Na polskim rynku prasowym pojawił się nowy, intrygujący tytuł - dwumiesięcznik "Wartymej" czyli "Bartymeusz". Pismo dwujęzyczne, ukraińsko-polskie, przeznaczone dla młodych (i nie tylko) grekokatolików w Polsce (i nie tylko, bo kupić je można również w wersji elektronicznej płacąc online, więc czytelnicy mogą być z całego świata).
Obszerną prezentację pisma zamieścił blog "Z życia grekokatolików".
Ja poprzestanę w tym miejscu na przytoczeniu ewangelicznej opowieści o człowieku, którego imię stało się tytułem dwumiesięcznika:
Tak przyszli do Jerycha. Gdy wraz z uczniami i
sporym tłumem wychodził z Jerycha, niewidomy żebrak, Bartymeusz, syn
Tymeusza, siedział przy drodze. Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: Jezusie, Synu Dawida, ulituj się nade mną! Wielu nastawało na niego, żeby umilkł. Lecz on jeszcze głośniej wołał: Synu Dawida, ulituj się nade mną! Jezus przystanął i rzekł: Zawołajcie go! I przywołali niewidomego, mówiąc mu: Bądź dobrej myśli, wstań, woła cię. On zrzucił z siebie płaszcz, zerwał się i przyszedł do Jezusa. A Jezus przemówił do niego: Co chcesz, abym ci uczynił? Powiedział Mu niewidomy: Rabbuni, żebym przejrzał. Jezus mu rzekł: Idź, twoja wiara cię uzdrowiła. Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą (Mk 10, 46-52; cyt. za Biblią Tysiąclecia).
Co można "na gorąco" powiedzieć o nowym dwumiesięczniku? Jest on w jakimś sensie wcieleniem moich własnych idei. 2.II.2013 pisałem był na tut. blogu, jakie moim zdaniem kroki winno się podjąć celem reanimacji miesięcznika "Błahowist". Przypomnę dwa hasła: internetyzacja ("Błahowist" nie miał wtedy i nie ma po dziś dzień najmarniejszej strony internetowej, nie mówiąc już o e-wersji) i bilingwizacja - czyli dopuszczenie, obok ukraińskiego, także polskiego. "Bartymeusz" spełnia oba postulaty, co więcej - posiada e-wydanie, które z czasem będzie chyba priorytetową formą kolportażu (zgodnie z ogólnymi tendencjami w rozwoju prasy), tym bardziej, że celowym adresatem pisma ma być przede wszystkim "młodzież".
W dyskusji (również na temat "Błahowista") prowadzonej na portalu grekokatolicy.pl (w komentarzach) wskazałem dwa nazwiska potencjalnych naczelnych redaktorów pisma: ks. Pawła W. Potocznego i p. Grzegorza A. Stecha, magistra teologii, absolwenta seminarium lubelskiego, a przy tym fachowego dziennikarza. I proszę bardzo: red. nacz. "Bartymeusza" jest ks. Potoczny, a G.A. Stech - członkiem kolegium redakcyjnego, w którym zasiadają także inne, znane mi od najlepszej strony osoby.
Skoro zatem w postaci "Bartymeusza" zmaterializowały się moje własne pomysły, trudno bym miał na samym początku działalności pisma inny doń stosunek, niż jednoznacznie pozytywny. Dlatego z całego serca zachęcam do zainteresowania się pismem, do jego nabywania, do lektury wreszcie.
W tej beczce miodu - dwie malutkie łyżeczki dziegciu. Pierwsza dotyczy "młodzieżowości" pisma. Otóż nigdy nie byłem entuzjastą "młodzieży" i rozmaite peany pod adresem tejże czasem mnie śmieszą, a czasem irytują. Z drugiej strony, nie byłem też nigdy "młodzieży" wrogiem i zasadniczo nic przeciwko wychodzeniu do tej grupy wiernych z propozycjami duszpasterskimi ( sensu largo ) specjalnie do niej skierowanymi nie mam. Zastanawiam się tylko, na ile "wypali" takie ujęcie targetu pisma. Sami redaktorzy poniekąd "puszczają oko" do czytelnika starszego: Wierzymy, że czytelnik 40+ poczuje się młodszym, kiedy spojrzy na świat oczyma młodzieńca spod Jerycha - piszą. Pojawia się tu praktyczna trudność: czy twórcy pisma zdołają pogodzić jedno z drugim? Czy nie dojdzie do wykształcenia się "zgniłego kompromisu", który nie zadowoli ani "starych", ani młodych? Jest rzeczą dla mnie jasną, że w Kościele greckokatolickim w Polsce winno istnieć dwujęzyczne czasopismo z e-wersją (a może nawet i wyłącznie w e-wersji, kto wie?) "dla dorosłych", coś jak "Patrijarchat" (pewnym odbiciem tej idei był śp. półrocznik "Grekokatolicy.pl"). Stąd też nie postulowałem nigdy założenia pisma "młodzieżowego", a reformę "Błahowista". Powtarzam: nie potępiam "Bartymeusza", ani nawet jego "młodzieżowego" profilu - tyle tylko, że obawiam się, iż albo pismo to będzie konsekwentnie "młodzieżowe" - co odstraszy czytelnika starszego (przez co tenże czytelnik nadal nie będzie miał swego pisma, poza strupieszałym "Błahowistem"), albo też będzie zbyt wychylone w kierunku targetu 40 + i przez to nieatrakcyjne dla gimbazy. Dylemat jest poważny i mam nadzieję, że uda się go rozwiązać z pożytkiem dla wszystkich.
Druga łyżka dziegciu to kwestia uzasadnienia dwujęzyczności pisma. W polskiej wersji prezentacji brzmi ona tak: W celu wzajemnego zrozumienia pewne artykuły będą drukowane zarówno w wersji polskiej, jak i ukraińskiej. Mucha nie siada. Natomiast po ukraińsku mamy to sformułowane inaczej: Для кращого розуміння нас сусідами-поляками деякі статті надруковані й польською мовою.
Otóż, Kochani, tak nie wolno! Wiemy doskonale, że dopuszczenie polszczyzny nie jest koncesją na rzecz "sąsiadów-Polaków", a przynajmniej nie w pierwszym rzędzie; jest to jak najsłuszniejsze uwzględnienie faktu, że najmłodsze pokolenie naszych wiernych jest niemal całkowicie polskojęzyczne. Owszem, w UKGK w Polsce jak na razie jest to temat tabu, a jeśli się o tym zjawisku wspomina, to dobrze widziane są jedynie rozwiązania typu "jak nauczyć ukraińskiego". Idea, że można być pełnoprawnym (!) grekokatolikiem polskojęzycznym, zasługującym z tego tytułu na uwagę i pomoc ze strony Kościoła, przebija się z ogromnym trudem. Wszystko to wiemy, ale... to jeszcze nie powód, by - rozpoczynając wydawanie młodzieżowego pisma - na samym wstępie dołączać się do chóru udawaczy. Przypomnę, że pozytywny stereotyp młodzieży obejmuje takie cnoty jak szczerość, bezkompromisowość, pogardę dla fałszu i obłudy, potrzebę autentyczności... Stereotyp jak stereotyp, ale jako zestaw ideałów jest, powiedziałbym, całkiem fajny. Zatem o wiele lepiej byłoby trzymać się tego właśnie zestawu cnót i pisać po prostu szczerze i otwarcie, bez tego rodzaju wygibasów. W Kościele i tak jest zbyt dużo hipokryzji, przyuczanie do niej młodego czytelnika można co prawda uznać za "szkołę praktycznego życia" - ale co to ma wspólnego z ewangelicznymi ideałami? Jest to ich zaprzeczenie.
Na razie, można powiedzieć, nic wielkiego się nie stało. Ot komuś (nie wiem kto personalnie to pisał) napisało się "za bardzo po linii". Jak mi się jednak wydaje, warto problem zauważyć przy takiej drobnej okazji - bo być może da się w ten sposób komuś do myślenia i, być może, ktoś w przyszłości uniknie większej "wpadki" tego typu.
Na koniec raz jeszcze - kupujcie, czytajcie, propagujcie, współpracujcie, reagujcie! Pismo bez reakcji czytelników jest martwe!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz