Kontynuując wątek, któremu poświęcone były dwa poprzednie wpisy, czyli kwestię likwidacji bądź przekształcenia Funduszu Kościelnego, chciałbym w pierwszej kolejności zanotować dwa fakty, następnie zaś wyrazić osobisty pogląd na temat pożądanego z punktu widzenia interesów UKGKwRP rozwiązania.
1) Stojący na czele Międzyresortowego Zespołu do spraw Funduszu Kościelnego wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz zapewnił w dniu dzisiejszym, że (cytuję za "Gościem Niedzielnym"):
(...) we wrześniu będzie w stanie przedstawić szefowi rządu "kilka rozwiązań" w tej sprawie.
No cóż, czekamy. Jak wiadomo, pierwsze posiedzenie Zespołu odbyło się 9 lutego br., a pierwszy raport miał być gotowy do 31 marca. Okoliczność ta pozwala cum grano salis postrzegać i te dzisiejsze zapewnienia. Nawet zresztą gdyby zostały one spełnione, to nie ma raczej szans, by nowe regulacje weszły w życie od 1 stycznia 2025 r. Likwidację czy przekształcenie Funduszu trzeba będzie zapewne odłożyć na co najmniej rok.
2) Wspominany przeze mnie w poprzednich wpisach dr Łukasz Bernaciński udzielił Katolickiej Agencji Informacyjnej obszernego wywiadu na temat Funduszu i jego ewentualnych przekształceń. Serdecznie zachęcam do lektury.
3) Na koniec - moje trzy grosze. Obserwując, jak wszyscy, obecną sytuację społeczno-ekonomiczną, charakteryzującą się z jednej strony silnymi nastrojami antyklerykalnymi (antykościelnymi? antyreligijnymi?) części społeczeństwa, z drugiej zaś kiepskim stanem finansów państwa (zapowiedziany na 2025 r. ogromny deficyt budżetowy w kwocie "do 289 mld", wiszący nad RP cień procedury nadmiernego deficytu itd.) - coraz bardziej przychylam się do myśli, że "model czeski" rozwiązania kwestii Funduszu Kościelnego mimo wszystko rysuje się jako najbardziej sensowny, przy czym podkreślam, że chodziłoby w tym wypadku o zwrot ziemi w naturze.
Otóż dla państwa polskiego oznaczałoby to pozbycie się kilkudziesięciu tysięcy hektarów ziemi z zasobu Krajowego Ośrodka Wsparcia Rolnictwa, co oznaczałoby a) ulgę dla budżetu - i to już na zawsze (nie taką znów wielką co prawda, ale propaganda rządowo-partyjna mogłaby ją niewątpliwie rozdąć do rozmiarów gigantycznych), b) odcięcie się od bezpośredniego finansowania działalności zasadniczej związków religijnych raz i na zawsze, co też można by "sprzedać" elektoratowi jako sukces niebywały zgoła.
Państwo rozliczyłoby się z tymi związkami wyznaniowymi, które utraciły nieruchomości rolne na mocy ustawy z 1950 r., czyli z zaledwie kilkoma (?) ze 185 istniejących oficjalnie we współczesnej Polsce. Które z nich uznałyby to rozwiązanie za opłacalne? Myślę, że wiele zależy do tego, z czym taką rekompensatę w naturze zechciano by porównywać. Jeśli z sytuacją obecną, gdzie każda osoba duchowna i zakonna dowolnego wyznania korzysta z dopłaty do składek ZUS-owskich, to pewnie ocena ta byłaby mniej entuzjastyczna, niż gdyby obiektem porównania był sławny odpis podatkowy, dla małych wspólnot będący nader wątpliwym źródłem wsparcia. Wiele oczywiście zależałoby od tego, jak liczna jest wspólnota, ilu ma duchownych w ZUS-owskim rozumieniu, i ile hektarów by dostała w ramach rozliczenia.
Wyznania, które w 1950 nie istniały (a takich jest większość) lub też istniały, lecz nic nie utraciły, na takim rozwiązaniu kwestii Funduszu jednoznacznie straciłyby. Z drugiej strony jednak - Fundusz powstał w końcu wskutek konfiskaty dóbr bardzo konkretnym wyznaniom, i chociaż nigdy nie operował pieniędzmi uzyskanymi z dochodów z przejętych ziem, to jednak wyznaniom nie poszkodowanym w 1950 r. po prostu nic się nigdy nie należało, zatem dotychczasowe korzystanie z dobrodziejstw dotacji funduszowych uznać można za dodatkowe, nienależne wsparcie, które się po prostu skończyło i tyle.
Najważniejsze dla nas pytanie: czy skorzystałby na tym UKGK? Moim zdaniem, biorąc pod uwagę ogromny areał zabranych nam i nie oddanych nigdy ziem (do czego należałoby doliczyć grunta przekazane rzymskokatolickim jednostkom organizacyjnym), w zestawieniu z naszą niewielką mimo wszystko liczebnością - w modelu "autonomicznym", odrębnym od KRK, mogłoby się to nam opłacić może i bardziej, niż jakiejkolwiek innej wspólnocie religijnej w Polsce.
Wymagałoby to rzecz jasna z naszej strony solidnej pracy analitycznej, śmiałych decyzji oraz lobbingu na rzecz takiego właśnie, a nie innego rozwiązania problemu Funduszu Kościelnego. Rozwiązania, które ze względów wyżej wymienionych mogłoby nie tylko być opłacalne dla nas, ale i wygodne dla obecnego Rządu.
diakon Piotr Siwicki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz