Na firmowanym przez Stowarzyszenie Ochrony Miejsc Zapomnianych blogu "W imieniu prawa" w serwisie gazety "Moje Miasto Lublin" ukazał się obszerny komentarz dot. decyzji SR Lublin-Zachód z 28.I.2013 (cytuję in extenso):
Orzeczenie sądowe było lekcją praworządności, udzieloną wprawdzie przez
wymiar sprawiedliwości cokolwiek późno, ale – jak mówi przysłowie –
„lepiej późno niż wcale”. Co z niej wynika?
Otóż na sali sądowej
usłyszeliśmy, że Stowarzyszeniu nie przysługuje status strony
pokrzywdzonej, a w związku z tym złożone przezeń zażalenie musi pozostać
nierozpoznane. Po co zatem sędzia pozwoliła zabrać głos mecenasowi
reprezentującemu SOMZ, skoro wiedziała, że jakakolwiek argumentacja jest
w tej sytuacji bezprzedmiotowa? Okoliczność ta w połączeniu z
obecnością kamery telewizyjnej sprawiła, że poczuliśmy się trochę jak
grupa mimowolnych statystów wkręconych w kolejny odcinek telenoweli.
Ale
pytanie o scenariusz posiedzenia nie jest ani jedynym ani też
najistotniejszym wśród tych, które pojawiły się w naszych głowach po
wysłuchaniu orzeczenia. Czym kierowała się prokuratura zezwalając SOMZ
na wgląd w akta prowadzonego postępowania? Działanie takie jest
jednoznacznie interpretowane jako przyznanie statusu pokrzywdzonego, co
więcej - status strony pokrzywdzonej potwierdzono podczas policyjnego
przesłuchania jednego z naszych członków. Albo prokuratorzy pracujący
przy Okopowej nie znają prawa, albo przeciwnie – dobrze je znają i
używają do uprawiania gry. Niezależnie od tego, który z wariantów
odpowiada prawdzie zwykły człowiek skonfrontowany z takim wymiarem
sprawiedliwości ma powód, aby się bać.
Podejmując wysiłki w kierunku
ukarania sprawców wycinki działamy zgodnie z naszym statutem, powodowani
troską o dobro wspólne. Skoro jednak „salomonowym” werdyktem sądu
usadzeni zostaliśmy na miejscu widza całego zdarzenia, to pozwólmy sobie
obiektywnie (jak na widza przystało) ocenić działania podjęte przez
miasto – jedyny podmiot, który – jak logicznie wynika z decyzji sądu –
mógł zgodnie z prawem zaskarżyć postanowienie prokuratury. Miasto w
osobie Pana Prezydenta nie wykazało dostatecznej determinacji w
wyjaśnieniu sprawy wycinki, która – powiedzmy otwarcie – obciąża konto
Ratusza bo nie dość, że wykonano ją decyzją podległych mu urzędników to
jeszcze – jak wynika z akt sprawy - za wiedzą zastępcy prezydenta.
Chodzi ostatecznie nie tylko o szkodę na środowisku naturalnym i
zabytku, ale i o stratę finansową w wysokości 2 mln zł. Zdecydowane
działanie to w takiej sytuacji kwestia elementarnej wiarygodności władzy
lokalnej. Przypomnijmy, że wnioski z audytu w Wydziale Ochrony
Środowiska UM Lublin przeprowadzonego na zlecenie Prezydenta po feralnej
wycince wykazały min. jako skutek kontrowersyjnej decyzji naruszenie
dyscypliny budżetowej. Tymczasem Prezydent w swoich działaniach
ograniczył się jedynie do zawiadomienia prokuratury o podejrzeniu
popełnienia przestępstwa pozostawiając sprawę swojemu biegowi.
Werdykt
sądu, zapewne zgodny formalnie z unormowaniami prawnymi jest w
najwyższym stopniu niesatysfakcjonujący, jeśli odnieść go do szerzej
rozumianego, społecznego i obywatelskiego poczucia praworządności.
Więcej, jest kuriozalny w kontekście tego, co zaszło. Zostaliśmy jako
mieszkańcy Lublina pokrzywdzeni wycinką dokonaną publicznym kosztem i
nic nie możemy zdziałać bo ci, którzy z urzędu powołani są do dbałości o
nasz wspólny interes w tej konkretnej sprawie odpuścili. Nie tylko
zatem SOMZ, ale i wszyscy Lublinianie oglądamy ... zamiatanie afery pod
dywan, w którym w różnym stopniu i na różny sposób uczestniczą władze
miasta i wymiar sprawiedliwości. Wierzymy, że mimo wszystko sprawa nie
jest jeszcze ostatecznie przesądzona. Przypomnijmy, że jeden z organów
orzekających (SKO) uznał decyzję zezwalającą na wycięcie drzew za
naruszającą prawo. To ważny punkt wyjścia w dalszych zmaganiach.
Dziękujemy jeszcze raz wszystkim, którzy się w nich z nami solidaryzują.
Zasadniczo to samo - acz delikatniej - napisałem na temat polityki UML we wpisie wczorajszym.
Cieszy jednomyślność, niezmiennie martwi natomiast...przedmiot owej jednomyślności, czyli podejście Urzędu do problemu.
Zachęcam również do lektury i komentowania artykułu p. red. Dominika Smagi w "Dzienniku Wschodnim".
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz