środa, 5 grudnia 2012

Stow. Ochrony Miejsc Zapomnianych wobec umorzenia postępowania prokuratorskiego ws. wycinki


 Stowarzyszenie Ochrony Miejsc Zapomnianych zamieściło w swym profilu na Facebook.com dwa ważne teksty. Pierwszym jest krótkie oświadczenie treści następującej:


Oświadczenie
Stowarzyszenie Ochrony Miejsc Zapomnianych jest oburzone postanowieniem Prokuratury Rejonowej Lublin-Północ o umorzeniu dochodzenia w sprawie przekroczenia uprawnień przez Pracowników Wydziału Ochrony Środowiska UM w Lublinie w związku z wycinką drzew na cmentarzu unickim w Lublinie w dniu 4 lutego 2012.
Postanowienie Prokuratury jest niezrozumiałe i kompromituje urząd. Wycinka była a

ktem dewastacji zasobów przyrodniczych dokonanym na terenie zabytkowym. Powołując się na względy bezpieczeństwa i rzekomo słabą kondycję zdrowotną drzew usunięto w jej wyniku zdrowe, wieloletnie okazy, co poświadczają zarówno liczne zdjęcia jak i opinie ekspertów. Trudno o bardziej jaskrawy przykład naruszenia prawa względem środowiska naturalnego. Nie ustaniemy w wysiłkach, aby sprawę doprowadzić do finału zgodnego z duchem praworządności.
 
 
 Drugi, obszerniejszy materiał  odnosi się do wielu szczegółów prokuratorskiego śledztwa, stawia bardzo ważne pytania i tezy - tym usilniej zatem zachęcam do jego lektury.
 
 
 Prokuratura idzie w zaparte

Kiedy po bulwersującej opinię publiczną Lublina wycince drzew na byłym cmentarzu Prezydent zapowiedział audyt w Wydziale Ochrony Środowiska, a sprawą zainteresowała się prokuratura przez moment wydawało się, że będzie tak, jak być powinno – skandal zostanie prześwietlony i rozliczony, zgodnie z prawem i obywatelskim sumieniem. Tymczasem do skandalu z 4 lutego b.r. prokuratura dopisała ciąg dalszy umarzając postępowanie. Oburzający werdykt jest finałem niezrozumiałego dochodzenia. Prowadzono je „w sprawie” z art. 231 par. 1. kpa, tj. o przekroczenie uprawnień urzędników Wydziału Ochrony Środowiska UM – organu, który wydał pozytywną decyzję wycinki. W tym kontekście przeprowadzone w toku postępowania przesłuchania i konfrontacje pracowników wymienionego wydziału wydają się naturalne, jaki jednak związek ze sprawą miały przesłuchania prezesa, wiceprezes i członków Stowarzyszenia Ochrony Miejsc Zapomnianych? Pytania nie dotyczyły zdarzenia tylko naszej działalności – pytano o okoliczności zawiązania Stowarzyszenia, ilość członków, datę rejestracji, częstotliwość spotkań. Cytując fragmenty z regulaminu podczas przesłuchania w Komendzie Miejskiej miałem wrażenie, że nasz wymiar sprawiedliwości nie wie co to jest organizacja pozarządowa. Niektóre z pytań zawierały insynuacje (jakie są ukryte cele Stowarzyszenia?). Ci z członków, którzy pamiętają czasy „Milicji Obywatelskiej” żartowali nawet, że dochodzenie weszło w nową fazę i teraz „wzięli się za nas”.
 
 Postępowanie „w sprawie” zostało sprowadzone do kwestii proceduralnych. Tropiąc ścieżki obiegu dokumentów w Wydziale zignorowano to, co istotnie zaszło w dniu 4 lutego. Przypomnijmy: Na terenie objętym nominalnie ochroną konserwatorską wycięto zdrowe drzewa, które wnioskodawca reklamował jako chore. Rzeczywistą kondycję drzew dokumentują zdjęcia i pisemna opinia niezależnego eksperta sporządzona bezpośrednio po zdarzeniu. Pracownicy Wydziału Ochrony Środowiska ponaglani przez swojego przełożonego nie dokonali w terenie oględzin weryfikujących twierdzenie wnioskodawcy. Jako podmiotowi dysponującemu instytucjonalnym autorytetem (wniosek złożyła przecież Parafia a nie jakiś Kowalski) uwierzono mu zapewne „na słowo”. W konsekwencji - wydając decyzję zgodną z umotywowanym jak wyżej wnioskiem - nie naliczono też opłaty za ścięte drzewa. Procedury niewątpliwie naruszono, ale nie o nie same tu chodzi tylko o zasadność decyzji. W istocie kwestią drugorzędną są źródła, z jakich Wydział mógł czerpać wiedzę o kondycji zdrowotnej drzew porastających unicki cmentarz, istotne natomiast jest to, czy wiedza, którą dysponował była adekwatna i – w konsekwencji – czy właściwe były wynikające z niej działania. Ten problem – kluczowy przecież – prokuratura ominęła szerokim łukiem.


Zignorowano też inne wątki sprawy.
Dlaczego następca odchodzącego dyrektora Wydziału, w dążeniu do zapobieżenia egzekucji feralnej decyzji nie powiadomił prokuratury o podejrzeniu naruszenia prawa przez poprzednika? (Art. 184 kpa – udział prokuratury). To ochroniłoby drzewa. Zamiast tego podjął działania administracyjne, których nieskuteczności – jako doświadczony urzędnik – był świadom. „Wiedzieliśmy, ale zaryzykowaliśmy” – tak po wycince tłumaczył w Radiu Lublin jeden z kierowników z Wydziału karkołomną decyzję o zmianie decyzji z 9 listopada 2011, zawężającą ilość podlegających wycince drzew z 76 do 14 (!), zaskarżoną wskutek braków formalnych przez wnioskodawcę do SKO i ostatecznie, przez wspomniane gremium, unieważnioną. Dlaczego nikt z urzędników Wydziału Ochrony Środowiska nie zwrócił uwagi na fakt, że wnioskodawca w odstępie dziesięciu miesięcy złożył dwa motywowane różnymi względami wnioski o wycinkę, przy czym wniosek uzasadniany zamiarami inwestycyjnymi okazał się bardziej „powściągliwy” co do rozmiaru wycinki, aniżeli ten, który ostatecznie zrealizowano? Czyżby w ciągu 10 miesięcy aż tak dramatycznie pogorszyła się kondycja ponad 70 drzew? Owszem, wnioskodawca wezwany przez Wydział do uzupełnienia pierwszego wniosku nie uczynił tego, w związku z czym nie był on przedmiotem dalszego postępowania. Urzędnicy jednak mają głowy i biorą publiczne pieniądze nie tylko za to, żeby działać zgodnie z przepisami, ale również i za to, żeby w swojej pracy robili z tych głów od czasu do czasu użytek. Gołym okiem przecież widać, że w świetle pierwszego wniosku motywacja drugiego to „ lipa”.
Dlaczego wreszcie nikt z urzędników, rozpatrując wniosek, nie skonsultował go z miejskim konserwatorem zabytków, skutkiem czego dopuszczono nie tylko do usunięcia drzew, ale i do tego, aby przez kilka godzin ciężkim sprzętem rozjeżdżano teren, na którym znajdują się komory grobowe (usunięto go dopiero po naszej interwencji)?
 
 Postanowienie o umorzeniu ufundowane jest na absurdalnej logice dopuszczającej przestępstwo „zgodne z przepisami”. To kpina z prawa i z ludzi. Nie chcemy Temidy, która niczym pirat przepaskę nosi tylko na jednym oku – lewym bierze wzgląd na osoby a prawe zasłania przed faktami. Przykro i wstyd, że dzieje się to w Lublinie. Powiedzmy jasno: tu już nie chodzi wyłącznie o cmentarz i miejską zieleń, chodzi o elementarną sprawiedliwość, której rażący deficyt uświadamia mieszkańcom wspomniana decyzja. Jest on dla ludzi nie mniej dolegliwy niż deficyt miejsc pracy, nie zrekompensują go kolejne infrastrukturalne sukcesy dynamicznej prezydentury – nawierzchnie, chodniki, skrzyżowania. Jeżeli w tym względzie nic się u nas nie zmieni to lotnisko, którym obdarowała lublinian pęczniejąca grupa „dotrzymujących słowa” posłuży chyba tylko do tego, aby stąd wygodnie uciec.

Sprawę cmentarza unickiego czeka niebawem kolejna batalia prawna. Właściciel – Parafia Prawosławna zaskarżył bowiem plan zagospodarowania przestrzennego dla terenu u zbiegu ulic Unickiej i Walecznych do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Pozostaje mieć nadzieję, że miasto, które fatalnymi decyzjami urzędników przyłożyło rękę do wycinki tym razem poważnie stanie w obronie swoich uchwał i postępowanie nie zakończy się farsą. Pewności takiej jednak nie mamy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz