомості” 7(2009) ч. 8, с. 204-216.

[3] У Перемиському деканаті 14х263=3682 вірних , у Краківсько-Криницькому – 8х161=1288 вірних, в Ольштинському – 12х875=10500 вірних, в Ельблонзькому – 7х1000= 7000 вірних – разом 22 тисячі 470 осіб (дані про священиків за Календарем “Благовіста”  за 2002 р., с. 171-179.      

[4] Юл. Стеф., Памяти о. Івана Негребецького, “Нива” 22(1927) № 9б с. 333.
[5] Цит. за: Бл. Еміліян Ковч, Чому наші від нас утікають?, Львів 2006, с. 21; див. також в інтернеті: http://www.grekat.stalwol.pl/kowcz1_2.html
* І бих юдеєм яко юдей, да юдеі приобрящу. Подзаконним аки подзаконен (не сий подзаконен) да подзаконния приобрящу; беззаконним, аки беззаконен (не сий беззаконник Богу, но законник Христу), да приобрящу беззаконния. Бих немощним аки немощен, да немощния приобрящу. Всім бих вся, да всяко нікія спасу (1 Кор 9, 20-22).