środa, 13 kwietnia 2011

Kazanie o bł. Emilianie, wygłoszone 15.II.2004

 
 Bł. Emilian to Postać łącząca trzy narody o trudnej, niewolnej od wzajemnych konfliktów historii - ukraiński, polski i żydowski - a przy tym przez fakt pobytu i męczeńskiej śmierci na Majdanku ściśle związana z Lublinem. Doceniła te fakty Rada Miasta Lublin, uchwałą z 18 grudnia 2003 roku (której pierwotnym inicjatorem, o czym trzeba pamiętać, był p. inż. Roman Matwijczyna, świecki grekokatolik z parafii lubelskiej) nadając imię bł. ks. Emiliana Kowcza rondu położonemu w dzielnicy Czuby, u zbiegu ulic Jana Pawła II i Armii Krajowej. Uroczyste odsłonięcie tabliczki z nazwą ronda nastąpiło 18 lutego 2004 r., w ramach dwudniowych uroczystości ku czci bł. Emiliana. Śp. ks. arcybiskup Józef Życiński w krótkim liście z 9 lutego 2004 r., odczytanym w kościołach lubelskich w niedzielę 15 lutego, zaprosił wiernych Kościoła łacińskiego do udziału w uroczystościach. Zaś proboszcz miejscowej Parafii Rzymskokatolickiej pw. Świętej Rodziny, charyzmatyczny (w najlepszym tego słowa znaczeniu) ks. kan. Ryszard Jurak uznał, że wypada wiernych powierzonych jego pieczy, mieszkających wszak w sąsiedztwie ronda, zaznajomić głębiej z biografią Błogosławionego. Zwrócił się zatem do naszej Parafii o przysłanie kaznodziei na niedzielę 15 lutego 2004 r. Zaszczyt ten przypadł w udziale mnie - na 8 Mszach, od 6.00 do 18.00, wygłosiłem kazanie, które pozwalam sobie wkleić poniżej. Nadmieniam, że to właśnie w tej parafii gościł 9.VI.1987 r. Jan Paweł II, a kościół, w którym przyszło mi głosić to kazanie, zbudowano w miejscu, gdzie wtedy stał papieski ołtarz. Krzyż z tego ołtarza do dziś stoi przed kościołem, a na parafialnej witrynie znajduje się osobny dział poświęcony wizycie Jana Pawła II w Lublinie.

***************************************************************************

diakon Piotr SIWICKI
Parafia Greckokatolicka pw. Narodzenia NMP w Lublinie
         
Kazanie o bł. Emilianie Kowczu, kapłanie i męczenniku (1884-1944), wygłoszone 15 lutego 2004 r. w rzymskokatolickim kościele parafialnym
pw. Świętej Rodziny w Lublinie
 
Czytania:
Jr 17, 5-8; Ps 1; 1 Kor 15, 12. 16-20; Łk 6, 17.20-26
 
 
Umiłowani w Chrystusie!
 
 
          W przeznaczonych na dzisiejszą niedzielę fragmentach Słowa Bożego bardzo często pojawia się słowo “błogosławiony” (gr. μακαριος , łac. beatus), które moglibyśmy przetłumaczyć również jako „szczęśliwy” (w odróżnieniu od gr. ευλογημενος  czy łac. benedictus). Zarówno Prorok Jeremiasz, jak też i Psalmista, źródło owego stanu błogosławieństwa czy szczęścia upatrują w nadziei i ufności, jaką “mąż błogosławiony” pokłada w Bogu. “Błogosławiony”, mówi Psalmista, unika zła (“nie idzie za radą występnych, nie wchodzi na drogę grzeszników, nie zasiada w gronie szyderców“), a jednocześnie miłuje Prawo Pańskie “i rozmyśla nad nim dniem i nocą”. Ten zaś, kto naprawdę pokłada ufność w Panu, nie zachwieje się w godzinie próby. Jak mówi Prorok, porównując “błogosławionego” do drzewa: “Nie obawia się, skoro przyjdzie upał, bo utrzyma zielone liście. Także w roku posuchy nie doznaje niepokoju i nie przestaje wydawać owoców”.
           Z kolei nasz Boski Zbawiciel Jezus Chrystus w Ewangelii dokonuje jednego z charakterystycznych dla Swej nauki przewartościowań: oto “błogosławieni” (“szczęśliwi”) są ci, których ludzka opinia niezbyt jest skłonna za takich uważać: ubodzy, głodujący, płaczący... Zwracając się do grona uczniów, Jezus podkreśla również, iż “błogosławieni” będą ci, którzy z “powodu Syna Człowieczego” doznają nienawiści, odrzucenia, pogardy...
           Dzieje Kościoła Chrystusowego liczą sobie wiele przykładów ludzi, którzy całą swą nadzieję i ufność złożyli w Panu i umiłowali Jego Prawo, o którym Chrystus objawił, że jest Prawem Miłości. Są to święci - kanonizowani i nie kanonizowani, znani i nie znani. Jednym z nich jest błogosławiony Emilian Kowcz, kapłan greckokatolicki, męczennik, więzień Majdanka, beatyfikowany przez Jana Pawła II w 2001 r.    
           Urodził się w roku 1884 na Huculszczyźnie w rodzinie kapłana. Jak wiadomo, Kościół greckokatolicki metropolii halickiej, Kościół ukraiński, jest jednym z katolickich Kościołów wschodnich, nieściśle zwanych “unickimi”; pozostając w pełnej jedności z Biskupem Rzymu, zachowuje jednocześnie wspólny z prawosławiem obrządek bizantyjski i, co za tym idzie, dopuszcza mężczyzn żonatych do wszystkich stopni święceń z wyjątkiem biskupstwa.
               Emilian Kowcz wywodził się właśnie z takiej rodziny: ojciec jego był kapłanem, matka córką kapłana. Kapłanem żonatym został sam Emilian, także jego trzy siostry zostały małżonkami księży greckokatolickich. Z sześciorga dzieci ks. Emiliana Kowcza (trzech synów, trzy córki) dwóch synów również przyjęło święcenia kapłańskie w Kościele greckokatolickim.
               Po studiach w Rzymie i ślubie z Marią-Anną z Dobrzańskich, Emilian Kowcz otrzymał w roku 1911 święcenia kapłańskie. Po krótkim okresie pracy w Galicji zgłosił się ochotniczo do pracy duszpasterskiej wśród osadników ukraińskich w Bośni, gdzie spędził kilka lat. Wrócił do Galicji, by po trzech latach wikariatu wstąpić ochotniczo w 1919 roku do Ukraińskiej Armii Halickiej w charakterze kapelana wojskowego. Wsławił się odwagą, nie tylko nie uchylając się od pełnienia kapłańskiej posługi w warunkach frontowych, ale i z własnej inicjatywy wynosząc rannych spod ostrzału wroga. Trafiwszy do niewoli bolszewickiej, w cudowny właściwie sposób uciekł wraz z towarzyszami sprzed luf karabinów maszynowych, znad wykopanych już zbiorowych grobów.  Powróciwszy do Galicji,  w roku 1922 objął probostwo greckokatolickie w Przemyślanach, mieście powiatowym nieopodal Lwowa.
                  Będąc tam proboszczem, zasłynął jako wzorowy i gorliwy duszpasterz oraz aktywny działacz społeczny. Jego kazań z zapartym tchem słuchali parafianie przemyślańscy i nie tylko: często był zapraszany na rekolekcje czy misje do innych parafii. Był inicjatorem i organizatorem dekanalnych Kongresów Eucharystycznych w Przemyślanach. Zawsze miał serce czułe na ludzką niedolę, bez względu na narodowość: przygarniał sieroty, opiekował się samotnymi osobami w starszym wieku. Nie dbał o własny dobrobyt: nie wymagał żadnych opłat za posługi religijne, grunty parafialne najczęściej oddawał w dzierżawę najbiedniejszym za symboliczny czynsz, nigdy też nie dokończył rozpoczętej budowy plebanii. Gdy w 1939 roku zmarła jego żona, parafianie złożyli się na koszta pogrzebowe i nową sutannę dla swego proboszcza.
                  Ks. Kowcz udzielał się także na niwie społecznej, współorganizując sieć ukraińskich instytucji oświatowo-kulturalnych (czytelnie) i gospodarczych (kooperatywy, kasy pożyczkowe). Był gorącym patriotą ukraińskim i często na tym tle popadał w konflikt z polskimi władzami (np. bez zgody władz, a właściwie wbrew nim, zorganizował budowę cerkwi w jednym z przysiółków; drewniana świątynia z przygotowanych zawczasu elementów stanęła w ciągu jednej nocy). Ale jego patriotyzm był patriotyzmem prawdziwie chrześcijańskim, opartym na miłości tego, co ojczyste - wolnym zaś od nienawiści do bliźniego innej narodowości czy wyznania. 
                  Najpełniej objawiło się to w ciężkich czasach próby - w czasie II wojny światowej. Gdy po załamaniu się państwa polskiego we wrześniu 1939 roku parafianie filialnej cerkwi we wsi Korosno postanowili wziąć odwet na swych polskich sąsiadach, grabiąc ich mienie, ks. Kowcz z takim oburzeniem potępił ich postępowanie, że niezwłocznie posłuchali jego stanowczego nakazu i oddali zabrane rzeczy właścicielom. Gdy władza sowiecka zainstalowała się już na dobre i rozpoczęto aresztowania i wywózki polskich funkcjonariuszy państwowych, ks. Kowcz ostrzegał i ratował, kogo mógł, a  dla rodzin wywiezionych urzędników i policjantów organizował pomoc żywnościową. Niejednokrotnie pomagał tym samym ludziom, którzy przed wojną go szykanowali. Ta postawa, a także odwaga księdza Kowcza, który nie myślał zaprzestać organizowania publicznych uroczystości religijnych i mówienia prawdy w swych kazaniach – wszystko to spowodowało, że do cerkwi, której proboszczem był ks. Kowcz, zaczęli uczęszczać także i Polacy - katolicy obrządku łacińskiego. Władze sowieckie zaś aż do czerwca 1941 roku nie ważyły się uwięzić odważnego duszpasterza, bojąc się reakcji mieszkańców Przemyślan. Aresztowano go dopiero po wybuchu wojny z Niemcami, ale znowu - dzięki niespodziewanemu nalotowi bombowców niemieckich - ks. Kowcz zdołał umknąć eskorcie i w ukryciu doczekał wejścia Niemców.
                Od początku nie podzielał nadziei wielu swych ziomków na to, że nowy okupant będzie znacząco lepszy od poprzedniego. Mawiał: “zmieniły się tylko guziki mundurów”. Apelował do młodzieży ukraińskiej, by nie wstępowała do niemieckiej policji i nie dawała się wciągać do udziału w hitlerowskich zbrodniach, zwłaszcza w mordowaniu Żydów.
               Już niebawem po wkroczeniu Niemców oddział SS zamknął część Żydów w synagodze i podpalił. Zaalarmowany ks. Kowcz przybył natychmiast i dzięki swej stanowczości i biegłej znajomości niemieckiego zdołał skłonić esesmanów do odstąpienia. Wówczas wraz z innymi otworzył drzwi płonącej synagogi; w ten sposób zdołano uratować wielu Żydów od śmierci w płomieniach.
             Był to jednak sukces krótkotrwały. Ludobójcza machina hitlerowska nieubłaganie zmierzała do wytępienia Żydów. Ks. Kowcz starał się ratować, kogo tylko się dało. Jego możliwości działania były jednak ograniczone: Żydzi stanowili większość mieszkańców Przemyślan.
              Tymczasem zrodził się wśród nich ruch na rzecz przyjęcia chrześcijaństwa. Wielu z nich prosiło ks. Kowcza o chrzest, mimo, że w świetle “praw rasowych” III Rzeszy wyznanie nie miało znaczenia - liczyło się tylko i wyłącznie pochodzenie rasowe. Ks. Kowcz, mimo zakazów władz hitlerowskich, postanowił przygotowywać chętnych do chrztu i udzielać im tego Sakramentu, co czynił zupełnie jawnie - konwertytów było kilkuset. Wszyscy oni deklarowali pragnienie przyjęcia chrztu, choć byli świadomi, że nie zmieni to ich doczesnego losu. Ks. Kowcz chrzcił ich, a gdy w Przemyślanach stworzono zamknięte getto, zażądał od władz umożliwienia mu sprawowania posługi duszpasterskiej wśród chrześcijan w getcie. Także i w swych kazaniach nie krył się z potępieniem dla hitlerowskich zbrodni. Podobno napisał nawet list do Hitlera, wzywający go do opamiętania. Wszystko to sprawiło, że 30 grudnia 1942 r. został aresztowany przez gestapo i przewieziony do więzienia we Lwowie. Tam biciem i torturami próbowano skłonić go do podpisania zobowiązania, że nie będzie już nigdy chrzcił Żydów - ale ks. Kowcz zadeklarował, że swym kapłańskim obowiązkom pozostanie wierny do końca. Świadczył o tym nie tylko słowami, ale i potajemną pracą duszpasterską wśród więźniów.
                Po kilku miesiącach zesłano ks. Kowcza do obozu koncentracyjnego na Majdanku. Tam również nie zaniechał pracy duszpasterskiej. W grypsach z obozu tak pisał do rodziny starającej się o jego zwolnienie:   
      Nie marnujcie wysiłków, nie mogę stąd odejść, bo jestem potrzebny. Ci nieszczęśliwi ludzie, których są tutaj tysiące, potrzebują mnie. Jestem ich jedyną pociechą. Zostać tu jest moim obowiązkiem - i jestem szczęśliwy....

      W kolejnym grypsie pisał:

      Rozumiem, że staracie się o moje zwolnienie. Błagam was, byście nic nie robili! Wczoraj zastrzelono tu 50 ludzi. Gdyby nie było mnie tutaj, któż pomógłby im przejść ten próg? Poszliby przezeń ze wszystkimi swymi grzechami i w głębokiej rozpaczy, która wisi nad tym piekłem. Teraz zaś idą z głowami uniesionymi wysoko, zostawiwszy swe grzechy za sobą. Przechodzą ów most ze szczęściem w sercach i gdy rozmawiałem z nimi po raz ostatni, widziałem, jak spowija ich pokój i jasność. Wszystko, czego od was żądam, to nieco pieniędzy. Kubek wody kosztuje tu 500 złotych.*
      Wreszcie gryps ostatni, będący niejako testamentem duchowym bł. Emiliana:
     Dziękuję Bogu za jego łaskawość dla mnie. Poza Niebem to jedyne miejsce, w którym chciałbym przebywać. Wszyscy jesteśmy tu równi: Polacy, Żydzi, Ukraińcy, Rosjanie, Litwini czy Estończycy. Jestem tu teraz jedynym kapłanem. Nie mogę sobie wyobrazić, co by oni beze mnie zrobili. Tutaj widzę Boga - Boga, który jest Jeden dla wszystkich nas, bez względu na nasze religijne odmienności. Może nasze kościoły się różnią, lecz we wszystkich nich rządzi ten sam Wszechmogący Bóg. Kiedy odprawiam Mszę, wszyscy oni modlą się. Modlą się w różnych językach -ale czy Bóg nie rozumie wszystkich języków? Umierają na różne sposoby i ja pomagam im przechodzić ów most. Czyż to nie błogosławieństwo? Czy to nie najwspanialsza korona, jaką mógłby mi włożyć na głowę mój Pan? Tak! Dziękuję Bogu tysiąc razy dziennie, że posłał mnie tutaj. O nic więcej nie będę Go prosił. Nie rozpaczajcie z mego powodu. Radujcie się ze mną! Módlcie się za tych, którzy stworzyli ten obóz i cały ten system. Oni potrzebują waszych modlitw.... Niech Bóg się nad nimi zlituje...
 
                 Przytoczone słowa świadczą, że istotnie pobyt w obozie na Majdanku (zakończony śmiercią 25 marca 1944 r.) był ukoronowaniem wzrastania ks. Emiliana Kowcza w świętości. Tu w sposób najpełniejszy, zgodnie z nauką i przykładem Chrystusa, przejawiła się jego miłość do Boga i bliźnich: dla nich zrezygnował z wszelkich prób ratowania życia, powrotu do rodziny, do swych sześciorga ukochanych dzieci. Przekroczył wszystkie ludzkie bariery strachu, instynktu samozachowawczego itp. Tu także ukazał aktualność Chrystusowego przykazania miłości nieprzyjaciół - prosząc o modlitwę za hitlerowców, od których doznał tyle zła. Ks. Emilian Kowcz – za swą wierność Chrystusowi znienawidzony, zelżony, wyłączony ze społeczeństwa ludzi wolnych i zesłany do “piekła na ziemi”, jakim był obóz koncentracyjny, w przedziwny sposób doświadczył prawdy słów Ewangelii, które słyszeliśmy w dzisiejszym czytaniu: on naprawdę znalazł błogosławieństwo, znalazł szczęście w sytuacji z ludzkiego punktu widzenia skrajnie tragicznej i beznadziejnej.
               Jaką wartość praktyczną ma dla nas przykład bł. Emiliana tu i teraz? Spośród wielu różnorakich aspektów warto chyba podkreślić dwa.
               Po pierwsze, bł. Emilian uczy swym przykładem prawdziwie chrześcijańskiego patriotyzmu, polegającego na szczególnym umiłowaniu własnej ojczyzny, narodu, języka, kultury - ale bez krzty szowinizmu, wrogości wobec ludzi innej narodowości, wiary, języka czy rasy. Nieodłącznym zaś elementem bycia dobrym członkiem swego narodu, jak kiedyś stwierdził Błogosławiony, jest ciągła praca nad sobą, przede  wszystkim w dziedzinie duchowej.
              Po wtóre, źródłem mocy duchowej chrześcijanina jest łaska Boża. “Kto trwa we Mnie, a Ja w nim, ten przynosi owoc obfity, ponieważ beze mnie nic nie możecie uczynić”, mówi Jezus (J 15, 5), zaś Paweł Apostoł dodaje: “wszystko mogę w Tym, Który mnie umacnia - Chrystusie” (Flp 4, 13). Z łaską tą jednak należy współpracować. Szczególną rolę we wzrastaniu w łasce odgrywa Sakrament Eucharystii, który tak wielką rolę odegrał w życiu, pracy duszpasterskiej i nauczaniu bł. Emiliana. Jednocząc się w Eucharystii z Chrystusem zyskujemy siły do pokonywania trudności życia codziennego w duchu Ewangelii. A bez tego, bez tej codziennej “wierności w rzeczach małych”, bez codziennego odnawiania naszej wiary i ufności w Panu, bez rozważania i stosowania w praktyce Chrystusowego Prawa Miłości - trudno nam będzie sprostać wielkim wyzwaniom i próbom, gdy takowe nadejdą. Niech przykład i wstawiennictwo bł. Emiliana pomoże nam w należytym uświadomieniu sobie tej prawdy. Amen.    

 
* Ks. Kowcz potrzebował wody do celów liturgicznych, m.in. dla kropienia ciał ofiar egzekucji.

 
 

1 komentarz:

  1. Piękne przesłanie,przepiękna galeria ikon na podanej nam stronie.

    OdpowiedzUsuń