środa, 2 listopada 2011

Poseł Sycz a sprawa greckokatolicka - I

Minęła już kampania wyborcza, ba - i same wybory parlamentarne AD 2011 już za nami. To okazja, by już na spokojnie, chłodnym okiem spojrzeć na mały (ale dla nas, grekokatolików, znaczący) epizod tejże kampanii: sprawę p. Mirona Sycza, posła poprzedniej i obecnej kadencji z ramienia Platformy Obywatelskiej.

W sposób szczególny zaś chciałbym odnieść się nie tyle do samego posła-kandydata, ile do publikacji, jakie na jego temat pojawiły się na Ekumenicznym Portalu Greckokatolickim, a mianowicie:

1) GORĄCY TEMAT: Poseł Miron Sycz funduje krzyż i foruje prawo antykatolickie. Przykład rozdwojenia jaźni, czy traktowanie cerkwi jako trampoliny wyborczej?

oraz

2) GORĄCY TEMAT: Czy poseł Miron Sycz jest za dyskryminacją Polaków w cerkwiach greckokatolickich na Warmii i Mazurach?


Uczynię to w dwóch "rzutach". Dziś, w pierwszej części, oszczędzę na razie PT. Czytelnikom mych własnych przemyśleń, a jedynie wkleję kilka ważnych cytatów, które moim zdaniem warto wziąć pod uwagę w ocenie przywołanych powyżej publikacji. Refleksje własne, mam nadzieję, zdołam wylać na ekran, gdy zakończę już pisanie pewnych artykułów, zwłaszcza opóźnionego już mocno materiału do najnowszego numeru półrocznika "Grekokatolicy.pl".

Pierwszy cytat - z listu pasterskiego Sługi Bożego Andrzeja Szeptyckiego, metropolity halickiego, do grekokatolików-Polaków z 16 maja 1904 r.:

[Biskup] Nigdy nie może dopuścić, by ktoś z jego wiernych uważał go za przeciwnika w polityce czy narodowości. On może być przeciwnikiem tylko tych, co są przeciwnikami Chrystusa i o tyle, o ile nimi są, i to wyłacznie na to, by ich z Chrystusem pojednać.

Cytat nr 2 pochodzi z broszurki ukraińskojęzycznej pióra bł. Emiliana Kowcza, kapłana greckokatolickiego i męczennika (1884-1944), wydanej we Lwowie AD 1932, opublikowanej w sieci na stronie Parafii Greckokatolickiej pw. Narodzenia NMP w Lublinie, a także w witrynie Ukraińskiego Centrum Liturgicznego, a zatytułowanej Czemu nasi od nas uciekają?

І так, візьмім конкретно, нпр. вибори. Прецінь це дуже важна справа в житті парохіян. Вона не байдужа й для самої церкви. Тут парох мусить сказати якесь слово та вказати парохіянам якусь дорогу, бо особливо в часі виборів, агітатори цілковито затемнюють розум нашого чоловіка. Приймім, на додаток, що в даній парохії більшість є комуністично настроєна. Очевидно, коли парох виступить з криком, начне кидати громи на більшовицьку листу, а може ще для більшого ефекту зв’яжеться з поліцією, – то наварить собі пива “на многая літа”, – і очевидно нічого корисного не зробить.

Але коли священик легко, безпристрасно й не драстично пояснить, що це таке комуністична партія, зверне увагу, що він є божим слугою і хоч йому це дуже прикро, що не може згодитися з їх поглядами, однак мусить боронити божої Слави, – заявить, що він переконаний, що вони є в добрій вірі, хоча їх переконання не є згідні з наукою І. Христа, що він певний, що вони ще застановляться, обдумають і ще ці переконання змінять! Вкінці – що вони ж його знають не від нині, і він напевно не боронивби їм голосувати на комуністичну листу, коли б не був певний, що це проти їхнього інтересу і то так душевного як і тілесного. І коли віднесеться до них з просьбою, щоби вони вже хочаб тільки для нього це зробили ітд. ітд. – відповідно до обставин, мудро, тактовно, полегоньки можна зробити, хоч не все, однак дуже багато. Але не авантурою! Бо це тільки обсмішить і образить пароха в очах парохіян, а тоді віджене їх від церкви і від віри.

I jeszcze cytat z osoby zupełnie świeckiej, ale w kontekście publikacji nt. posła Sycza wartej chyba zacytowania. Chodzi o b. marszałka Sejmu RP p. Marka Jurka - polityka, który pryncypialność w kwestiach katolickiej etyki życia przypłacił utratą stanowiska, a w dalszej konsekwencji eliminacją z głównego nurtu polskiej polityki. 22 kwietnia br. p. Jurek zamieścił był na swym blogu ładny i wartościowy tekst na temat właściwego rozumienia miłości nieprzyjaciół:

Nie jest żadną moralną perwersją, wylewną sympatią do tych, którym sprawiedliwość każe się przeciwstawiać. Miłość nieprzyjaciół, która odłączałaby nas od ludzi, za których odpowiadamy – nie byłaby prawdziwą miłością nieprzyjaciół, może w ogóle nie byłaby miłością. Miłość nieprzyjaciół to część normalnego życia – nie znosi ani przywiązania, ani różnic, ani obowiązków, ani odpowiedzialności. Jak zauważył Max Scheler – wręcz zakłada, że w życiu musimy zderzyć się z wrogością. Czym więc jest?
Po pierwsze dostrzeżeniem ludzi w tych, którym musimy się przeciwstawić. Nie przeszkód, nie ślepych żywiołów, których najlepiej unikać – po prostu ludzi. Jeśli postępują źle, jeśli sprawiedliwość jest po naszej stronie – ich sytuacja powinna budzić żal. Ale jeśli rację są podzielone – mamy obowiązek walczyć o zwycięstwo racji, które uważamy za ważniejsze, mamy prawo oczekiwać ich uznania, nie mamy jednak prawa negować istnienia racji chronionych przez naszych oponentów. Rozpoznanie dobra obecnego również po drugiej stronie – „to właśnie miłość”. Miłość nieprzyjaciół rodzi się ze zwyczajnej empatii, współczucia, zrozumienia racji, a jeśli ich nie ma  – to przynajmniej uwarunkowań naszych przeciwników. To duch pokoju, który cieszy się ze zrozumienia nawet tam, gdzie nadal musi się toczyć walka. Dźwigając jej brzemię – najłatwiej zrozumieć tych, którzy są skazani na to samo.
Miłość nieprzyjaciół rodzi się z troski o to, by ci, którzy są przeciwko nam – rozumieli dobro, w które wierzymy, które chronimy. A konfrontacja, na którą w życiu jesteśmy tak często skazani? Jest może jedyną okazją do spotkania i rozmowy z tymi, z którymi inaczej byśmy się nigdy nie spotkali. Coraz częściej jedyną dla niej alternatywą jest przyjemna, usypiająca obojętność.

 Wszystkie podkreślenia w powyższym cytacie pochodzą ode mnie.

Tyle na dziś. Reszta - w przyszłości. Mam nadzieję, że bliskiej. ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz